Terapia. Perez Kathryn. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Perez Kathryn
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Контркультура
Год издания: 0
isbn: 9788378894872
Скачать книгу
align="right">

      Kim jest przyjaciel?

      Przyjaciel to jedna dusza w dwóch ciałach.

– Arystoteles

      Jessica

      KIEDY TYLKO UCHYLAM drzwi sypialni, z kuchni od razu dociera do mnie kłótnia rodziców. Nie pierwszy i nie ostatni raz ojciec robi mamie awanturę o nadużywanie alkoholu. Ciężko mi znieść ich wrzaski, dlatego zamiast przechodzić przez sam środek piekła, postanawiam wymknąć się oknem. Przekładam przez parapet najpierw jedną, potem drugą nogę, po czym szybko zeskakuję na zieloną trawę. Zamykam za sobą okno i jestem wolna. Tutaj konflikty rodziców nie mają prawa dotrzeć.

      Stara, zardzewiała huśtawka na podwórku tańczy leniwie z popołudniowym wiatrem. Aż trudno sobie wyobrazić, że wiele lat temu mama, bez kropli alkoholu we krwi, huśtała mnie tutaj z radosnym śmiechem. Po śmierci babci wszystko się zmieniło. Mama bardzo ciężko to zniosła, a spowodowana stratą pustka w jej sercu ostatecznie przyniosła nieodwracalne skutki. Na początku alkohol był dla niej ucieczką. Teraz stał się więzieniem.

      Siadam na jednej z huśtawek i odpycham się stopami od ziemi, wprawiając stare żelastwo w ruch. Myślę o Jace’ie, o całych dwóch miesiącach, które spędziłam w jego towarzystwie odkąd zostaliśmy przyjaciółmi, a na usta bezwiednie wpełza mi szczery uśmiech. Jace dotrzymał obietnicy. Jeszcze tej samej nocy wszystkie zdjęcia wrzucone przez Elizabeth zniknęły z Internetu i nigdy już o nich nie wspominano. Oczywiście przez pewien czas na korytarzu przyciągałam dwa razy więcej drwiących spojrzeń, jednak to niewielka cena za prowizoryczny spokój. Mimo to, nadal nie lubię szkoły. Chociaż Elizabeth i Hailey przestały się na mnie wyżywać, nie ma dnia, żebym nie czuła na sobie ich zabójczych spojrzeń. Reszta uczniów z reguły unika mojego towarzystwa jak ognia, ale to nie szkodzi; wolę samotność od siarczystych epitetów rzucanych prosto w twarz. Czasami jeszcze znajduję jakąś obraźliwą notkę przyklejoną do drzwi szafki, ale nie przejmuję się podobnymi błahostkami – zgniatam, wyrzucam i zapominam. Mogę przełknąć parszywe spojrzenia i złośliwe liściki. Przy Jace’ie nie ma rzeczy, której bym nie zniosła.

      – Hej. – Z zamyślenia wyrywa mnie nagle cichy głosik stojącej na podwórku sąsiadów dziewczynki. Macha rączką, więc uprzejmie odmachuję. Jej rodzina zamieszkała obok nas dopiero niedawno i jeszcze nie zdążyliśmy się poznać. Jedyne co o nich wiem, to że dzieciaki spędzają większość czasu, biegając po swoim ogródku. Mała blondynka podchodzi bliżej.

      – Cześć – powtarza, zatrzymując się o krok od huśtawki.

      – Hej – odpowiadam. Dziewczynka ma na sobie fioletowe gumowce i kurtkę w tym samym kolorze. Jest piękny, słoneczny dzień, więc jej ubiór wygląda na co najmniej nietypowy. – Jak masz na imię?

      – Vivvie.

      – Jak ładnie. Ja jestem Jessica. Czy twoi rodzice wiedzą, że bawisz się sama na dworze? Ile masz lat?

      – Jestem duża! – mówi.

      Unoszę w zdziwieniu brwi i uśmiecham się. Ma zaciętą minę i z tymi drobnymi piegami na policzkach, wygląda absolutnie uroczo.

      – Aaa, jesteś duża, no tak. Przypuszczam, że takie duże dziewczynki mogą już wychodzić z domu same?

      – Mogą – urywa temat. – Dlaczego używasz okien zamiast drzwi?

      – Hmm, ponieważ ja też jestem duża. I czasami po prostu nie lubię drzwi.

