Ani złego słowa. Uzodinma Iweala. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Uzodinma Iweala
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 9788366381988
Скачать книгу
się” ze znajomymi. Na czym takim się „bujasz”, kolego, mawia. Czy myślisz, że facet od Apple’a zrobił pieniądze, bo się bujał? Nie mówiąc już o Billu Gatesie. Mój ojciec uważa, że najbezpieczniej, zwłaszcza w Ameryce, jest siedzieć we własnym domu. Uwielbia wracać do domu i kiedy tylko wchodzi przez garaż do kuchni, opadają z niego stres i cała złość. Zdejmuje krawat, rzuca go na blat, sięga do lodówki po piwo i wtedy się uspokaja. Nie da się przerwać tego rytuału bez przemożnie negatywnych konsekwencji. Moja nieobecność znowu przerwie rytuał, zwłaszcza że w czasie zamieci nie wróciłem do domu przez dwa dni, a przez pierwsze dwanaście godzin rodzice nie mieli jak się ze mną skontaktować, bo skończyła mi się bateria, a wyłączono prąd. Niedobrze.

      Moje własne rytuały są w kompletnej rozsypce, odkąd wyznałem moją prawdę, jak nazywa to Meredith. Nie mogę sobie niczego przypomnieć. Ciało i umysł mam odrętwiałe. W nocy leżę i wgapiam się w cienie, które unoszą się na suficie. Rankiem zapominam wyrzucić śmieci, a wieczorem, kiedy wracam do domu, zapominam przyciągnąć kubły z powrotem pod dom. Czy wszystko w porządku, pyta mnie matka, mamroczę w odpowiedzi: tak, wszystko ok, ale widzę, że mi nie wierzy. Postanowiła dać mi trochę przestrzeni, nie spuszczając mnie jednak z oka, jest bowiem bardzo uważną kobietą. Mówi, że tak ma, bo musi się komunikować z dziećmi, które ledwo mówią albo nie mówią w ogóle, z opornymi nastolatkami i rozgorączkowanymi rodzicami, z którymi styka się na co dzień w pracy. Mówi też, że jest kobietą, że wie to i owo.

      Myślisz, że ludzie widzą, że się zmieniłem, pytałem Meredith raz za razem, przed lekcjami, po lekcjach, na Snapchacie, kiedy już wróciliśmy do swoich domów. Myślisz, że wiedzą, zapytałem jej któregoś popołudnia, kiedy siedzieliśmy w naszym specjalnym miejscu, pod łukiem przyporowym. Było wciąż za zimno, żeby siedzieć na zewnątrz, ale rozpoczęcie sezonu treningowego oznaczało nieoficjalny początek wiosny, czyli okresu, kiedy ludzie uważają, że zachowywanie się tak, jakby się ociepliło, nagle sprawi, że ociepli się naprawdę. Czy ktoś ci coś powiedział, zapytała. Nikt nie powiedział ani słowa, ale to właściwie nie miało znaczenia. Potrzebujesz jakiegoś wentylu, powiedziała Meredith, wyrywając z ziemi źdźbło trawy.

      Nowy sezon treningowy oznaczał także powrót do zatłoczonej szatni pełnej półnagich chłopaków, ich przekomarzania się, ich ciał. Wygłupy w szatni nie są mi obce: chowanie ubrań, zapasy pod prysznicem, nagłe ściąganie kolegom gaci, kręcenie sutków. Wiem, że ktoś mnie klepnie po tyłku albo za niego złapie, albo będzie udawał, że mnie dosiada. Nie wiem, jak zareaguję albo czy nie zareaguję mimowolnie, i to mnie przeraża.

      Ale pewnie zawsze byłeś gejem, więc jeśli przez ostatnie osiemnaście lat nikt niczego nie powiedział, to dlaczego miałby to zrobić teraz, zapytała. Czuję, że teraz jest po prostu inaczej, Meredith. Zanim powiedziałem to na głos, poczułem, że coś wypuściłem z rąk i utraciłem nad tym kontrolę. Potrzebujesz wentylu, powiedziała, na sto procent, choćby po to, żebyś przestał mnie bez przerwy pytać o to samo, po czym rzuciła mi mój telefon. Na zablokowanym ekranie pełno było powiadomień z Grindra i Tindera. Coś ty, kurwa, zrobiła, zapytałem, kiedy skiepściłem i upuściłem telefon na trawę. Nie ma za co, uśmiechnęła się Meredith. Zapomniałeś go na lekcji u pani McConnell, pozwoliłam sobie zainstalować kilka apek. Możesz je skasować, ale możesz też wypróbować, nie zaszkodzi, co nie? Skrzyżowała ręce na piersi i wbiła wzrok w jeden z brzęczących w swojej klatce halogenów. Wsunąłem telefon do kieszeni. Chodź, powiedziałem, spóźnimy się na trening.

