Ostatni dzwonek jest najsłodszym dźwiękiem, jaki dociera do moich uszu przez cały dzień. Z utęsknieniem wyczekiwałam momentu, w którym wsiądę w końcu za kierownicę samochodu i nareszcie wrócę do domu. Przemierzam szybkim krokiem szkolny parking, ale nagle staję jak wryta, zauważając Jace’a opartego o moją małą Hondę. Jestem skołowana. Rozglądam się nerwowo, chcąc się upewnić, że inni też go widzą. Może to fatamorgana? Jak miraż na pustyni, przywidziane źródełko wody migające przed ludźmi umierającymi z pragnienia? Czy to ma oznaczać, że moje pragnienie może zaspokoić tylko Jace? Odrzucam prędko głupie myśli, ale wciąż stoję i patrzę w dal jak idiotka. Podeszwy moich butów przywarły do rozgrzanego asfaltu. Nogi są jak z ołowiu. Każda wymówka jest dobra.
Jace zmierza w moim kierunku. Boże, co on wyprawia?! Nagle jednak zajeżdża mu drogę samochód. To Harrison, którego z całego serca nienawidzę, ale w tym wypadku mogę chyba być wdzięczna. Z wysiłkiem odrywam stopy od ziemi, zmuszając ciało do szybkiego marszu i mam nadzieję, że Pan Mikropenis odwróci uwagę Jace’a na tyle skutecznie, bym mogła bez przeszkód dotrzeć do samochodu. Postanawiam, że najlepszym wyjściem z tej dziwacznej sytuacji będzie całkowite jej zignorowanie.
Poszukiwanie kluczy w torebce przypomina szukanie igły w stogu siana, bo ilość porzuconych w niej śmieci zaczyna dorównywać tym zgromadzonym na miejskim wysypisku. Jeśli kiedykolwiek znajdę się na parkingu goniona przez porywacza, nie zdołam uciec, zginę bez dwóch zdań.
– Hej, Jess – słyszę za plecami, a patrząc przez ramię widzę, że Jace stoi tuż obok.
Jest coś niezwykłego w zwracaniu się do mnie – Jess. Pozwala mi poczuć się inaczej, pozwala poczuć, że tu… pasuję? Próbując odzyskać spokój, patrzę na niego z wyczekiwaniem. Skoro przyszedł, musiał mieć ważny powód.
– Wiesz, zerwałem z Elizabeth – mówi, a ja bezwiednie wytrzeszczam oczy. – Powiedziałem jej też, że od teraz nie ma prawa cię ruszyć.
Błądzę ślepo pomiędzy uczuciem szczęścia i rozdzierającego wręcz strachu. O co w tym wszystkim chodzi? Być może związek Jace’a i Elizabeth nie skończył się wyłącznie z powodu incydentu pod wieżą ciśnień, ale nie potrafię odeprzeć wrażenia, że jedno z drugim miało wiele wspólnego. Nie zliczę już, ile razy krążyło mi po głowie pytanie, dlaczego Jace to robi. Chce się zaprzyjaźnić? Mógłby się przyjaźnić z dowolną dziewczyną w całej szkole, po co mu ja? Dziwaczna, milcząca samotniczka, o której bez przerwy krążą podłe plotki. Z drugiej strony on – Pan Popularny, przystojniak z wielkim domem i bogatą rodziną. Taka przyjaźń podchodzi pod jakiś cholerny żart.
Stoimy, a pomiędzy nami krąży milion niewypowiedzianych pytań. Nie mam pojęcia, czy Jace jest w stanie zrozumieć, jak wielkie mam wątpliwości wobec całej sytuacji, ale nawet jeśli, to na pewno ich nie rozwiewa. Chciałabym go zrozumieć i myślę, że on również tego chce. Nie wiem jednak jak zareagować, dlatego w milczeniu patrzę w dal i czekam.
Jace wyciąga z kieszeni wykałaczkę i wsadza ją do ust. Bawiąc się nią, przekłada drewienko raz w lewo, raz w prawo, przetaczając językiem po dolnej wardze.
Mój Boże.
– To mi pomaga rzucić palenie – wyjaśnia.
– Okej – odpowiadam niepewnie.
Prowadzenie rozmowy z Jace’em bywa ogromnie trudne. Nie wiem co mówić, bo on jest mi tak obcy, że czegokolwiek bym nie palnęła, wszystko wydaje się albo głupie, albo niewłaściwie. Milczenie jednak nie jest wcale mniej krępujące. Chciałabym odwrócić się na pięcie i jak najszybciej stąd spadać. Zazwyczaj faceci są prości. Dotąd, będąc z innymi, było dla mnie brutalnie oczywiste, czego oczekują. Ale Jace? Rozmowa z nim jest jak spacer po lesie w samym środku nocy. Bez latarki.
