Mój aktualny patent to PO PROSTU MÓWIĆ, CO CZUJĘ. Tyle że wymaga on mocnych nerwów i jest skuteczny w pięciu do dwudziestu pięciu procent przypadków.
Interpretowanie SMS-ów
Barthes pisał o rozpaczliwym analizowaniu sygnałów: „Znaki nie są dowodami, bo każdy może wytwarzać znaki fałszywe lub dwuznaczne. Stąd paradoksalne poddanie się wszechmocy języka (…). Przyjmę każde słowo od innego jako znak prawdy; a kiedy ja przemówię, nie będę powątpiewał, czy uzna za prawdę to, co ja powiem”. Ale (nie żebym objaśniała cytowany fragment, tak jak robiłam na pierwszym roku college’u, kiedy o dziesiątej rano upływał termin oddania pracy, a do pisania brałam się o trzeciej) język jest niewystarczającym narzędziem, by wyrazić ogrom i skomplikowanie ludzkich myśli i uczuć, więc choć zdecydowanie zaleca się szczerość, nie rozwiąże ona problemu randkowania. Jeśli czegokolwiek się nauczyłam, studiując przez cztery lata filologię angielską, to tego, że każdy tekst można zinterpretować w dowolny sposób, a jeśli zinterpretujesz go przez pryzmat marksizmu, dostaniesz szóstkę.
Jeżeli tak jak Barthes zdamy się na wszechmocność języka, SMS-owanie wyda się idealnym sposobem wyrażenia romantycznych uczuć. To prawie wyłącznie słowa! No, jeśli zabierasz się do tego poważnie, w grę mogą wchodzić jeszcze emoji i prawdopodobnie selfie, a jeśli jesteś bardziej zorganizowana niż ja, również GIF-y. Jedno jest oczywiste: SMS-y nie zapewnią wytchnienia od rozpaczliwej analizy.
Chcąc od początku stawiać sprawę jasno, powinnam zaznaczyć: żywię głębokie przekonanie, że skoro musisz analizować czyjeś SMS-y, aby znaleźć coś, co świadczy o tym, że ta druga osoba jest tobą zainteresowana, to ta osoba nie jest tobą zainteresowana. W najlepszym razie BYĆ MOŻE jest albo BYĆ MOŻE będzie, ale nawet jeśli jedno albo drugie to prawda, masz teraz lepsze rzeczy do roboty, na przykład pranie staników albo ubieganie się o jakiś lokalny urząd. Ludzie, którzy są tobą zainteresowani, chcą się z tobą umówić lub zgadzają się, kiedy ty chcesz się umówić z nimi. Czasami po prostu zjawiają się gdzieś, wiedząc, że tam będziesz, a robią to z szacunkiem i w fajny sposób.
Znowu jednak muszę podkreślić, że jestem osobą, której kształcenie na poziomie wyższym składało się z czterech lat czytania Wielkiego Gatsby’ego z zastosowaniem wszelkich możliwych soczewek interpretacyjnych. Lata życia najsilniej kształtujące osobowość upływały mi na uczeniu się, że książki / wiersze / dowolne słowa można interpretować na pół miliona różnych sposobów, ponieważ istnieje pół miliona różnych nurtów teorii literatury. Oto kilka, które zapamiętałam.
Istnieje dokładne czytanie (ang. close reading), czyli w gruncie rzeczy to, czego nas uczą w liceum (choć oczywiście jedyne, co pamiętam z liceum, to wszystkie szczegóły wszystkich interakcji, w jakie weszłam z pewnym pociągającym chłopakiem, który był kapitanem naszej drużyny futbolowej). Dokładne czytanie jest wtedy, gdy patrzysz na tekst w oderwaniu od informacji zewnętrznych i po prostu wgryzasz się w ~~słowa~~. Wymyślili je twórcy prądu znanego pod nazwą New Criticism, czyli Robert Penn Warren i zgraja innych białasów z Południa. Tak więc choć uwielbiam dokładne czytanie, podchodzę do niego z WIELKĄ PODEJRZLIWOŚCIĄ i zdecydowanie oczekuję, że pewnego dnia będę musiała się go wyrzec w następstwie niepokojących zarzutów o jego niewłaściwe zachowanie wobec kobiet.
Mamy też czytanie biograficzne, w którym bierze się pod uwagę życie autora, co jednak uważane jest za ZŁE podejście. Dodatkowo uwzględnia się intencje autora, co najwyraźniej jest JESZCZE GORSZE, bo przecież KOGO ONE OBCHODZĄ, a poza tym AUTORZY TO KRETYNI. Nie wiem, jak właściwie nazywa się te techniki, bo skupiam się przede wszystkim na tym, jaki to wszystko ma związek z czytaniem Zmierzchu. Z radością też spieszę zawiadomić, że kiedyś zdobyłam dzięki temu szóstkę minus z wypracowania na temat Wichrowych wzgórz, i to była moja jedyna tak wysoka ocena na studiach. Jest też semiotyka. O której oczywiście słyszałam. Tyle że nie mam pojęcia, co to takiego. Jest psychoanalityczna krytyka literacka, czyli dziedzina, którą obecnie, jak mi się zdaje, uprawiają jedynie ludzie bardzo chcący wkurzyć innych i zupełnie niekumający, o co chodzi. Dekonstrukcja, na której temat pamiętam tylko tyle, że przyprawiała mnie o silne mdłości i miałam przez nią mętlik w głowie. Moja opinia na temat wszystkich nurtów myśli literackiej jest obecnie następująca: „Aha, biali mężczyźni rozmyślali o tym przez setki lat? Pozwólcie, że wyrzucę to wszystko przez okno i będę robiła, co mi się podoba!”.
Zatem dzięki całej tej wiedzy, którą wpoili mi najbardziej szanowani intelektualiści i naukowcy w naszym kraju, posiadłam zdolność przeanalizowania każdego SMS-a w taki sposób, by nieuchronnie wyciągnąć wniosek, że facet jest mną zainteresowany albo że mnie nienawidzi. Na tę umiejętność zwrócił mi uwagę mój przyjaciel Jonah, ktoś w rodzaju mojego terapeuty, któremu nie płacę i który ma za zadanie koordynować elementy produkcji pewnego programu emitowanego późnym wieczorem i jednocześnie stawiać mi diagnozę. Jonah powiedział: „To wręcz zadziwiające, jak potrafisz zmienić zupełnie niewinne słowa w obelgi albo komplementy”. Odparłam wtedy, że właśnie dlatego zapłaciłam pięćset bilionów dolarów za studia.
Close reading SMS-ów od mężczyzn z wykorzystaniem wiedzy, którą zdobywałam przez cztery lata w college’u
SMS:
Ja: Z którym pokemonem powinnam pójść na randkę???????
On: Z Dugtrio.
INTERPRETACJA:
Ty, Blythe, zasługujesz na trzech chłopaków.
SMS:
[facet testuje narzędzie iOS umożliwiające rysowanie i przesyłanie łuku]
On: To łuk weselny.
[rysuje okrąg]
On: To obrączka.
INTERPRETACJA:
Poznaliśmy się dziś wieczorem, ale już wiem, że chcę z tobą spędzić resztę życia.
SMS:
[zdjęcie piwa, które zostawiłam niedopite na imprezie]
On: A tak przy okazji, piję twoje piwo.
INTERPRETACJA:
Chcę, żeby moje usta były tam, gdzie były twoje.
SMS:
Ja: Napisz do mnie, jeśli masz ochotę