Doskonale znał prace Maxwella, który zmarł w 1879, roku urodzenia Einsteina – tak jak Newton, urodzony w 1642, roku śmierci Galileusza. Maxwell i Einstein byli do siebie podobni pod względem temperamentu i sposobu bycia. Dwa dziwne, oryginalne ptaki. Podobno w czasie studiów w Cambridge Maxwell miał w zwyczaju spać popołudniami i wstawać o dziewiątej wieczorem, by pracować w nocnej ciszy. Co rano, o brzasku, truchtał po schodach i długich korytarzach dormitoriów, na co inni studenci, obudzeni jego głośnymi krokami jeszcze przed pierwszym kurem, ciskali w niego gradem butów. Taki rodzaj ekscentryczności oczywiście podobał się Einsteinowi.
Od profesora nauk doświadczalnych Jeana Perneta Einstein też nic nie mógł uzyskać. Podczas jednego z laboratoriów ostentacyjnie wyrzucił do kosza kartkę z zapisanym zadaniem i daną do zastosowania metodą – rozwiązał wskazany problem własnym sposobem. Rozwścieczony Pernet zwrócił się do swojego asystenta, biorąc go na świadka: „Cóż się dzieje z tym Einsteinem? Usiłuje robić nie to, o co się go prosi!”. „Istotnie, Herr Professor – odpowiedział tamten – ale jego rozwiązania są zawsze poprawne, a jego metody bardzo interesujące”35.
Hermann Minkowski, którego wykłady z matematyki stały na wyjątkowo wysokim poziomie, też nie darzył Einsteina wielką estymą. Kilka lat później zmienił jednak zdanie, po tym, jak jego były uczeń zrewolucjonizował podstawy fizyki, a on sam, w roku 1907, wedle reguł sztuki sformalizował pojęcie czasoprzestrzeni poparte szczególną teorią względności. „To dla mnie duża niespodzianka, ponieważ w czasie studiów Einstein wałkonił się, a matematyka obchodziła go tyle, co zeszłoroczny śnieg”36, napisze Minkowski do Maksa Borna.
Wobec takich ocen ze strony ciała pedagogicznego Einstein mógł postawić krzyżyk na serdecznych i jakże niezbędnych listach polecających. Słał liczne pisma, zwracając się zarówno do uczelni szwajcarskich, jak i zagranicznych, między innymi do uniwersytetów w Getyndze i Stuttgarcie, jednak nie udawało mu się wyjednać posady, która pozwoliłaby mu poświęcić się badaniom w dziedzinie fizyki. Ten mur milczenia wznoszony przez świat akademicki na jego drodze budził w nim oburzenie: „Przerażenie wręcz ogarnia, gdy myśli się o tych kłodach, które starzy filistrzy rzucają pod nogi takim, co nie są do nich podobni – pisał w grudniu 1901 r. – Ci ludzie instynktownie uznają każdego młodego człowieka obdarzonego inteligencją za zagrożenie dla swojej zmumifikowanej godności”. Znaczenie słowa „filister” należy tu z pewnością rozumieć zgodnie z definicją Arthura Schopenhauera, tego wielkiego gromiciela odruchów stadnych, jako człowieka wyzutego z potrzeb intelektualnych, w pewnym sensie jako przeciwieństwo geniusza, który samą swoją obecnością wśród mas prowadzi je na wyższy poziom rozwoju. Einstein był zagorzałym czytelnikiem Świata jako woli i przedstawienia.
Do tych rozczarowań dochodziły pogłębiające się kłopoty materialne. We Włoszech interesy ojca chyliły się ku upadkowi, co rykoszetem odbijało się na warunkach bytowych Einsteina, który żył coraz skromniej. Nie był w stanie wyżywić się z korepetycji z fizyki lub matematyki i, aby nie popaść w biedę, pilną potrzebą stawało się znalezienie stałej, przyzwoicie płatnej pracy. Mileva wciąż powtarzała mu, że ma wyjątkowe uzdolnienia i chciała wesprzeć go pomocą. Ale jej marzenie o posadzie nauczycielki fizyki ostatecznie rozwiało się jak dym w lecie 1901 r., gdy po raz drugi nie zdała egzaminów końcowych – z powodu ocen niedostatecznych z matematyki i astronomii.
