„Kornelówka” jednak się potem odrodziła?
Odbudową, w latach dziewięćdziesiątych, zajął się przede wszystkim mój syn Mateusz. Dokonywała się ona w sposób dość podobny do tego, w jaki wcześniej dom powstawał. Znów dzięki przyjaciołom, znajomym. Tym razem ze sporym udziałem ludzi Solidarności Walczącej młodszego pokolenia. Zamiast drewnianych ścian postawili murowane. Wszystko jednak z obydwu stron znów wyłożone zostało drewnem i odzyskało taki kształt, jaki miało przed pożarem. Życie powróciło do tego miejsca, choć skupia już przede wszystkim następne pokolenie…
Pielgrzymka
Kornel Morawiecki z transparentem „Wiara – Niepodległość” podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, 6 czerwca 1979 rok, Kraków.
Bardzo aktywnie przeżyłeś pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski w 1979 roku.
Było dla mnie oczywiste, że przybycie papieża do Polski będzie niezwykłym wydarzeniem o wręcz nieobliczalnych skutkach. Spodziewałem się, że na spotkania z Ojcem świętym przybędą ogromne tłumy. Wiosną 1979 roku byłem w Warszawie, skontaktowałem się ze środowiskiem KOR-u. Pytałem, czy przygotowują na tę okazję jakieś transparenty, ulotki. Bardzo chciałem wziąć udział w takich działaniach. Zaskoczyło mnie, że pielgrzymka papieża nie wzbudzała w nich większego zainteresowania. W ogóle nie doceniali faktu, który ja uważałem za wyjątkowy, bardzo doniosły! Zdumiewały mnie opinie w rodzaju: „przyjedzie, pojedzie i cóż z tego?”. Wracałem do Wrocławia bardzo rozczarowany. Podzieliłem się swoimi odczuciami z Jurkiem Petryniakiem, moim starym przyjacielem, z którym pozostawałem w stałym kontakcie od lat sześćdziesiątych. On od razu zaproponował wykonanie transparentu. Krótko zastanawialiśmy się, co powinno się na nim znaleźć. O ile dobrze pamiętam, pomysł na jego treść pochodził ode mnie. Postanowiliśmy, że będzie to duże biało-czerwone płótno z napisem „WIARA i NIEPODLEGŁOŚĆ”. W czerwcu wykonaliśmy transparent. Chętnych do pojawienia się z nim na mszach papieskich było kilkoro. Poza mną – Jurek Petryniak, Zbyszek Oziewicz, Wojtek Winciorek, Amerykanin Garret Sobczyk, Janusz Goryl – mieszkaniec Pęgowa, wówczas chłopak mojej córki. Był z nami też kilkunastoletni kuzyn Jurka Petryniaka Zbyszek Duszak. W przeddzień przylotu papieża byliśmy w Warszawie, nocowaliśmy u mojej rodziny. Szczerze powiedziawszy, pierwszego dnia Warszawa nieco mnie rozczarowała. Wszędzie krążyły plotki o zagrożeniach, jakie wiążą się z uczestnictwem w mszy papieskiej. Już na dworcu słyszeliśmy, jak ludzie mówili o tym, że na placu Zwycięstwa na pewno dojdzie do tumultu, że zgromadzeni będą się tratować.
Wiadomo, że Służba Bezpieczeństwa bardzo aktywnie rozsiewała plotki mające na celu pogorszenie atmosfery w czasie papieskiej wizyty i ograniczenie liczby uczestników mszy świętych.
Zabiegi te przyniosły przynajmniej częściowy skutek. Plotki takie krążyły nawet po Wrocławiu, mieście, do którego papież nie planował przybyć. A Warszawa od takich pogłosek aż huczała. Sukcesem SB było to, że na mszy św. na placu Zwycięstwa nie było więcej niż dwieście tysięcy ludzi. To bardzo mało jak na stolicę Polski.
Były inne transparenty poza waszym?