      Dziewczynka siada na huśtawce obok i zaczyna przesłuchanie.

      – Masz chłopaka?

      Co za mała, wścibska cholera.

      – Nie. Mam przyjaciela, ale nie chłopaka.

      – Ale przyjaciel to też chłopak…

      Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że moja mała sąsiadka wygląda na zmartwioną.

      – Dlaczego o to pytasz, Vivvie?

      – Bo ja nie mam chłopaka. Dużo dziewczynek w szkole ma, ale ja nie mam.

      Kiedy przybiera taką smutną minę, robi mi się głupio, że nazwałam ją w myślach wścibską cholerą.

      – Hej, chłopcy są fuj! Nie potrzebujesz chłopaka, uwierz, masz na to jeszcze bardzo dużo czasu. I tak jest z nimi więcej kłopotu niż pożytku.

      – A twój przyjaciel sprawia kłopoty?

      Kręcę głową z rozbawieniem.

      – Nie. On jest idealny. Zero kłopotów.

      – Wyglądasz radośniej.

      Co? O czym ona mówi?

      – Hmm, Vivvie, skąd możesz wiedzieć, czy wyglądam radośniej? – pytam ostrożnie.

      – Widziałam cię! Wcześniej. Zawsze byłaś smutna, a czasem nawet bardzo zła. Ale nigdy radosna.

      – Och… – Przez chwilę nie mam pojęcia, co więcej mogłabym odpowiedzieć, bo jej słowa są trochę dołujące. Zabawne, że nawet małe dziecko potrafi bez problemu odgadnąć moje uczucia. – No cóż, może tak było, ale teraz już wszystko gra. W szkole jest kilka wrednych dziewczyn, przez które często bywałam smutna. Nadal są tak samo wredne, ale teraz już mi nie dokuczają, wiesz? Mój przyjaciel o to dba.

      Vivvie ma poważną minę.

      – W mojej szkole też są wredne dziewczynki. I chłopcy. Nie jestem zbyt lubiana, ale to nie ważne. Już nawet przez nich nie płaczę, bo teraz mam własne pole siłowe!

      – Pole siłowe? – pytam zdziwiona.

      – Tak! Jak te kalosze i ta kurtka! Brat powiedział, że mają specjalną moc i że kiedy noszę swój ulubiony kolor, to ludzie wokół nie mogą zrobić mi krzywdy. Najbardziej lubię fioletowy! – Vivvie wstaje i okręca się dookoła kilka razy. – Widzisz?! Dużo fioletowego!

      – Tak, dużo fioletowego – potwierdzam. – Otacza cię bardzo dużo pól siłowych, Vivvie, te wredne dzieciaki nie mają z tobą szans!

      Dziewczynka siada i odczepia z kołnierzyka malutką przypinkę w kształcie płatka śniegu. Jest fioletowa i błyszczy w świetle słońca, mieniąc się brokatem.

      – Mogę dać ci specjalny, fioletowy śnieżek. Zatrzymaj go, mam dużo innych rzeczy. Brat mówi, że jak nie będę miała na sobie nic fioletowego, wystarczy ta przypinka i załatwione! Jak ją przypniesz, te dziewczyny nigdy już nie sprawią, że będziesz smutna! Nigdy!

      Ogarnia mnie wzruszenie, kiedy tak patrzę jak stoi z wyciągniętą rączką, niewinna i pełna dobroci. Co za odważna dziewczynka.

      – Och, dziękuję, Vivvie, ale nie powinnaś oddawać swojego amuletu. Zatrzymaj go, żeby cię chronił.

      – Nie! Nie możesz odmówić! Niegrzecznie jest odmawiać prezentów! Musisz przyjąć ten płatek.

      – No dobrze, skoro tak to nie mam wyboru, nie chciałabym być niegrzeczna. Ale jesteś na sto procent pewna, że chcesz mi go oddać?

      – Tak! Na tysiąc sto milionów procent! Może pewnego dnia się za to odwdzięczysz – dodaje poważnym tonem, a ja wybucham śmiechem i przypinam fioletowy płatek do koszulki.

      – Umowa stoi.

      – Super! Teraz idę nakarmić Lady Gagę. Wpadnę znowu kiedyś. Fajnie się z tobą gada.

      – Lady Gagę? – pytam, wciąż rozbawiona.

      – Tak, to moja mała świnka! Pewnie już tęskni.

      – Vivvie…

      – No?

      – Dlaczego