Podróże z Albertem Einsteinem. Ètienne Klein. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ètienne Klein
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Биографии и Мемуары
Год издания: 0
isbn: 9788378864028
Скачать книгу
będziesz tym zagniewana,

      Nie płacz, proszę.

      Najcudowniejszą dla mnie karą

      Będzie… buziaczek od Ciebie.

      Ku pamięci

      Wpisał się Twój przyjaciel.

ALBERT EINSTEIN24

      Wszystko wokół mnie trwało w ciszy i bezruchu. Ani najlżejszego powiewu wiatru, ani najmniejszej chmurki przemykającej w przestworzach. Uczucie całkowitego spoczynku świata. Ze wzrokiem utkwionym w niebo, miałem wrażenie, że skąpana w świetle przestrzeń była absolutnie nieruchoma. Absolutnie nieruchoma? Dokładnie tak jak „eter”, ten dziwny ośrodek, w który święcie wierzyli fizycy końca XIX wieku.

      Ich eter nie miał nic wspólnego z eterem Arystotelesa czy platończyków. Był „światłorodny”, czyli „niósł światło”. Dlaczego jego istnienie było taką koniecznością? Otóż właśnie z powodu istnienia samego światła: teoria elektromagnetyczna Maxwella, jeden z wielkich filarów fizyki XIX wieku, głosiła, że światło zbudowane jest z fal elektromagnetycznych; przy czym w tamtych czasach falę uważano powszechnie za zjawisko, którego ruch wprawia w drgania coś, co znajduje się w ośrodku jego propagacji. Na tej zasadzie podczas ruchu fali, będącej zjawiskiem falowym par excellence, to woda (a dokładniej powierzchnia wody) zaczyna drgać, pozwalając rozchodzić się niesionej przez siebie fali. W przypadku światła fizycy sądzili, że ośrodkiem drgającym podczas jego ruchu jest światłorodny eter, który – jak zakładali – miał wypełniać przestrzeń aż po jej najmniejsze zakamarki. Jego istnienie nie budziło w ich opinii żadnych wątpliwości, gdyż bezwzględnie wymagał go falowy charakter światła. Ale z czego składał się ów eter? Czy miał strukturę zbudowaną np. z małych sprężyn? Czy był ciężki, stały, elastyczny? Po niejakich wahaniach teoria elektromagnetyczna dała do zrozumienia, że eter nie miał masy, był niewidzialny, pozbawiony lepkości i ostatecznie odznaczał się jedną jedyną własnością: absolutną nieruchomością, dokładnie tą, której doznawałem, leżąc na trawie w Mettmenstetten.

      Wniosek ten stał jednak w jaskrawej sprzeczności z innym fundamentalnym filarem fizyki – mechaniką Newtona, która traktuje o ruchu ciał materialnych i opiera się między innymi na zasadzie względności głoszącej, że „ruch jest jak nic” (il moto è come nullo) i że „bezruch jest podzielanym ruchem”, by przypomnieć słowa Galileusza. Co to znaczy? Że prawa fizyki nie ulegają zmianie pod wpływem ruchu. Jeżeli jadąc na rowerze ruchem jednostajnym prostoliniowym, upuściłbym monetę, poruszałaby się ona względem mnie, czyli w układzie odniesienia, w którym się znajduję, po takim samym torze jak wówczas, gdyby mój rower stał w bezruchu, to znaczy spadłaby po linii pionowej. Zasada względności implikuje zatem, że wszystkie układy odniesienia jednoczy coś w rodzaju demokratycznej równoważności: to, czy dany układ odniesienia porusza się, czy nie, nie zmienia w niczym biegu zdarzeń w tym sensie, że zjawiska fizyczne w obu przypadkach zachowują te same cechy, a prawa fizyczne tę samą postać. Implikuje ona również, że nie istnieje żaden szczególny układ odniesienia, który można by odróżniać od innych, twierdząc, że jest bezwzględnie nieruchomy. W istocie, gdyby już taki układ został wyznaczony, to zawsze można by uznać, że pozostaje on w ruchu w stosunku do innych układów odniesienia mających identyczny z nim status.

      „Nic nie jest bezwzględnie nieruchome”, mówi w skrócie mechanika. „Eter światłorodny jest absolutnie nieruchomy” proklamuje ze swej strony elektromagnetyzm. Obie teorie, z których każda w swojej dziedzinie wydaje się doskonale słuszna, jeśli sądzić po trafności tego, co przepowiadają, wyrastają z wzajemnie sprzecznych założeń!

