Może na Halloween przebiorę się za wykałaczkę, żeby dać mu taką małą podpowiedź, czym jeszcze mógłby zająć usta.
Niezbyt uważnie słucham tego, co mówi pani Collins. Ale dochodzi do mnie informacja o dobroczynnej kolacji dziś wieczorem.
– Ty też jesteś zaproszony, Jace. Nie próbuj szukać wymówek. Brantowie będą po nas o siódmej, więc masz być gotowy; w garniturze i pod krawatem, zrozumiano?
Pani Collins idzie w stronę domu, nie czekając na odpowiedź syna.
Brantowie. Collinsowie idą na imprezę z Brantami, co oznacza, że Jace – mój Jace – spędzi cały wieczór z byłą dziewczyną, z tym wcieleniem arystokratycznej suki – Elizabeth Brant. Głowa pęka mi ze złości, a zazdrość skręca żołądek. Bez słowa łapię torebkę, przerzucając ją przez ramię i biegnę do samochodu. Jace zostaje w tyle, kompletnie skołowany.
– Hej, czekaj no chwilę! – woła – Jess! Gdzie biegniesz?
– Do domu – bardziej mamroczę niż mówię.
Nie odrywam wzroku od asfaltu, bo gdybym na niego spojrzała, zauważyłby, że jestem bliska łez. Zazdrość niemal rozsadza mnie od środka. Doskonale wiem co się stanie, kiedy wybuchnę. Od miesięcy nie czułam niczego podobnego, ale teraz… Muszę stąd natychmiast zwiewać.
Chcę płakać, krzyczeć… chcę wrócić do domu i sięgnąć po ukryte w pudełku żyletki. Jakkolwiek cudowne nie byłyby dwa poprzednie miesiące, teraz jasno widzę, że w świecie Jace’a nigdy nie będzie dla mnie miejsca. W oczach pani Collins zasługuję jedynie na pogardę; widziałam jej lekceważące spojrzenie. Przypominam sobie słowa Jace’a, kiedy mówił na cmentarzu jak bardzo chce, aby mama była z niego dumna. A teraz? Czy myśli, że będzie dumna ze znajomości syna z taką dziewczyną jak ja? Nie. Na pewno nie, dlatego zakończy to prędzej czy później. Zostawi mnie jak wszyscy inni, zapewne nawet nie zdając sobie sprawy, jak ogromne spustoszenie spowoduje.
Jace łapie mnie mocno za ramię, oczekując wyjaśnień.
– Chcesz już wracać? Nie skończyliśmy gry! – skarży się, wyglądając na nieco przybitego.
– Masz przecież ważne przyjęcie do zaliczenia. Wolę się ulotnić, żeby nie przeszkadzać ci w przygotowaniach. – Naprawdę chciałabym uniknąć w głosie smutnego sarkazmu, ale nie mam pewności, czy potrafię.
– Jess, jest dopiero czwarta trzydzieści. Do kolacji zostało w cholerę czasu, nie muszę jeszcze nic robić! Nie jedź…
Ostatecznie podnoszę wzrok i z całych sił próbuję zmusić się do uśmiechu. Moje załzawione oczy błyszczą, ale mam nadzieję, że Jace tego nie zauważy.
– Wiesz co, po prostu zadali mi strasznie dużo zadania domowego i powinnam w końcu się do niego zabrać.
KŁAMSTWO.
Przebrzydłe kłamstwo.
Teraz rozumiem. Wcale nie zburzyłam swoich obronnych murów, by wpuścić Jace’a do środka. Nie. Ja tylko je przebudowałam, odnowiłam i przemalowałam zgodnie z jego gustem. Może sądzić, że przez ostatnie dwa miesiące poznał prawdziwą Jessicę Alexander, ale w rzeczywistości, widział jedynie przebłyski. Okłamałam Jace’a, okłamałam siebie, a teraz te piękne, wymalowane na nowo mury walą się cegła po cegle i nikt nie ma pewności, co wypełznie z gruzów.
Jace długo myśli, obserwując mnie z poważną miną. Nie kupił tej wymówki, czekam więc co powie.
– Jess, chodzimy razem na prawie wszystkie zajęcia, a ja nie mam nic zadane…
Na całe szczęście uczymy się różnych języków.
– To z hiszpańskiego.
Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo!
– Serio, nie masz nawet pojęcia, ile nam tego zadał. Pieprzony hiszpański – narzekam i nie wiem, czy bardziej próbuję przekonać jego, czy też siebie.