W czasie mszy na placu Zwycięstwa nie widziałem innych transparentów. Nasz też nie był rozwinięty przez cały czas. W najważniejszych momentach mszy świętej zwijaliśmy go. Bardzo szybko pojawili się faceci żądający schowania transparentu, który rzekomo zasłaniał widok znajdującym się z tyłu. Nie było wątpliwości, że to esbecy. Zachowywali się jednak dość powściągliwie, jedynie stanowczo prosili. Ewidentnie nie wiedzieli, jak się zachować, co z nami zrobić. Widać nie mieli doświadczenia w podobnych sytuacjach. Spokojnie więc tłumaczyłem, że transparent nikomu nie przeszkadza, podchodziłem do stojących za nami i oni to potwierdzali. W efekcie, mimo natarczywości esbeków, napis „Wiara i Niepodległość” widniał nad tłumem do końca spotkania z papieżem.
Podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Od lewej: Kornel Morawiecki, Jerzy Petryniak, Garret Sobczyk, Zbigniew Duszak. Warszawa, 1979 rok
Jakie były twoje wrażenia z historycznej mszy na placu Zwycięstwa?
Najpierw zaskoczyło mnie, że nie przyszło więcej ludzi. Cokolwiek by nie powiedzieć – Służbie Bezpieczeństwa udało się wywołać psychozę zagrożenia i tym sposobem ograniczyć liczbę wiernych na mszy papieskiej. Pierwszy raz w życiu spotkałem się też z oklaskami w czasie mszy świętej. We wszystkim tym najważniejsza była jednak postać papieża. Był bardzo ciepły, zachowywał się bez wątpienia całkowicie naturalnie, a emanowała z niego potężna charyzma. W jego homilii pojawiły się słowa o niepodległości, z którymi znakomicie współgrało hasło naszego transparentu. Słowa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi” były wielką, przejmującą kulminacją.
Przyszło ci wtedy do głowy, że słowa te mogą okazać się prorocze?
Było jasne, że Jan Paweł II żadnej treści politycznej nie wygłosi wprost. Byliśmy więc wyczuleni na wszelkie myśli zawarte „między wierszami”. Tymczasem wygłoszona została wspaniała homilia, która była dla nas jednocześnie głębokim przeżyciem religijnym i wielkim przekazem wiary w to, że całkowita odmiana położenia Polski jest możliwa. Ojciec Święty dawał prawdziwą nadzieję na to, że rozważne i wytrwałe dążenia przyniosą owoce.
Byłeś też z transparentem następnego dnia, na kolejnym spotkaniu z papieżem.
Tego dnia na placu Zamkowym odbyło się spotkanie z młodzieżą. Tłum był znacznie większy od zgromadzonego dzień wcześniej na placu Zwycięstwa. Ludzie chyba przestali się obawiać tych wszechobecnych przepowiedni, według których spotkanie z Ojcem Świętym miało wiązać się z przeróżnymi zagrożeniami. Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, wszystkie boczne uliczki pełne były ludzi. Nas też było więcej. Oprócz naszej wrocławskiej grupy przyszli z rodzinami moi krewni: brat, siostra, kuzyni. Staliśmy z transparentem w czasie przejazdu papieża Traktem Królewskim, potem przeszliśmy bliżej zgromadzonych. Udało nam się dostać do miejsca nieodległego od papieża.
Tym razem SB nie interweniowała?
Tam się wydarzyło coś zaskakującego. Wokół naszego transparentu zaczęła skupiać się duża grupa młodych ludzi, którzy zachowywali się tak, jakby chcieli się utożsamić z umieszczonym na nim hasłem. Otaczali nas bardzo szczelnie, tak że żaden esbek by się do nas nie dopchał. Kiedy spotkanie się skończyło i zgromadzeni rozchodzili się we wszystkich kierunkach, pozostało około tysiąca ludzi otaczających nasz transparent. Ruszyliśmy z nim Krakowskim Przedmieściem, Nowym Światem, przeszliśmy przed gmachem KC PZPR, a potem Belwederską.
Czyli zrobiliście demonstrację pod hasłem niepodległości.
Tak – to była demonstracja. Do końca było co najmniej z tysiąc osób. Gdzieś w okolicy Alei Jerozolimskich podeszły do nas jakieś dziewczyny. Powiedziały, że są z Gdańska i pytały, skąd my jesteśmy. Powiedziałem Januszowi Gorylowi, by odpowiedział im, że z Pęgowa. „Pęgów? A gdzie to jest?”. Udało mi się namówić Janusza, by podał im swój adres. Ciekawa rzecz, że rok później, w sierpniu 1980 roku, przyjechały i szukały