Idąc za radą stryja Jakoba, będący apatrydą Einstein postanowił ubiegać się o szwajcarskie obywatelstwo. Uzyskał je i zachował do końca życia.
11 grudnia 1901 r. pojawiła się wreszcie deska ratunku: przez anons zamieszczony w „Schweizerisches Bundesblatt” Federalne Biuro ds. Własności Intelektualnej, którego nazwę z uporem przekłada się płasko jako „Urząd Patentowy”37, powiadamiało o wakującym stanowisku inżyniera drugiej kategorii. Wymagano na nim dobrej ogólnej wiedzy fizycznej oraz przygotowania w zakresie praktyki doświadczalnej i wdrożeń, czyli zalet, które Einstein posiadał, spędziwszy dużo czasu w laboratorium w ciągu czterech lat studiów w Instytucie Politechnicznym. Wiedział wszystko o objętościomierzach, cewkach, solenoidach, magnesach, obwodach elektrycznych, prądnicach i innych spektroskopach. Kolejna zaleta: znał doskonale zagadnienie elektromagnetyzmu, tak pod względem fenomenologicznym, jak i teoretycznym, a wiedzę tę przyswoił samodzielnie z podręczników autorstwa największych specjalistów niemieckich Gustava Kirchhoffa, Hermanna von Helmholtza i Heinricha Hertza. Tymczasem inżynierowie składali coraz liczniej projekty aparatów elektromagnetycznych, a Biuro ds. Własności Intelektualnej, ściśle współpracujące z przemysłem, potrzebowało osób zdolnych przeprowadzać ich ekspertyzy.
Za poradą swojego przyjaciela Marcela Grossmanna, którego ojciec znał dobrze dyrektora Biura Friedricha Hallera, Einstein złożył podanie o pracę 19 grudnia 1901 r., w dniu urodzin Milevy, o których zapomniał. Po ponaddwugodzinnej rozmowie został zatrudniony jako inżynier nie drugiej, ale trzeciej kategorii. Został najmłodszym pracownikiem, jakiego kiedykolwiek przyjęto na to stanowisko. Niedługo miał skończyć dwadzieścia trzy lata.
Tak oto Albert i Mileva przenieśli się z Zurychu do Berna. Najpierw żyli oddzielnie, po czym, gardząc konwenansami, zamieszkali razem, choć jeszcze nie byli małżeństwem.
Żeby do nich dołączyć, zostało mi do przejechania ponad sto kilometrów. Przeczuwałem jednak, że powyżej pewnego progu zmęczenia efekty następnej porcji Birchermüesli nie będą już miały tak wybuchowej mocy. Moja rowerowa albertiada musiała dobiec końca. Na dworcu w Zurychu oddałem rower wypożyczony na dworcu w Bazylei, ciesząc się przy okazji, że jeszcze nie ziściła się przepowiednia Pierre’a Daca, według której „biorąc po uwagę ogólny pociąg do zmian, to, do czego ciągną pociągi, niedługo przestanie nazywać się dworcami”.
7
BERNO, CZYLI KORZYSTNY OBRÓT RZECZY
Nasza dusza jest przechodnia. Potrzebuje przedmiotu, który na nią wpłynie jak dopełnienie bliższe, od razu.
Wczesnym popołudniem dotarłem do Berna, miasta, gdzie Einstein rozwinął pełnię swojej rewolucyjnej mocy, w sposób, jakiego dotychczasowa historia idei z pewnością nie znała. Był to prawdziwy fajerwerk, intelektualna eksplozja skumulowana w zaledwie kilku miesiącach, od marca do września 1905 r., w czasie gdy Einstein wykonywał zawód zwykłego inżyniera patentowego w Federalnym Biurze ds. Własności Intelektualnej. Berno, balkon poczwarek38.
Istnieją