– Miał pan okazję poznać niejakiego lorda Asriela? To przyjaciel mojego ludu i sławny w tej części świata odkrywca.
– Był u nas, ale już dość dawno. Podobno... – Profesor zmieszał się przelotnie, ale ostatecznie jego zapał okazał się silniejszy niż skrępowanie. – Nie jestem plotkarzem, pan rozumie.
– Ja też nie – zapewnił go Coram. – Czasem jednak zdarza mi się to i owo zasłyszeć. Przypadkiem, rzecz jasna.
– Zasłyszeć! – powtórzył Löfgren. – Wyborne.
– Otóż niedawno zasłyszałem nadzwyczaj interesującą historię o lordzie Asrielu – podjął Hallgrimsson. – Skoro przybywa pan z północy, mógł pan jej jeszcze nie słyszeć. Podobno jest zamieszany w sprawę morderstwa.
– Morderstwa?!
– Spłodził dziecko z żoną innego mężczyzny, po czym zabił tego mężczyznę.
– Wielkie nieba! – wykrzyknął Coram, który doskonale znał tę historię. – Jak do tego doszło?
Wysłuchał wersji profesora, która nieznacznie różniła się od znanej mu wcześniej. Cały czas czekał na okazję do poruszenia interesującego go tematu.
– A co się stało z dzieckiem? – zapytał. – Zapewne zostało przy matce?
– Nie. Wydaje mi się, że trafiło pod opiekę sądu. Przynajmniej tymczasowo. Matka odznacza się niezwykłą urodą, ale nie należy do kobiet, powiedzmy, w których płomień macierzyństwa płonąłby szczególnie jasno.
– Mówi pan o niej w taki sposób, jakby znał ją osobiście.
– Owszem, znam ją – przytaknął Hallgrimsson. Gdyby Coram miał opisać wyraz jego twarzy w tej chwili, powiedziałby, że profesora troszeczkę rozpiera duma. – Miałem okazję zjeść z nią kolację, kiedy odwiedziła nas przed miesiącem.
– Ach, tak... Czy ona również udawała się w podróż w nieznane?
– Nie. Przyjechała skonsultować się z Axelem. Nie wiem, czy pan o tym wie, ale pani Coulter sama jest wybitną akademiczką.
Nadeszła wyczekiwana chwila.
– I przybyła tu, żeby się z panem skonsultować? – upewnił się Coram, zwracając się do Löfgrena.
Profesor uśmiechnął się w odpowiedzi. Coram zwrócił uwagę, że jego koścista twarz oblała się lekkim rumieńcem.
– Do niedawna byłem przekonany, że mój stary przyjaciel jest całkowicie odporny na uroki płci pięknej – mówił dalej Hallgrimsson. – Kiedyś, panie van Texel, nawet by nie zauważył, że pani Coulter jest kobietą. Odnoszę jednak wrażenie, że tym razem strzała Amora przeszyła jego skorupę na wylot.
– Wcale się panu nie dziwię – zwrócił się Coram do Löfgrena. – Dla mnie również inteligencja u kobiety jest cechą niezwykle atrakcyjną. O czym chciała z panem porozmawiać, jeśli wolno mi spytać?
– Nic pan z niego nie wyciągnie – powiedział Hallgrimsson. – Już próbowałem. Pomyślałby kto, że kazała mu podpisać jakąś klauzulę tajności.
– Nie powiedziałem ci, bo tylko byś ze mnie drwił, ty stary bufonie – odparł Löfgren. – Wypytywała mnie o pole Rusakowa. Wie pan, co to takiego?
– Nie, proszę pana, nie wiem.
– Ale idea pola w filozofii naturalnej jest panu znana?
– Mniej więcej. Tym terminem określa się obszar, na którym działa jakaś siła. Dobrze mówię?
