Rebel Fleet. Tom 2. Flota Oriona. B.V. Larson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: B.V. Larson
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Rebel fleet
Жанр произведения: Космическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-65661-91-3
Скачать книгу
systemu antygrawitacyjnego Kherów. To bardzo delikatna sprawa z punktu widzenia fizyki. Wymaga misternego nałożenia na siebie pól o różnej sile…

      – Brzmi fajnie, doktorku. Ale zdaje sobie pan sprawę, że nie można latać z dużym przyspieszeniem bez antygrawitacji?

      – Inni już podnieśli tę kwestię. Nie ma potrzeby…

      – Jeśli spróbujecie, skończymy jak mielonka w puszce! – Pokręciłem głową.

      Zmrużył oczy i wpatrywał się we mnie przez chwilę.

      – Co się stało? – spytałem.

      Odchylił się na oparcie i westchnął.

      – Popełniłem błąd. Powinienem się tego spodziewać. Myślę, że pańskie podanie o pracę tutaj będzie musiało otrzymać odpowiedź odmowną.

      – Co? Miałem panu pomóc, pamięta pan?

      – Oczywiście, ale opierałem się na błędnych założeniach. Zdaję sobie teraz sprawę, że nie chce pan po prostu być świadkiem startu pierwszego ziemskiego okrętu międzygwiezdnego. Chce pan sam nim polecieć. To absolutnie wykluczone.

      No tak, chwilę wcześniej powiedziałem, że mielonką w puszce będziemy „my”, a nie po prostu załoga.

      – Proszę nie gadać głupstw. Wiem, że nie mam kwalifikacji, i nie jestem nawet zainteresowany. Mam dość latania między gwiazdami. To nie jest zbyt bezpieczna ścieżka kariery.

      Nie wyglądało na to, aby mi uwierzył. Nie był głupi.

      – Lepiej chyba zrezygnować z tego pomysłu.

      – A, rozumiem! – zawołałem. – Nie potrafi pan znieść jakiejkolwiek krytyki swojego projektu, co? Rozumiem. Mnóstwo jajogłowych się wkurza, gdy ktoś powie coś złego o ich wielkich metalowych dzieciach. Skoro tak, to nie chcę pracować nad Ikarem.

      Spojrzał na mnie spode łba, po czym obaj zamilkliśmy na prawie minutę. Przejrzałem jego blef i wyglądało na to, że uważnie nad tym rozmyśla. Tymczasem posmarowałem masłem kolejną bułkę.

      – Dobrze. Może pan zostać. Ale postawmy sprawę jasno. Nie będzie pan w załodze nowego okrętu. To się nie zdarzy. Jako członek Floty Rebeliantów zachowywał się pan nieodpowiedzialnie. Nie możemy sobie pozwolić na takie gierki. Rozumie mnie pan?

      – Doskonale, doktorku.

      – Dobrze więc. Chodźmy na dół.

      Nie wiedziałem nawet, że jest tu jeszcze jakiś dół. Abrams zaprowadził mnie do miejsca, gdzie znajdowały się świeże odwierty. Skała była tu bardziej szorstka i nieco jaśniejsza.

      Ciemne, stalowe schody prowadziły w dół. Poszedłem za naukowcem. Przed nami zapaliło się światło, a zgasło za naszymi plecami.

      – To nowa sekcja, świeżo wywiercona.

      – Przepraszam, doktorku, ale przez tę dziurę ciężko byłoby chyba przecisnąć okręt kosmiczny.

      – Jest jeszcze inny szyb, prowadzący bezpośrednio do głównej rampy i wyjścia. Jeszcze nie połączono go z głównym korytarzem. Gdy będziemy gotowi, zespolimy oba tunele i wywieziemy moduły na zewnątrz.

      – Jest to jakiś plan. Ale budowanie okrętu w hangarze byłoby prostsze.

      Zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.

      – Ma pan rację. Tylko że nie mogliśmy ryzykować. Jones pokazał panu ich sondy inwigilacyjne, prawda? Te systemy szpiegowskie wykryłyby wszystko, co próbowalibyśmy zbudować na powierzchni. To miejsce jest naszą najlepszą szansą, by temu zapobiec.

      Szliśmy dalej w milczeniu. Gdy w końcu dotarliśmy do większego pomieszczenia, oszacowałem, że musimy być jakieś pięć pięter pod głównym kompleksem.