      Na światłach zaczynam grzebać w schowku, w starych gazetach i kasetach magnetofonowych. Wsuwam dłoń między fotele, ale wyczuwam tylko okruszki i stary popcorn. Wchodzą mi pod paznokcie, memento dawnych czasów, kiedy matka odwoziła nas z OJ-em do szkoły. Lubi volvo, ponieważ jej matka lubiła volvo i ponieważ są bezpieczne. OJ jeździł tym autem, zanim poszedł na studia, a teraz jeżdżę nim ja. Muszę nagrywać muzykę na CD, bo nie ma magnetofonu ani kabla do gniazda AUX. Meredith mawia, że fotele z czarnej spękanej skóry są bidne. Marzę o bmw. Zatrzaskuję schowek i oddechem próbuję uspokoić narastającą panikę. Spóźniłem się do szkoły, bo przez piętnaście minut szukałem w aucie telefonu. Jest teraz kulą u nogi, odkąd nie wykasowałem zainstalowanych przez Meredith aplikacji. Co więcej, potrzebuję go teraz, żeby zadzwonić i zawrzeć pokój z rodzicami, ale nigdzie nie mogę go znaleźć.

      Możesz je po prostu wykasować, powiedziała Meredith, kiedy po treningu siedzieliśmy w moim aucie. Zawsze byłem jednak ciekawski, a poza tym jest też pożądanie. Spojrzałem na telefon i poczułem narastające mrowienie, tężały mi plecy. Wybierz mi kogoś, powiedziałem. Przesunęła palcem, stuknęła i wybrała Ryana z krótkimi lokami i agresywnie atrakcyjnym, wybielonym uśmiechem. Zdjęcia profilowe ukazują go zawieszonego w różnych formach tańca, na różnych etapach rozebrania, pod nim napis „Ruch to życie”. O, proszę, już się ktoś znalazł, pisnęła, zobacz, jakie to proste. Teraz tylko musisz pójść.

      Ryanowy awatar napisał do mnie następnego dnia: chodźmy na kawę, a potem łodewa. Odpisałem, że jasne, całkowicie niepewny tego, co właśnie zrobiłem. Kawę zrozumiałem, ale łodewa kołatało mi w głowie. Słowo to brzmiało bardzo podobnie do „łodewa”, na które pomstował wielebny Olumide na niedzielnych kazaniach. Wasze dzieci mówią łodewa, robią łodewa, łodewa łodewa. A potem mają chłopaków albo własne dzieci. Tak. Eksperymentują z lesbijstwem albo homoseksualizmem na przeróżne nieczyste sposoby.

      Nie jestem nieczysty, mówię na głos, pędząc w dół Szesnastej Ulicy, ale bez przekonania. Nic jeszcze nie zrobiłem, mówię sam do siebie, uciekam przed zrobieniem czegoś. Pokusa zawsze nadejdzie, powtarza wielebny Olumide na prawie każdym nabożeństwie. Grzech nigdy nie zniknie, krzyczy, to od was zależy, czy go powitacie. Przyspieszam. Jest na tyle późno, że ruch jest niewielki i auta jadą swobodnie. Mijam nasz kościół i jego kamienne lwy przed wejściem, potem Carter Barron Amphitheatre, wtulony w park Rock Creek. Przede mną już mniej świateł, więc dociskam pedał gazu.

      Może zostawiłeś go w domu, powiedziała wcześniej Meredith, kiedy tamtego popołudnia szliśmy na tor. Nasze dresy szeleściły przy każdym ruchu, a szare niebo groziło deszczem. W porze lunchu rozejrzałem się po wszystkich członkach drużyny, modląc się w myślach o burzę. Jedliśmy sałatki przed pierwszym treningiem biegowym sezonu. Nie jadłem wiele właśnie z tego powodu, ale też przez nerwy. Miałem przed oczami uśmiechniętą twarz Ryana nad wiadomością od niego: kawa i łodewa. Naprawdę to zrobię. Niru naprawdę to zrobi, powtarzałem sobie. Dlaczego nie? To tylko szybkie spotkanie, kawa po treningu, a potem do domu. Nie będzie czasu na żadne łodewa. Nie, nie zostawiłem. Dałbym słowo, że miałem go ze sobą rano, kiedy wsiadałem do auta. Może to jakiś znak, może nie powinienem iść. A co, jeśli to Bóg mówi mi w ten sposób, że to seryjny zabójca albo że ten koleś ma AIDS? Bo szanse na którąś z tych rzeczy są bardzo wysokie, parsknęła Meredith. Tak by powiedział wielebny Olumide. Albo możesz po prostu pójść i zobaczyć, co się wydarzy, powiedziała Meredith.

      Kiedy zaparkowałem na rogu Czternastej i U, czułem się już zupełnie nieczysty. Nie mogłem wziąć prysznica po treningu, więc obserwowałem wychodzące z metra tłumy yuppies, wiedząc, jak pachnę. Szybko minęli bezdomnych z wózkami i tobołami, unikając kałuż tworzących się w dziurach i nierównościach skrzyżowania. Nie muszę tego robić, powiedziałem sobie. Nie muszę siedzieć przy pokrytym smugami deszczu oknie, z palcami blisko palców innego mężczyzny i tego wiszącego między nami niebezpieczeństwa łodewa. Wciąż mogłem zawrócić. Wciąż mogłem zamknąć to, co wypuściłem powiedzeniem prawdy Meredith, wrócić do domu, do mojego nieskomplikowanego życia, pozytywnej odpowiedzi z Harvardu oraz dwojga dumnych rodziców. Mogłem pójść do kościoła w niedzielę błagać o wybaczenie za to, że na chwilę uległem zbłąkanym myślom, i prosić o siłę, bym mógł oprzeć się zawsze obecnej pokusie. Nikt by się nie dowiedział.