Rebel Fleet. Tom 2. Flota Oriona. B.V. Larson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: B.V. Larson
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Rebel fleet
Жанр произведения: Космическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-65661-91-3
Скачать книгу
postać ruszyła do przodu, garbiąc się nieco w drzwiach. Była niezwykle cicha, jak na swoje rozmiary – natychmiast rozpoznałem w niej drapieżnika.

      Te oczy… Błysnęło w nich światło z korytarza. Ludzkie oczy tak nie błyszczały. Wilcze, niedźwiedzie czy kocie – owszem.

      Bez ostrzeżenia zaatakowałem intruza. Moja pięść wylądowała na pysku i usłyszałem odgłos łamiącej się kości.

      Podniosły się szponiaste łapy, ale zrobiłem unik i kopnąłem bestię w brzuch. Miałem jednak przeczucie, że w ten sposób jej nie powstrzymam. Były tam same mięśnie.

      Jedna z łap zwaliła mnie z nóg i rzuciła mną na ścianę. Odbiłem się od niej i przykucnąłem, ciężko dysząc.

      Zwalista postać zatrzymała się i usłyszałem głos z translatora.

      – Nie zmieniłeś się, ­Blake.

      Osłupiałem.

      – Ursahn? To naprawdę ty?

      – Oczywiście. Tak dawno się nie widzieliśmy, że już mnie nie poznajesz?

      – Jest ciemno. I nie spodziewałem się tutaj ciebie.

      – No tak. Większość małp ma kiepski wzrok.

      Ursahn dotknęła ściany i pokój rozjaśnił się. Zobaczyłem, jak stoi w drzwiach i rozmasowuje pysk.

      Była kapitanem lotniskowca „Zabójca”, na którym służyłem we Flocie Rebeliantów. Przypominała kształtem i rozmiarem niedźwiedzia, ale znacznie mniej owłosionego.

      – Przepraszam za nos.

      – Nie masz za co przepraszać. Każda istota wchodząca nieproszona do gawry innej zasługuje na to.

      Wskazałem jedyne w pomieszczeniu krzesło. Kosmitka spojrzała na nie z powątpiewaniem, aż w końcu przycupnęła z wyraźnym dyskomfortem. Przypomniałem sobie, że siedzenia w jej kajucie na pokładzie „Zabójcy” przypominały pieńki drzew.

      – To ja powinnam przeprosić. Chciałam upewnić się, że to ty zamieszkujesz tę norę. Nie zdawałam sobie zresztą sprawy, że ludzie to podziemne istoty.

      Nie poprawiłem jej. Zamiast tego zmusiłem się do myślenia.

      – Jesteś drugą osobą, która ostatnio napadła na mnie, żeby upewnić się, czy rzeczywiście jestem Leo Blakiem. Dlaczego?

      – To dość częsta technika wśród Kherów. Większości ludzi nie wyszkolono tak, jak ciebie. Twoja reakcja pokazała mi, że jesteś prawdziwym Rebeliantem. Najpierw zdecydowałeś się na przemoc, a przeprosiny czy prośby o pomoc zostawiłeś na później.

      – Mówisz, że Godwin mógł być Kherem?

      – Godwin? Czy to nazwa gatunku czy jednostki?

      – To jeden facet. Wyglądał na człowieka. Ale zaatakował mnie, żeby upewnić się, czy to naprawdę ja.

      – Rozumiem. To odpowiednia technika, ale nie znam żadnych Godwinów w swojej życioprzestrzeni.

      Translator, którego używała, nie był idealny, ale i tak sprawował się całkiem nieźle. Urządzenia te były jak telefony komórkowe, które działają tak dobrze, że zapomina się o tym, że rozmówca znajduje się tak naprawdę wiele kilometrów dalej.

      – W każdym razie to, że Godwin próbował tego podejścia, wskazuje, że to chyba nie człowiek. Może jeden z dzikich Kherów. Co dziwne, wyglądał całkiem ludzko.

      Ursahn wzruszyła ramionami, wyraźnie znudzona.

      – Powiem ci, dlaczego tu jestem. Doszły do mnie słuchy, że budujecie okręt tu, na Ziemi. Zapewne dowodzisz projektem?