      Wtedy ujrzałem coś niesamowitego. Nie był to jeszcze cały okręt, ale zobaczyłem jego szkielet.

      Budowano go modułowo. Każdy z modułów był mniej więcej wielkości furgonetki. Miał już kajuty dla załogi, rufowe silniki… nie, dwa zestawy silników, na obie strony. Widziałem też duże cylindryczne zbiorniki, zapewne na jakiegoś rodzaju paliwo.

      – Co to takiego? – spytałem. – Ten wielościan?

      – Rdzeń sieci sensorów.

      – Wielki i odsłonięty. Jaki okręt bojowy ma coś takiego na wierzchu?

      Spojrzał na mnie jak na idiotę.

      – To nie żaden pancernik, ­Blake. To okręt eksploracyjny. Minimalnie uzbrojony.

      Szczęka mi opadła. Wszystko, co wiedziałem o wszechświecie poza Układem Słonecznym, wskazywało na to, że panuje tam jeden wielki chaos.

      – Ta łajba nie nadaje się do walki? Jak obroni się przed rozwaleniem na kawałki?

      Abrams uśmiechnął się złośliwie.

      – Pańskie raporty sporo nam pomogły. Zbadaliśmy technologię, na jakiej opiera się ten okręt, na tyle, na ile mogliśmy, i przejrzeliśmy projekty z rdzenia komputera „Młota”.

      Oparłem ręce na biodrach i zacząłem przechadzać się wokół, w głowie składając poszczególne części. Po minucie odwróciłem się znów do stojącego cicho Abramsa.

      – Rozumiem. Zwariowaliście.

      – Rozpoznaje pan?

      – Jeszcze jak. To najbardziej podstępny, złowrogi, znienawidzony rodzaj jednostki w Galaktyce. Zbudowaliście okręt fazowy, co?

      – Owszem. Walczył już pan z nimi. Nie tak łatwo było je pokonać, mimo lekkiego uzbrojenia.

      Znów przyjrzałem się modułom i próbowałem wyobrazić sobie je złożone w całość. Okręt miał być długi i smukły, choć mniejszy niż jego pierwowzory z floty Imperium.

      Budowali okręt fazowy tu, w ciemności. Jednostkę, która stawała się niewidzialna, pozostając częściowo w nadprzestrzeni, a częściowo w zwykłej przestrzeni. Wredny okręt nadający się do zasadzek na niczego niespodziewającego się przeciwnika albo do ucieczki od niebezpieczeństwa.

      Jednostki tego typu były powolne, ale gdy udawało im się podlecieć bliżej, stawały się groźne. Zapewne ziemscy naukowcy rozważyli wszystkie opcje, zanim zdecydowali, jaki okręt wyślą na pierwszą ziemską wyprawę w głęboki kosmos.

      Nie wiedziałem, co o tym myśleć, jako że nienawidziłem tych draństw, odkąd je pierwszy raz napotkałem. Zresztą tak samo jak każdy, kto kiedykolwiek służył we Flocie Rebeliantów.

      8

      – Teraz już łapię – powiedziałem. – Wszystko jasne. Wysyłacie okręt na zwiad. Po to mu tyle sensorów? Bo jest przede wszystkim jednostką szpiegowską?

      – Owszem – odparł Abrams. Zrobił krok do przodu i przebiegł palcami po gładkim, ciemnym kadłubie. – Potrzebujemy informacji, ­Blake. Chyba nawet pan musi to rozumieć. Jesteśmy ślepi w kosmosie, na łasce każdej większej, starszej cywilizacji.

      Miało to pewien sens. Zamaskowany okręt szpiegowski mógł zebrać cenne informacje.

      Nie wierzyłem jednak, że dowództwo tylko to ma na myśli. Taki okręt był też śmiercionośny i tani w budowie.

      Gdy Niemcy uznali, że nie stać ich na rozbudowę floty pancerników do walk z aliantami podczas drugiej wojny światowej, budowali U-Booty. Zamaskowane okręty kosmiczne podobnie mogłyby umożliwić Ziemi uczestnictwo w międzygwiezdnych konfliktach, choć byłaby to gra nie fair.

      – No nie wiem. – Pokręciłem głową. – Kherom się to nie