Dlatego się tnę. Ten ból mogę kontrolować; jest tylko mój. To ja o nim decyduję, podczas gdy moje myśli są ode mnie zupełnie niezależne. Pojawiają się dzień w dzień, jak powtórki znienawidzonego serialu, a ja zwalczam je żyletką. To nieustanna bitwa, dla której nie znajduję wytłumaczenia. Wątpię, żeby posiadanie niezainteresowanych rodziców mogło mieć tak ogromny wpływ na człowieka, powodować głęboko zakorzeniony ból. Kto wie? Nie jestem przecież psychiatrą. I choć może powinnam do jakiegoś pójść, sama myśl o zwierzaniu się obcym z najskrytszych sekretów jest absolutnie nie do zniesienia.
– Bardzo ci współczuję z powodu siostry i w ogóle całej sytuacji z rodziną…, ale Jace, nie możesz winić za to siebie – mówię po dłuższej chwili, próbując się nie rozkleić. – Nie ty goniłeś Genevieve. Nie zginęła przez ciebie, tylko przez dzieciaki, które ją prześladowały. – Nie jestem w stanie uwolnić Jace’a od poczucia winy, ale bardzo chciałabym, aby to usłyszał. Powinien zrozumieć, że nie zrobił niczego złego i choć moje słowa zapewne wcale nie przynoszą ukojenia, chcę by wiedział, że stoję po jego stronie i może na mnie polegać.
– Niby wiem – odpowiada. – U terapeuty całymi godzinami uczyłem się mówić „to nie moja wina”. Na początku ciężko przechodziło mi to przez gardło, później trochę prościej, ale wiesz wciąż chyba sam sobie nie wierzę, bo gdybym był na czas, te dzieciaki nie wygoniłyby Genevieve na drogę i wciąż by żyła.
– Nie możesz wiedzieć tego na pewno, Jace. Poza tym, hej, nie bierz odpowiedzialności za całą sytuację. Sam byłeś jeszcze dzieckiem! To straszna tragedia, ale w żadnym wypadku to nie jest twoja wina – przekonuję. Mam nadzieję, że to zrozumie, nawet jeśli nie od razu.
Jace wzdycha głośno i ponownie wplątuje palce we włosy. Myślę, że to jego tik nerwowy. – Zbierajmy się stąd – mówi po chwili. – Przepraszam, że zepsułem nasze wspólne popołudnie, ale zależało mi, żebyś to zobaczyła. Nie jestem taki sam jak reszta. Wcześniej… Tak, prawie cię pocałowałem, ale przysięgam, wcale nie próbuję nikogo wykorzystać, ani nie chcę cię wrobić jak Harrison.
W jego oczach czai się smutek.
– Wtedy na parkingu… Wiedziałem, że coś musi być na rzeczy, kiedy zmienili godzinę spotkania. Nie chcieli, żebym przyjechał pod wieżę ciśnień, bo pokrzyżowałbym im plany. W życiu nie pozwoliłbym Elizabeth nawet cię tknąć, tyle że… znowu mnie nie było. Kolejny raz przyjechałem za późno. – Jace czuje się winny i choć chcę go zapewnić, że nie musi, nie pozwala mi sobie przerwać. – Przesadzili. Byłem świadomy tych zaczepek, ale coś takiego?! Powiedziałem jej, że to koniec, a jeśli będzie próbowała się mścić, pójdę prosto do jej rodziców i powiem im całą prawdę o ich ukochanej córeczce. I wierz mi, Jessica, tak właśnie zrobię.
Nie mam pojęcia, co powiedzieć. Jace robi dłuższą pauzę, po czym patrzy mi w oczy z bardzo poważną miną.
– Jeśli coś ci zrobi, nie, jeśli w ogóle się do ciebie odezwie, od razu daj mi znać, dobrze? Jestem totalnym kretynem, że byłem z nią przez cały ostatni rok. Poza szkołą, Elizabeth jest inna. Wiedziałem, że potrafi być zjadliwą suką, ale aż do sobotniego wieczoru nie przypuszczałem nawet, do czego może się posunąć. Dawałem jej szansę, bo wiem o pewnych sekretach z przeszłości, przez które jest taka jaka jest, ale nic nie usprawiedliwia potraktowania cię w taki sposób. Nigdy im tego nie wybaczę.
Wow.
Właśnie odpowiedział chyba na wszystkie niewypowiedziane pytania.
