Maestro z Sankt Petersburga. Camilla Grebe. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Camilla Grebe
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7999-227-0
Скачать книгу
Było jasne jak słońce, że spółka musi być kryta przez samą górę. Takiej kryszy potrzebowali wszyscy, którzy robili interesy w Rosji.

      I oto RusOil, kontrolowany przez oligarchę, na którego teraz czekali, właśnie się z nim skontaktował i przedłożył ofertę dotyczącą jego udziałów w Neftniku. Jeśli nawet Gusiew uważał, że i tak ma przed sobą świetlaną przyszłość, propozycja była zbyt korzystna, by ją odrzucić. Jeszcze pięć lat temu miał problemy z zapłaceniem czynszu za wynajem biura, a dzisiaj jest multimilionerem.

      Gusiew z założonymi na piersi rękami stał w biurze Romanowa. Na oparciach krzeseł zamiast „RusOil” mógłby równie dobrze widnieć napis „Imperium”. Na każdym kroku widać było, że nie oszczędzano tu na wystroju. Pokój stanowił połączenie luksusowego gabinetu prezesa, centrum dyspozycyjnego i nocnego klubu. Nawet osoba o tak imponujących rozmiarach jak Gusiew robiła się tu potulna i niemal bogobojna.

      Ochroniarze z maleńkimi słuchawkami w uszach wyprężyli się na baczność, gdy do środka wszedł Borys Romanow z zagadkowym uśmiechem Mony Lizy na ustach. Miał krótko ostrzyżone szpakowate włosy i wyróżniał się dyskretną elegancją.

      Szef działu bezpieczeństwa, od dwóch dziesięcioleci najbliższy człowiek Romanowa i jego wierny kompan, usiadł w takim miejscu, że miał oko na wszystkich. Gusiew wiedział, że jest tak zwanym złym milicjantem Romanowa i całego RusOilu i nieraz wsławił się swoim gorącym temperamentem.

      – Przepraszam, że musieliście czekać – powiedział z obojętną miną oligarcha. Jego głos był zaskakująco miękki i jasny, niemal kobiecy. Usiadł, nie zwracając uwagi na wyciągniętą rękę Gusiewa.

      Był ubrany w szytą jak zawsze na miarę marynarkę od Brioniego, pod nią miał ciemne polo. Przyjrzał się małemu espresso, które ktoś z obsługi dyskretnie postawił przed nim na biurku. Następnie ostrożnie rozerwał dwie papierowe saszetki z cukrem i bez specjalnego pośpiechu wsypał go do kawy.

      Gusiew zauważył, że wypielęgnowane dłonie Romanowa lekko drżą.

      Wszyscy obecni wpatrywali się z nabożeństwem w mesjańską postać, aby nie przegapić żadnego sygnału z jego strony. Wypił kilka łyków kawy, nieznacznie przesunął jedno z licznych rodzinnych zdjęć, które stały na biurku, w końcu utkwił wzrok w Gusiewie.

      – Dobrze, że wreszcie zdecydowałeś się do nas przyjść. Powiedzieliśmy chyba trzysta milionów dolarów, tak?

      Pytanie zawisło w powietrzu.

      Gusiew nie sądził, że pójdzie tak łatwo. Był przygotowany na to, że oligarcha będzie się chwytał wszelkich trików. Ale może lepiej poczekać.

      Mimo wszystko obawy się nie potwierdziły. Teraz jednak nabrał podejrzeń, że warunki mogą się zmienić w ostatniej sekundzie, oczywiście na jego niekorzyść.

      – To aż za dobra oferta za coś, co zdobyłeś za bezcen – bąknął od niechcenia szef działu bezpieczeństwa w stronę Gusiewa.

      Postanowił zignorować ten komentarz i nie spytać, ile Romanow i jego ludzie zapłacili za koncesje, od których zaczęła się działaność RusOilu. Z tego, co wiedział, nie było to na pewno trzysta milionów dolarów.

      – Jeśli odkupi pan od Gusiewa czterdzieści dziewięć procent udziałów w Neftniku, będzie pan miał oczywiście prawo do swojej części w zyskach i najprawdopodobniej co najmniej dwa miejsca w zarządzie.

      Do tej pory Gusiew nie zwracał uwagi na niskiego mężczyznę pod ścianą, który teraz odrobinę niepewnie zrobił krok do przodu. Domyślał się, że ta zbędna uwaga poczyniona przez Szweda, jak go podobno nazywano, wynika z jego obowiązków jako doradcy.