– To nam wystarczy. Tyle że pole Rusakowa bardzo się różni od wszystkich innych pól, jakie znamy. Jego odkrywca, Moskwianin nazwiskiem Rusakow, badał tajemnicę świadomości, ludzkiej świadomości. Interesowało go, jak to możliwe, że twór na wskroś materialny, jakim jest ludzkie ciało, wraz z mózgiem, naturalnie, generuje coś tak nienamacalnego i niewidzialnego jak świadomość. Czy świadomość też jest materialna? Nie możemy jej zmierzyć ani zważyć. Czy jest zatem tworem duchowym? Kiedy użyjemy słowa „duchowy”, dalsze wyjaśnienia stają się zbędne, ponieważ od tej chwili świadomość staje się własnością Kościoła i nikt nie ma prawa jej kwestionować. Oczywiście nie jest to odpowiedź satysfakcjonująca dla rzetelnego badacza natury. Nie będę się tu wdawał w szczegółowe opisy przeprowadzonych przez Rusakowa doświadczeń, ale ich ostatecznym wynikiem była idea absolutnie niezwykła: otóż świadomość jest najzupełniej normalną właściwością materii, taką samą jak masa czy ładunek jantaryczny. Istnieje pole świadomości, które przenika cały wszechświat, a najpełniej objawia się, tak przynajmniej uważamy, w istotach ludzkich. Dokładnie w jaki sposób się to odbywa, to kwestia, którą z wielkim zaangażowaniem usiłują rozstrzygnąć naukowcy na całym świecie.
– Nie na całym świecie – poprawił kolegę Hallgrimsson – tylko tam, gdzie wolno im prowadzić takie badania. Rozumie pan, panie van Texel, że coś takiego musiało zwrócić uwagę Sądu Konsystorskiego.
– Rzeczywiście, rozumiem. To musiał być potężny wstrząs dla Kościoła. I o tym właśnie chciała porozmawiać z panem ta kobieta? – Coram znów zwrócił się do profesora.
– Tak – przytaknął Löfgren. – Jej zainteresowanie tą materią było dość niezwykłe u osoby, która nie jest zawodowym akademikiem. Zadawała nadzwyczaj dociekliwe pytania o pole Rusakowa i ludzką świadomość. Kiedy pokazałem jej wyniki moich prac, w lot chwytała wszystko, co byłem w stanie jej powiedzieć. A potem, przyznaję ze smutkiem, nagle straciła zainteresowanie moją osobą i zaczęła przypochlebiać się mojemu obecnemu tu koledze po fachu.
– Czyżby słyszała o pańskich zapasach wina? – zasugerował Coram.
– Ho, ho, ho! Nie, nie chodziło ani o wino, ani o moje rozliczne cnoty osobiste. Chciała zapytać alethiometr o los swojej córki.
– Córki? Ma pan na myśli dziecko, którego ojcem jest...
– Lord Asriel – dokończył Hallgrimsson. – Nie inaczej. Dokładnie to dziecko. Chciała, żebym użył alethiometru do jego odnalezienia.
– Nie wie, gdzie ono jest?
– Nie. Dziecko, dziewczynka, ściśle rzecz biorąc, jest pod opieką sądu, ale może być gdziekolwiek. Najwyraźniej miejsce jej pobytu zostało objęte tajemnicą. Matka zaś odkryła, tylko proszę pamiętać, panie van Texel, że zasłyszał pan o tym przez przypadek, że dziewczynka występuje w przepowiedni wiedźm. Pani Coulter nam o tym nie powiedziała, to informacja... ehm... zasłyszana od jednej z jej służących. Pani Coulter bardzo zależy teraz na tym, żeby dowiedzieć się jak najwięcej na ten temat, a w szczególności odszukać córkę, by ponownie objąć ją... Chciałem powiedzieć „opieką”, ale obawiam się, że bardziej przypominałoby to areszt.
– Rozumiem – powiedział Coram. – Co mówi ta przepowiednia? Czy i to udało się panu zasłyszeć?
– Niestety nie. Domyślam się jednak, że proroctwo wspomina po prostu o tym, że dziecko jest w jakimś sensie niezwykle ważne. To wszystko, co udało się nam ustalić. Matka również nie zna treści przepowiedni. Doprawdy, nadzwyczajna kobieta... Czy mamy się spodziewać wizyty wysłanników Sądu Konsystorskiego, panie van Texel?
– Mam nadzieję, że nie, proszę pana. Ale czasy są trudne.
Coram wypytał się o wszystko, co go interesowało, i dowiedział się tego, co chciał. Po kolejnych paru minutach uprzejmej rozmowy wstał.
– Panowie, jestem wam wielce zobowiązany. Za wyśmienitą kolację, jedno z najlepszych win, jakich zdarzyło mi się próbować