On chciał sterować nie tylko życiem własnym i swojej rodziny oraz swoim biznesowym imperium. On chciał mieć wpływ na kraj – i na świat. Chodziło mu oczywiście o zarabianie pieniędzy, lecz także o wykorzystywanie ich do właściwych celów. Celów, które stopniowo doprowadzą do tego, że w końcu uda mu się przejąć rolę, do jakiej w swoim mniemaniu został stworzony.
On jest wybrańcem.
Musi być jakiś sens w tym, że żyje właśnie tu i teraz, dziesięć lat po tym, jak Związek Sowiecki legł w grobie i otworzyły się największe w historii możliwości. Nigdy, ale to nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby z nich nie skorzystał. To jego obowiązek wobec świata i wobec siebie.
– A w naszym biznesie wszystko w porządku? Nigdzie nic nie śmierdzi?
– Klinicznie czysto – odpowiedział szef działu bezpieczeństwa.
– To dobrze, bardzo dobrze.
Romanow poprawił okulary z metalowymi zausznikami w stylu Donalda Rumsfelda. Jeszcze dziesięć lat temu nosił okulary wielkie jak spodki i tak ciężkie, że zawsze się odciskały po obu stronach wąskiego nosa. A kiedy mu się popsuły, nie stać go było albo nie miał czasu, żeby je naprawić, i przez wiele lat chodził z jednym zausznikiem sklejonym scotchem.
– Teraz musimy się skupić na polityce – oznajmił głosem nieoczekiwanie pełnym pasji.
Szef działu bezpieczeństwa skinął głową. Zdecydowanie nie wyglądał na rozentuzjazmowanego.
Romanow zdjął z przeciwległej ściany zdjęcie byłego prezydenta Jelcyna.
– W tej chwili tylko to się liczy. Jeśli chodzi o RusOil, zrobiliśmy wszystko, co się dało. Teraz ważne jest otoczenie, które determinuje wielkość naszej spółki i tym samym naszego majątku. Stanowienie prawa podatkowego, ustalanie rezerw ropy, szlaków transportowych i zagranicznych inwestycji, na to wszystko musimy zapewnić sobie wpływ dla dobra RusOilu i Rosji. – Przyjrzał się fotografii w ręce. – Łatwiej było wpływać na wszystko, kiedy u steru był stary Boria. Teraz i my, oligarchowie, i ludzie ze służb tańczymy, jak nam zagra prezydent.
Szef działu bezpieczeństwa znowu zgodził się milcząco. Był przede wszystkim pod wrażeniem, czego ci faceci ze służb bezpieczeństwa są w stanie dokonać. Kiedyś tak jak prezydent pracowali w SWR, spadkobierczyni KGB, nierzadko pochodzili też z Sankt Petersburga.
Do pokoju weszła asystentka.
– Ma pan spotkanie z szefem Kancelarii Prezydenta.
– Odwołaj. Są inne rzeczy, którymi musimy się zająć w pierwszej kolejności – odpowiedział Romanow.
Szef działu bezpieczeństwa niemal niezauważalnie pokręcił głową i zwrócił się do Romanowa, który właśnie wstał i podszedł do okna:
– Mam nadzieję… – Zawahał się, zdawał się zastanawiać, jak ma to sformułować. – Może warto pamiętać, czego nauczyła nas historia. Kiedy car i bojarzy brali się za łby, najczęściej kończyło się to bardzo źle. Jedna strona musiała się podporządkować i zapłacić życiem. Nie zapominajmy o tym.
Romanow chyba go nie słuchał.
Park Gorkiego, Moskwa, 8 maja
Tom i Fredrik szli nabrzeżem rzeki Moskwy w kierunku mostu Krymskiego, który prowadził do parku Gorkiego. Popołudniowe słońce przyjemnie grzało, na trawnikach po drugiej stronie rzeki moskwianie grali w piłkę nożną, odpoczywali, biegali z psami. Grupa jednakowo ubranych dziewczynek szła parami w stronę makiety słynnego promu kosmicznego Buran wystawionej w parku. Tyle pozostało po programie kosmicznym o tej samej nazwie, który zamknięto po upadku Związku Sowieckiego.