Cieszę się, ale zarazem nie rozumiem, dlaczego Jace bierze odpowiedzialność za sytuację z Elizabeth, która tak naprawdę miała miejsce wyłącznie z mojej winy. To ja spałam z Harrisonem, naiwnie wierząc, że będziemy razem. To ja z własnej woli wysiadłam z samochodu i pozwoliłam się nade mną pastwić. Byłam głupia, a jednak nie żałuję. Gdyby nie ta sytuacja, spotkanie z Jace’em nigdy nie miałoby miejsca. Fakt, że obchodziłam go na tyle, by zaoferował mi pomoc, znaczył o wiele więcej niż cała reszta koszmarnego wieczoru.
– Jace, dziękuję, że tu przyjechaliśmy. I że opowiedziałeś o Genevieve akurat mnie. Nigdy nikomu nie wygadam, obiecuję.
– To ja dziękuję. No wiesz, że mnie wysłuchałaś. Nie masz pojęcia, jakie to ważne. Ale, Jess, nie przestraszyłem cię, co? Nie znamy się za dobrze, ale mam wrażenie, że można ci zaufać i moje sekrety przy tobie są bezpieczne. Wiesz… gdybyś kiedyś chciała pogadać, to jak coś ja też potrafię dochować tajemnicy.
Jace odzyskuje dobry humor. Uśmiech rozlewa się po jego twarzy. Mam teraz tak ogromną ochotę go przytulić, otoczyć mocno ramionami i nigdy nie wypuszczać. Powstrzymuję się jednak i jedynie przytakuję.
– No cóż, dzisiaj udało ci się wymigać od porażki, koleżanko. Ale nie na długo. Zajrzyj do mnie jutro po szkole, a przekonamy się, kto jest najlepszy.
Tak, powrócił dawny, zabawny Jace. I chociaż naprawdę lubię go w tej wersji, tamta bardziej emocjonalna i prawdziwa postać też jest całkiem fajna. Teraz jednak ja również mam dosyć poważnych tematów. Rzucając mu przekorne spojrzenie, zaczynam więc grać w jego grę.
– Dobra, panie wielki sportowcu. Wmawiaj sobie co tylko zechcesz, ale kto wygra to się dopiero okaże. Jutro raz na zawsze z największą przyjemnością pokaże ci, gdzie raki zimują! – odpowiadam z nowo zdobytą pewnością siebie.
Jace cicho chichocze, wysiadając z samochodu i jak prawdziwy dżentelmen pomaga mi wyjść z wysokiej kabiny. Żadne z nas nie wie co powiedzieć i niezręczna atmosfera szybko powraca. Musimy przestać się tak dziwnie zachowywać, jeśli mamy zostać przyjaciółmi.
Jace przestępuje nerwowo z nogi na nogę, raz patrząc prosto na mnie, a zaraz potem spuszczając wzrok.
– Umm… Jeszcze raz dziękuję – mówi. – A jeśli chodzi o to zajście w basenie… Przepraszam. I obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, nie? – Jego słowa są szczere i pełne uroczej życzliwości, a jednak w moich uszach brzmią raczej jak wyrok niż obietnica.
Z jednej strony uważam przyjaźń z Jace’em za coś cudownego, ale z drugiej nie jestem pewna, jak ta relacja miałaby właściwie wyglądać.
– Jasne. Tylko muszę cię ostrzec. Nigdy nie byłam dla żadnego faceta tak po prostu przyjaciółką… Nie wiem, czy będę w tym dobra – wyznaję nieśmiało.
W braterskim geście Jace kładzie mi dłonie na ramionach.
– Jess, ja też nigdy przedtem nie przyjaźniłem się z dziewczyną. Jakoś to wszystko ogarniemy, okej? Damy radę.
Kiedy idziemy w stronę Hondy, telefon w kieszeni mojego przyjaciela zaczyna wibrować. Jace zatrzymuje się wpatrzony w ekran komórki. Jego lekki uśmieszek zastępuje zmartwiony grymas.
– Coś się stało? – pytam, a kiedy podnosi wzrok, w jego spojrzeniu widać przeraźliwą furię. – No co?! Powiedz mi!
– Ktoś zamieścił w necie coś strasznego… ymm, o tobie. Właściwie żaden „ktoś”, jestem na sto procent pewny, czyja to robota i przysięgam, że załatwię sprawę jeszcze dzisiaj! Po prostu nie patrz nawet na te zdjęcia, okej, Jess? Obiecaj, że nie wejdziesz na neta, dopóki te głupie suki tego nie usuną.
Doskonale wiem, o jakich zdjęciach mówi i czuję ogromny, przeogromny wstyd. Chciałabym zniknąć, uciec stąd jak najdalej i nie musieć nigdy więcej patrzeć Jace’owi w oczy.
– Jess? Obiecujesz? – nalega.
Kiwam głową. Moja broda zaczyna dygotać,