      – Hmm… w pewnym sensie.

      – To dobrze, bo imperialni wracają.

      Byłem w szoku.

      – Naprawdę? Nie wystarczyło im za pierwszym razem? Czy doszło już do bitwy?

      – Tak. Wysłano przeciwko nim okręt pełen ambitnych małp. Wiele innych ras próbowało opanować waszą technikę hakowania okrętów. Małpy nalegały na to, by jako jedyne zmierzyć się z wrogiem.

      – I co się stało?

      – Nic. Przynajmniej nic, o czym byśmy wie­dzieli. Okręt pełen małp zniknął. Były gotowe na przechwycenie imperialnych okrętów i sprawienie, by znów zniszczyły się nawzajem, tak jak zrobiłeś to w zeszłym roku. Ale nigdy nie wróciły i nie wiemy, jak sprawiły się w bitwie.

      Niestety, miałem przeczucie, że wiem. Hakowanie działa dobrze pierwsze kilka razy, ale potem druga strona ulepsza zabezpieczenia. Imperialni na pewno to zrobili. Podstawowe środki bezpieczeństwa, takie jak firewalle czy szyfrowane transmisje, uodporniłyby ich na techniki, których użyłem poprzednio.

      – To źle, Ursahn. Bardzo źle. Zapewne rozwinęli środki ochronne przed naszym hakowaniem. Dlatego wycofali się i przegrupowali, aby przygotować się na drugą falę. Teraz mają nowe oprogramowanie i wrócili, by kontynuować łowy.

      – To sugerowali niektórzy z naszych. I dlatego tu jestem. Przywracam cię do czynnej służby we Flocie Rebeliantów. Zmobilizowano wszystkie planety. Musisz znów pomóc nam pokonać Imperium.

      Powiedziała to z taką pewnością, jakbym mógł po prostu wstać z łóżka i rozłożyć ponownie na łopatki mocarstwo obejmujące tysiąc lat świetlnych. Sama myśl, że liczyli na mnie, była niepokojąca. Czy myśleli, że potrafię przenosić góry? Jasne, wcześniej jakoś udało mi się im pomóc, ale miałbym to zrobić po raz drugi?

      – Jak się tu właściwie dostałaś? – spytałem.

      Machnęła łapą na drzwi.

      – Czy do twojego leża jest inne wejście?

      – Nie… Chodzi mi o to, jak dostałaś się do tej bazy?

      – Ach. Mamy tu transmat.

      – Co takiego?

      – Transmat to system pozwalający na wytworzenie tunelu nadprzestrzennego krótkiego zasięgu.

      – Jakie to uczucie?

      – Trochę jak przejście przez ciemne drzwi. Podróżnik doświadcza tylko lekkiej dezorientacji. Gdy wzięliśmy cię na testy, przeniosła cię właśnie tego rodzaju jednostka.

      – Jak to działa?

      – Wchodzi się na chwilę do tunelu nadprzestrzennego. Przed promieniowaniem chroni spray ochronny klasy piątej. W tym momencie…

      Uniosłem dłoń. Był to uniwersalny znak, by przestała, który rozumieli nawet Kherowie.

      – Wystarczy. Dlaczego nie przesłaliście mojej załogi tym czymś, gdy odeszliśmy z Floty?

      – Nie mieliśmy wtedy permanentnej bazy na Ziemi, więc uznaliśmy to za bezcelowe. Ostatnio jednak imperialni znów wykonali ruch, więc postanowiliśmy bardziej zainwestować w twoją planetę.

      – Naturalnie. Flota dysponuje więc systemem teleportacji połączonym z tym miejscem… To wiele wyjaśnia. Zapewne twój okręt jest teraz na orbicie?

      – Tak.

      – Co zamierzasz?

      – Czas powołać cię do służby wśród gwiazd. „Młot” uległ zniszczeniu, ale na pewno znajdziemy dla ciebie inny ciężki myśliwiec.

      Skrzywiłem się, słysząc te słowa. Na szczęście nie była szczególnie dobra w odczytywaniu ludzkiej mowy ciała. Najwyraźniej nie wiedziała, że ukradłem „Młot” ani że Ziemia zbudowała już własny okręt. Uznałem, że czas włączyć do sprawy przełożonych.