Fredrik niósł marynarkę w kratkę przerzuconą przez ramię, poluzował sobie krawat. Ostatni raz zaciągnął się własnoręcznie skręconym papierosem i cisnął go w kierunku wody. W drugiej ręce trzymał wytartą teczkę z brązowawej skóry, którą miał, odkąd Tom pamiętał.
– Moim zdaniem to wszystko dopiero się zaczyna – powiedział Tom. – To dopiero początek rozwoju rosyjskiej gospodarki. Za kilka lat ona po prostu eksploduje.
Fredrik pokiwał głową i wyjął z kieszonki na piersi duże okulary przeciwsłoneczne. Zasapał się w czasie tej szybkiej przechadzki. Patrząc na niego, Tom doszedł do wniosku – nie po raz pierwszy – że przyjaciel powinien zacząć ćwiczyć, rozsądnie się odżywiać i rzucić palenie. Przecież nie jest już najmłodszy. Powinien zadbać o własne zdrowie. Jeśli nie ze względu na siebie, to przynajmniej z myślą o Oldze, Kseni i nowym dziecku.
– Jeśli teraz nie wyjadę, to wywiozą mnie do domu nogami do przodu – bąknął Fredrik, wycierając sobie rękawem koszuli pot z czoła. – Masz z pewnością rację, że Rosję czeka fantastyczna, świetlana przyszłość. Ale ja mam już dość tego kraju. Oddałem mu swoje najlepsze lata i nie mam już siły. Pora odciąć pępowinę od matki Rosji.
– Wynosisz się w momencie, kiedy wszystko zaczyna zmierzać we właściwym kierunku – zauważył Tom.
– Silny przywódca nie rozwiąże wszystkich problemów. Mogę się założyć, o co chcesz, że za dziesięć lat będzie tu dokładnie tak samo.
– Moim zdaniem się mylisz. Jelcyn nigdy nie miał Dumy po swojej stronie. A obecny prezydent ma poparcie większości społeczeństwa i parlamentu. Wprowadza wszystkie te ustawy, na które czekaliśmy tak długo. Firmy płacą podatki, płacą nawet oligarchowie. Gospodarka naprawdę się rozwija. Przedsiębiortswa inwestują, zamiast transferować wszystkie zyski za granicę za pomocą fikcyjnych faktur.
– Przyjdzie rozczarowanie, zobaczysz – powiedział spokojnie Fredrik. – Na razie rząd radzi sobie z problemami, chwytając się przeróżnych metod, ale to się skończy wreszcie tym, że władza zacznie zjadać własny ogon. Nie da się wykorzystywać aparatu sprawiedliwości i mediów według własnego widzimisię, a potem któregoś pięknego dnia oświadczyć, że oto mamy prawdziwą demokrację, prasa jest wolna, a sądy niezawisłe. Uwierz mi, korupcja będzie tu jeszcze gorsza niż za czasów sowieckich.
– Ominą cię najlepsze lata tego kraju, złote dziesięciolecie Rosji.
– Jakoś to przeżyję – prychnął Fredrik.
Tom, zmrużywszy oczy, popatrzył pod słońce i zastanowił się chwilę. Chociaż przez wszystkie te lata wciąż tu inwestował, nie udało mu się zrobić naprawdę dużych interesów ani zarobić rzeczywiście wielkich pieniędzy. Jednak specjalnie go to nie martwiło, ponieważ w Rosji było coś, czego nie znalazłby u siebie, w Szwecji. Coś, co znaczyło więcej niż wszystkie pieniądze świata.
Swoisty spokój.
Tutejsze otoczenie, ludzie, sam fakt, że znajdował się tak daleko od Szwecji – to wszystko pomagało mu funkcjonować w określony sposób jako człowiekowi. To, co robił, też nie pozostawało bez znaczenia. Długi dzień pracy, duża presja. To było korzystne, bardzo korzystne. Każda minuta, każda sekunda, kiedy nie spał, była wypełniona pracą. Wszystkie obowiązki, które wdzierały się w jego życie, nie zostawiały przestrzeni na żadne wątpliwości czy rozterki. I jemu to odpowiadało.
Dawno temu, daleko stąd. Wszystko, co się liczyło.
Dziesięć lat, tysiąc kilometrów. Tutaj jest bezpieczny.
Znowu zobaczył przed sobą Romanowa i szefa działu bezpieczeństwa, przypomniał sobie spojrzenia, jakie wymienili między sobą, kiedy Gusiew palcami