      Swoją drogą zdziwił się, widząc tu Toma Blixena. Sądził, że Romanow otacza się ludźmi wyłącznie z najwyższej ligi. Jak Rebecka Hägg, owiana legendą szefowa Pioneera rządząca swoją firmą żelazną ręką – właśnie jej się tutaj spodziewał. Chociaż i tak w RusOilu najczęściej uważano, że nie jest im nikt potrzebny i wszystko mogą zrobić sami.

      Zerknął na Romanowa. Zdaje się, że w ogóle nie słuchał Szweda, po prostu siedział, nic nie mówiąc. A więc może mimo wszystko uda się dobić targu bez żadnych dramatów? Idąc tu, Gusiew sobie obiecał, że od razu się wycofa, jeśli tylko RusOil zacznie coś kręcić. Może to znak z góry, że jednak dopnie swego?

      Stanął mu przed oczami kościół prawosławny przy Brooklyn Avenue, do którego chodził jako chłopiec przymuszany przez mamę. Zawsze czuł się trochę zaskoczony, kiedy nagle stwierdzał, że chyba jednak nadal wierzy.

      Przesadnie poprawny, niemal perfekcyjny rosyjski w wykonaniu Szweda, podniesiony o kilka decybeli, wyrwał go z zamyślenia.

      – …na późniejszym etapie wymagana będzie akceptacja Federalnego Urzędu Antymonopolowego. Wypisaliśmy kilka czynników ryzyka, które możemy omówić.

      Bankowiec ewidentnie lubi słuchać własnego głosu – można by go uznać za mistrza oczywistości, bo przecież wszyscy wiedzą, że żaden gówniany urząd nigdy nie zakwestionuje prawa Romanowa i RusOilu do nabycia Neftniku, pomyślał Gusiew.

      – To my stanowimy prawo, którego inni przestrzegają – przerwał mu Romanow i z rozdrażnieniem przesunął dłonią po swoim wyrazistym podbródku.

      Gusiew wyraźnie słyszał w jego głosie irytację, że Szwed próbuje wyważać otwarte drzwi.

      – To my zbudowaliśmy RusOil i co nieco wiemy, jak się pracuje w tym kraju – rzekł oligarcha, nawet nie odwracając się do Blixena.

      Gusiewa wcale to nie zdziwiło. Romanow był znany z tego, że szybko się niecierpliwi. Spojrzał na doradcę i zauważył, że szara twarz Szweda zrobiła się czerwona, gdy dotarło do niego, że zleceniodawca bawi się jego kosztem.

      Kiedy już Blixen otrząsnął się z zakłopotania, Romanow znowu zabrał głos. Tym razem rzucił groźnym tonem:

      – Umowa!

      Blixen podał mu trzy egzemplarze kontraktu.

      Wiecznym piórem grubym jak cygaro Romanow nabazgrał na każdym podpis. Następnie po wypolerowanym do połysku dębowym blacie przesunął kartki w stronę Gusiewa i spojrzał na niego niedwuznacznie.

      Gusiew powtórzył sobie jeszcze raz, że robi dobrze i że szef działu bezpieczeństwa pewnie wpakowałby mu kulkę w potylicę, gdyby teraz zaczął się wykręcać. Drżącą ręką napisał swoje nazwisko. Raz. Drugi. I trzeci.

      Klamka zapadła.

      – My zdecydujemy, kiedy ogłosimy informację o transakcji. Do tej pory ani słowa na ten temat. Zrozumiano?

      Gusiew kiwnął głową tak żarliwie, że aż mu się zatrzęsły fałdy podbródka. Już nie było odwrotu. Romanow dostał w końcu to, co chciał, i cokolwiek się teraz wydarzy, Gusiew już nigdy nie będzie mógł się wycofać z tej transakcji.

      Romanow i jego najbliżsi współpracownicy zostali sami w salce.

      – No to Haubica dostał swoją forsę – powiedział oschle szef działu bezpieczeństwa. – Ciekawe, na co zamierza ją przepuścić.

      Romanow rzucił mu obojętne spojrzenie.

      – To nie nasza sprawa. My mamy ważniejsze rzeczy na głowie.

      Wypielęgnowaną dłonią sięgnął po kolejne świeże espresso, które właśnie mu podano. W odróżnieniu od ojca, który do końca swoich dni pracował jako brygadzista w fabryce, jemu udawało się zarabiać na życie mózgiem i robił to z ogromnym zapamiętaniem.

      Już jako dzieciak podbudowywał budżet domowy, sprzedając z powodzeniem na czarnym rynku w Sankt Petersburgu