      Jak rozwiązać ten konceptualny konflikt? Wiara w ortodoksyjną wykładnię elektromagnetycznej teorii światła skłoniła niektórych fizyków do podważania zasad mechaniki jako sprzecznych z niemal uświęconym statusem eteru. Mimo młodego wieku, Einstein nie był gotów ślepo za nimi podążać. Kto wie, może podczas jednej ze swoich eskapad do lasu w Mettmenstetten nabrał przekonania, że należało kwestionować raczej samo istnienie eteru? W każdym razie to właśnie w lecie 1899 r., w środku wakacji, napisał w liście do Milevy Marić, jedynej studentki Instytutu Politechnicznego w Zurychu:

      Po raz kolejny z największą uwagą czytam teraz Propagację siły elektrycznej Hertza […]. Jestem coraz bardziej przekonany, że elektromechanika ciał ruchomych w obecnej formie nie odpowiada rzeczywistości i że dałoby się ją przedstawić prościej. Wprowadzenie słowa „eter” do teorii elektryczności doprowadziło do stworzenia substancji, której ruch da się, jak sądzę, opisać bez przydawania mu jakiegokolwiek znaczenia fizycznego. Uważam, że siły elektryczne można poprawnie zdefiniować tylko w przestrzeni pustej25.

      Od tamtej pory idea światłorodnego eteru stała się dla Einsteina kłopotliwa. Ale tylko dla Einsteina. Sześć lat później, w roku 1905, w heroicznym geście pogrzebie ją ostatecznie. To uśmiercenie będzie jednym z zalążków jego szczególnej teorii względności: światło nie potrzebuje żadnych nośników, by poruszać się w przestrzeni; samo z siebie przemierza próżnię; jest zatem pełnoprawnym zjawiskiem fizycznym, autonomicznym drganiem, nie zaś wzruszeniem ośrodka – eteru – na którym opiera się, gdy go pokonuje.

      Ale zapadała noc, „pirat czarny, [co] w niebie złocistym ląduje”26 – i trzeba było zmykać. Ruszyłem stamtąd w te pędy, polegając tylko na sile łydek, bo w odróżnieniu od niektórych kolarzy, w ramie mojego roweru nie miałem takiego elektrycznego silniczka, jaki – według doniesień prasowych z tamtego dnia – niektórzy cykliści ukrywali w swoich.

      6

      „BEZCZELNOŚCI, ANIELE STRÓŻU MÓJ”27

      Nie ma mowy, aby pasterz nadal był przewodnikiem.

RENÉ CHAR

      Zurych flankują dwie niewysokie góry pokryte lasem i winnicami, Uetliberg od zachodu i Zürichberg od wschodu. W promieniach zachodzącego słońca wspiąłem się na pierwszą z nich, po czym ruszyłem w bardzo długi zjazd w kierunku wielkiego jeziora. Kinetyczna rozkosz, upojenie prędkością, która daje nowe spojrzenie: kształty przemieszczają się w takt obrotów koła, wyłaniają się z niebytu jedne po drugich wzdłuż niewidzialnej linii, upłynniają się, zacierają.

      Gnać, pożerać przestrzeń i uwalniać się od zwartości czasu, a nawet samej śmierci. Gdy duże fragmenty przestrzeni przedziela się krótkimi odcinkami czasu, prędkość staje się egzystencjalnym fajerwerkiem. Zasada względności może sobie w najlepsze twierdzić, że ruch jest taki, jakby nie istniał, a i tak trudno się do tego przekonać, gdy z twarzą smaganą wiatrem i pięściami kurczowo zaciśniętymi na dźwigniach hamulców śmiga się, z pomocą grawitacji, sześćdziesiąt kilometrów na godzinę.

      Powoli pogrążałem się w noc. Jechać z Mettmenstetten do Zurychu to jak odmierzać życiorys Einsteina à rebours. Skierowałem się do centrum miasta, nad brzeg jeziora i odnalazłem Fraumünsterstrasse, przy której znajduje się kawiarnia Metropol. Wytworna, stateczna kwintesencja określonego stylu życia. To w tej szykownej placówce Einstein spotykał się ze swoimi kolegami z Instytutu Politechnicznego, paląc fajkę i pijąc mrożoną kawę, z braku funduszy wystarczających do zamówienia piwa. Usiadłem za barem i zapytałem kelnera, czy wie coś więcej o tym dawnym kliencie, z pewnością najznamienitszym, choć konkurencja była ostra – stale bywali tu Róża Luksemburg, Włodzimierz Lenin, Carl Gustav Jung, o innych nie wspominając. Zaprzeczył, a nawet wyznał, że nie wiedział o wizytach Einsteina w kawiarni. Nie przyjechałem


<p>24</p>

Cytat za: Denis Brian, Einstein, tłum. Jarosław Bielas, Maria Zborowska, Amber, Warszawa 1997, s. 32.

<p>25</p>

Albert Einstein, Lettre no 8 (août 1899), [w:] Albert Einstein, Mileva Marić, Lettres d’amour et de science, trad. de Élisabeth Kauffmann, Seuil, Paris 1993, s. 49.

<p>26</p>

Arthur Rimbaud, Pierwsza komunia, tłum. Jarosław Iwaszkiewicz, [w:] Wiersze, Sezon w piekle, Iluminacje, Listy, tłum. Józef Czechowicz [et al.], wybrał, oprac. i posłowiem opatrzył Artur Międzyrzecki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1993, s. 113.

<p>27</p>

Albert Einstein, Lettre no 45 (12 décembre 1901), [w:] Albert Einstein, Mileva Marić, Lettres d’amour et de science, dz. cyt., s. 113.