– Serio? No cóż, skoro musisz to idź. – Mój przyjaciel nie wygląda wprawdzie na całkowicie przekonanego, ale nie mam czasu o tym myśleć. Muszę stąd odejść. Szybko.
Kiedy wsiadam do samochodu, Jace opiera się o drzwi.
– Słuchaj, wszystko okej? Jesteś jakaś dziwna. Mam nadzieję, że to nie przez moją mamę i ten głupi komentarz o koszulce? Taki ma już charakter, nic nie poradzę. Po prostu ją ignoruj, ja robię to od lat i póki co wychodzi mi to na dobre.
Tak, Jace, twoja mama to wredna żmija i tak, jestem „jakaś dziwna”. Dziwna, że głowa mała, powinieneś wiedzieć to od samego początku!
– Wszystko jest w porządku, Jace.
Jeszcze jedno kłamstwo.
Nie potrafię przestać, kłamię jak z nut. Naprawdę muszę się stąd wydostać! Już!
– Okej. Powodzenia z tym zadaniem z hiszpańskiego i w ogóle. – Mówi powoli odchodząc, ale gdy zapalam silnik sygnalizuje dłonią, abym opuściła szybę. – Jesteś na sto procent pewna, że w porządku? Bo naprawdę na to nie wygląda. Jess, jeśli coś cię martwi, zawsze możesz ze mną pogadać, nie? – Jace wydaję się być szczerze zaniepokojony.
Nie rób tego, Jessica. Nie rób, nie rób, nie rób!
Robię to.
– Och, dlaczego coś miałoby być nie w porządku, Jace? Bo twoja mama przez cały czas patrzyła na mnie jak na tanią zdzirę, która próbuje zeszmacić jej idealnego, utalentowanego syneczka z wyższych sfer? A może dlatego, że wybierasz się na wytworną kolacyjkę z przecudowną Elizabeth i jej arystokratyczną rodziną? Nie mam pojęcia, czemu to miałoby mnie martwić!
Sarkazm wypełnia gorące powietrze, choć już w momencie wypowiadania kolejnych słów, zaczynam gorzko ich żałować. Patrząc na wyraz twarzy mojego przyjaciela, mam ogromne wyrzuty sumienia. Przegięłam. Jace krzyżuje ramiona na piersi w obronnym geście i spogląda mi w oczy z taką złością, jak nigdy wcześniej.
To się na pewno źle skończy.
– Wow. Idealny, utalentowany syneczek z wyższych sfer, tak? Tym dla ciebie jestem? A czy kiedykolwiek zachowywałem się przy tobie jak ktoś taki, Jess? Okej, matka bywa nieco uprzedzona, ale raczej nie myśli, że chcesz mnie „zeszmacić”, cokolwiek to w ogóle znaczy! A sprawa z Liz jest zupełnie absurdalna! Nic nas już przecież nie łączy, Jess, sama wiesz o tym najlepiej ze wszystkich! – Robi krótką pauzę, nabierając oddechu. – Wiesz co jest dziwne? Mam potwornie silne wrażenie, jakbyś to nie z moją mamą miała problem. Powiedz, Jess, jesteś zazdrosna? Bo chyba zdajesz sobie sprawę, że nie będziemy wiecznie żyć w celibacie z powodu naszej przyjaźni, nie? Znaczy, jesteś moją najlepszą przyjaciółką i w ogóle, ale pewnego dnia mogę znowu chcieć z kimś chodzić, tak jak i ty, i nie chciałbym żeby był z tym jakiś problem. Tak czy inaczej, na pewno nie wybiorę Liz.
Patrzę na niego oniemiała, ubolewając nad każdym wcześniej wypowiedzianym przeze mnie słowem. Zupełnie przypadkowo doprowadziłam do rozmowy, której tak strasznie chciałam uniknąć. Chociaż Jace od kiedy zerwał z Elizabeth, nie umówił się z nikim, ale na pewno kiedyś zacznie. Ta myśl nie daje mi spać. Samo wyobrażenie go sobie z inną dziewczyną przyprawia mnie o mdłości.
Nie mam zielonego pojęcia jak mogłabym odpowiedzieć, więc robię to co potrafię najlepiej – znowu kłamię. Wymyślam jeszcze większe kłamstwo od poprzednich.
– Nie, Jace, nie jestem zazdrosna.