– Hej… Robisz coś teraz, po szkole? Mam za domem ogromny basen, moglibyśmy wcześniej zacząć sezon pływacki, hmm? Trochę rozruszać mięśnie po wakacjach. Oczywiście, jeśli masz ochotę.
Kluczyki wypadają mi z rąk. Jego propozycja przenosi mnie do innego świata, w którym to popularni kolesie zapraszają do domów znienawidzone przez wszystkich wyrzutki. Zaprosił mnie! Ale w jakim celu? Wiem, że powinnam przestać analizować jego intencje, ale nie potrafię tego zrobić – ze strachu.
Czy chcę spędzić popołudnie z Jace’em? Jasne, oczywiście, jak mogłabym nie chcieć?! Problem polega na tym, że znam siebie. Wiem, jak szybko przywiązuję się do facetów, przy każdym z nich gubię część własnej osobowości i przybieram kształt wielkiego kameleona. Zawsze mam nadzieję, że udając dziewczynę, którą chcieliby żebym była, zasłużę na ich uczucie. O tym jak skuteczna jest to strategia świadczy jeden, niezbity fakt – jestem sama.
Jak mogłabym znienawidzić Jace’a. Na samą myśl robi mi się smutno. Jeszcze gorzej byłoby, gdyby on znienawidził mnie. Mam na koncie wiele życiowych porażek, ale zepsucie znajomości z Jace’em Collinsem stanęłoby na szczycie długiej listy niepowodzeń. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
W końcu biorę głęboki oddech i odpowiadam na zaproszenie.
– Jasne – mówię, jak gdyby nigdy nic.
Wyraz oczekiwania na przystojnej twarzy od razu przemienia się w radość.
– No to super! Jedź do domu, zabieraj kostium i przyjeżdżaj. Napisz do mnie esa, to wyślę ci swój adres, okej?
Adres? Jego adres jest mi zupełnie niepotrzebny, każdy zna dom Collinsów. Ogromna posiadłość tuż za miastem zdecydowanie przyciąga uwagę.
– Wiesz, w tej szkole nie ma chyba osoby, która nie wiedziałaby, gdzie mieszkasz – odpowiadam z odrobiną sarkazmu w głosie. Jace tylko przewraca oczami, ani na chwilę nie przestając przeżuwać tę cholerną wykałaczkę. Robiąc to, wygląda wyjątkowo atrakcyjnie.
Bardzo chciałabym, żeby przestał.
– Jess? Słuchasz co mówię, czy tylko podziwiasz widok? – żartuje, przerywając gonitwę myśli w mojej głowie.
Mogłabym odpowiedzieć, ale struny głosowe nie zamierzają dzisiaj współpracować. Czy dlatego, że Jace mi się podoba, muszę wiecznie wychodzić przy nim na kompletną idiotkę? Boże, ale wpadłam.
Kiedy Jace unosi brew w oczekiwaniu, niemo chłonę błękit jego oczu. Zniecierpliwiony, ostatecznie sam przerywa ciszę.
– No, będziemy tak stać przez cały dzień, czy jedziemy w końcu do mnie, żebym mógł skopać ci tyłek w naszych małych pływackich zawodach?
Prostuję plecy i spoglądam na niego z udawanym oburzeniem. Czy to ma być wyzwanie? Może i jestem cichą, nieśmiałą samotniczką, ale przy okazji jestem też cholernie dobrą pływaczką! Potrafię wygrać niemal z każdym, wliczając w to facetów.
– Wyzywasz mnie, Jace? – pytam.
– Dokładnie! No chyba, że się boisz? – odpowiada ze śmiechem.
To naprawdę miłe. Rozmowa, przekomarzania… Z jednej strony jestem zachwycona, że taki facet jak Jace chce ze mną gadać, ba, nawet zaprasza do domu i w ogóle, ale z drugiej, przez cały czas pamiętam o dzisiejszym incydencie i o zdjęciach, które prędzej czy później wypłyną. Zobaczy je, jestem tego pewna i nie mogę opanować przerażenia. Nie chcę, by znów oglądał jak jestem słaba i rozbita, taką Jessicę zna aż za dobrze… Próbuję jednak nie stracić odwagi.
– Boję się? Chyba żartujesz! Raczej martwię, że zranię twoje męskie ego!
– Moje ego? – pyta, wyraźnie zaintrygowany odpowiedzią.
– Aha! Twoja duma może nieco ucierpieć,