– Jak to? Nie zauważyła, że zginęły jej dwa tysiące? – spytał Bob. – Eileen zauważyłaby brak pięciu dych. − „To zawsze była domena Eileen, ale ciekawe, kiedy ostatnio zaglądała na konto” – pomyślał. – Jest w ogóle jeszcze coś takiego jak kierownicy oddziałów? Myślałem, że teraz to wszystko idzie przez call center…
– Ja tam nie wiem, ale ona tak powiedziała. W każdym razie ten gość, jak zwał, tak zwał, powiedział jej, że ma nieregulaminowy debet. Twierdzi, że pierwszy raz w życiu jej się coś takiego zdarzyło.
– No i?
– Uważa, że ktoś wyciągnął pieniądze z konta bez jej wiedzy.
Sparkes westchnął. Starzy ludzie i pieniądze. Jego ojciec deponował pieniądze w komodzie. Po jego śmierci znaleźli z bratem kilkaset banknotów dziesięciofuntowych schludnie zawiniętych w skarpetki, majtki i chusteczki do nosa.
– Ma jakieś podejrzenia, kto to mógł być? Chyba nie Rosie?
– Cóż… Wygląda na to, że to niewykluczone. Bank twierdzi, że dokonano przelewu elektronicznego na kwotę dwóch tysięcy funtów na konto Rosie przed jej wyjazdem. Ale Jenny Shaw mówiła, że Rosie dostała pieniądze na wyjazd od ojca.
– Może babci się coś pomyliło? Ile ona ma lat?
– Osiem dych z hakiem, ale umysł ma sprawny.
Sparkes zebrał myśli i przetrawił nowe informacje.
– Czyli dwa tysiące z konta babci wylądowało u Rosie? Może sama zrobiła przelew? I dlaczego bank nic wcześniej nie powiedział?
– Nie od razu weszła na debet. Wczoraj wyszło parę stałych zleceń i dopiero wtedy babcia Shaw spadła pod krechę.
– Pytanie, czy to może mieć jakiś związek ze zniknięciem Rosie?
Salmond wzruszyła ramionami.
– Może się bała, że ktoś się lada chwila zorientuje. Może postanowiła się ukryć.
– No a Alex? Dlaczego ona miałaby uciekać?
– Nie wiem. Może współudział?
Sparkes nachylił się do przodu.
– Z kim się kontaktowałaś?
– Bankowy dział do spraw przestępczości finansowej ustala dokładną datę, a na popołudnie jestem umówiona z Michaelem Shawem, ojcem Rosie, u niego w domu.
Sparkes usłyszał jakieś niedopowiedzenie w jej głosie.
– No co? Powiedz wprost, co o tym myślisz? Co ci mówi intuicja?
Zara Salmond się uśmiechnęła.
– Myślałam, że mamy już nie słuchać głosu serca.
Sparkes skrzywił twarz w grymasie. Rzeczywiście odciął się od działania na wyczucie, po tym jak przy sprawie uprowadzenia Belli Elliott dostał takiej obsesji na punkcie podejrzanego, Glena Taylora, że zaprzepaścił wysiłki śledczych i niemal przypłacił to posadą.
– Bo nie słuchamy. Przynajmniej oficjalnie. Ale zawsze ma się jakiś instynkt. – Spojrzał na nią wymownie. Wiele razem przeszli.
– Sama nie wiem. Coś mi nie gra.
– Z czym?
– Z ojcem Rosie. Rozmawiałam z nim wczoraj, kiedy zgłoszono zaginięcie córki, i był jakiś taki wycofany. Nie miał wiele do powiedzenia, o nic nie pytał. Jakby była dla niego obcą osobą.
– Może to szok?
– Może, ale dziś w gazetach robi wielki pokaz, jaki to jest zrozpaczony.
– Czyżbym wyczuwał nutkę cynizmu?
– Mojemu sercu nie przypadł do gustu.
– Czyżby? To kiedy z nim rozmawiamy?
Sobota, 16 sierpnia 2014 roku
Detektyw
Mike Shaw poprawił krawat. Bob Sparkes obserwował go przez okno salonu, czekając, aż Salmond zamknie samochód. Wykorzystał tę chwilę, żeby dokonać wstępnej oceny biznesmena w średnim wieku stojącego po drugiej stronie okien PCV.
Niewiele zaobserwował. Raczej wysoki, raczej szeroki w barach, raczej szatyn w drogiej koszuli i z krawatem zawiązanym na jeden z tych głupich, ostentacyjnych węzłów. „Węzeł windsorski”. Nie dał sobie zawiązać takiego na ślub Sam. W ogóle nie miał ochoty zakładać intensywnie różowego krawata, ale zgodził się tylko pod warunkiem, że będzie mógł zawiązać go po swojemu. Eileen trochę marudziła, ale dopiął swego. „Wydaję córkę za mąż, to nie otwarcie nowego funduszu hedgingowego” – powiedział wtedy, ucinając temat. Sam nie miała nic przeciwko. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Salmond szturchnęła go w łokieć – skończyła rozmowy z bankiem i z matką Shawa, była gotowa. Sparkes stanął na progu, odchrząknął i zapukał do drzwi. Byli umówieni, ale Shaw i tak łypnął na nich nieufnie, kiedy pani Shaw numer dwa wprowadziła ich do pokoju. Każdy tak reagował na widok funkcjonariusza policji. Nawet niewinni.
– Dzień dobry. Bardzo dziękujemy, że zechciał się pan z nami spotkać – przywitał się Sparkes życzliwie, starając się uspokoić rozmówcę.
Shaw z twarzą całkowicie pozbawioną wyrazu zaczekał, aż detektywi zajmą miejsca przy stole, po czym usiadł na krześle naprzeciwko.
– O co chodzi? Są jakieś nowe wieści? – zapytał, opierając się na blacie. – Chyba mogliście przekazać mi je przez telefon. Chciałbym wrócić do pracy. W sobotę zawsze mam urwanie głowy, a dzisiaj wyjątkowo.
„Czyli nie bawimy się w uprzejmości” – pomyślał Sparkes.
– I tak, i nie. To dość delikatna sprawa, ale przejdę od razu do sedna. Dziś rano pańska matka, pani Constance Shaw, zgłosiła nam kradzież dwóch tysięcy funtów z konta bankowego. Dowiedziała się o tym od pracownika banku, którego zaniepokoił fakt, że przekroczyła stan konta bez wcześniejszego porozumienia.
Mike Shaw otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Jego ręka znów powędrowała do krawata, odkaszlnął.
– Przepraszam, sądziłem, że chodzi o Rosie.
– Bo chodzi o nią. W pewnym sensie – powiedział Sparkes łagodnie. – Matka coś panu o tym wspominała?
– Mnie? Nie, nie. Nie rozumiem, czemu nic mi nie powiedziała.
– Czyżby? Może nie mogła pana złapać w pracy.
– Tak, to na pewno dlatego.
– Po otrzymaniu zgłoszenia ustaliliśmy, że właśnie dwa tysiące funtów przelano na rachunek pańskiej córki Rosie w banku NatWest piętnastego lipca, dwa tygodnie przed jej wylotem do Bangkoku.
– Na rachunek Rosie? Dlaczego sprawdzacie jej konto? Co chcecie przez to powiedzieć? – Wzburzony Shaw zaczął wstawać z krzesła. – Nie mogę uwierzyć, że moja matka od razu zawiadomiła policję.
„Ale nie twierdzi, że Rosie nie mogła ukraść tych pieniędzy” – zauważył Sparkes.
– Jej wnuczka zaginęła, a ona się martwi o pieniądze – rzucił Mike Shaw. – Typowe. Największa egoistka, jaką w życiu spotkałem.
– Ale