Z pieczołowitością poprawiła zdjęcia swoich bliskich stojące na biurku. Ten drobny gest zirytował Toma. Równie dobrze mogła powiedzieć wprost: „Ty dostałeś zlecenie od RusOilu, ale rodziny założyć ci się nie udało”.
– W czym RusOil oczekuje pomocy?
– Nie wiemy nic ponad to, że chcą zdobyć pakiet akcji Neftniku.
Tom poczuł ukłucie w żołądku. Neftnik. Prywatna spółka naftowa, która zawsze działała po cichu. Inne spółki z tej branży zwykle trzymały się od niej z daleka. Dlaczego, nie miał pojęcia, lecz wiedział, że – jak to zwykle w Rosji – lepiej nie pytać. Kiedyś, dawno temu, ktoś opowiadał mu o bezpardonowej wojnie o ropę w zachodniej Syberii i przy tej okazji nazwa Neftnik padła ładnych parę razy.
– Jak zrozumiałam, RusOil jest już dosyć zaawansowany w poufnych negocjacjach z Leonidem Gusiewem, który ma czterdzieści dziewięć procent akcji Neftniku.
Tom skinął głową. Dobrze znał Gusiewa, jednego z wielu amerykańskich biznesmenów rosyjskiego pochodzenia, którzy wrócili do Rosji, kiedy zaczęły się w niej przemiany. I jak wielu innych tu dorobił się majątku. Tom natknął się na niego nie dalej niż tydzień temu. Gusiew wyróżniał się pokaźnym obwodem w pasie i nie mniejszą wiarą w siebie.
– Jak wygląda struktura właścicielska spółki? – spytał.
– Jest jeden duży właściciel, mający do czterdziestu dziewięciu procent udziałów, ale to dosyć pasywny finansowo akcjonariusz. Poza nim jest też kilku mniejszych udziałowców. Jednak RusOil wyraźnie nas poprosił, żeby nie tracić czasu na prześwietlanie pozostałych właścicieli. Pewnie nie chcą budzić niedźwiedzia ze snu.
– To czego od nas potrzebują, skoro już sami dogadali się z Gusiewem?
– Przypuszczam, że mielibyśmy dopilnować, aby cała transakcja została przeprowadzona perfekcyjnie od strony formalnej.
– A dlaczego zależy im na Neftniku? Zamierzają zadowolić się pozycją mniejszościowego udziałowca czy przejąć większą część firmy? Rozmawiałaś z nimi o tym?
– Oczywiście. – Rebecka potarła zaczerwienione oczy, co sprawiło, że wyglądała na jeszcze bardziej zmęczoną.
– No i?
Ziewnęła.
– Nie ulega wątpliwości, że mają jakiś plan. Plan, o którym nie chcą z nami rozmawiać. Sam wiesz, jak to jest. Zawsze wszystko wiedzą najlepiej. I tak dalej, i tak dalej.
Znowu pokiwał głową. Stawiał proste pytania, ale to, co słyszał, wyjaśniało mu jednoznacznie, dlaczego drzwi są zamknięte, nikt nie robi notatek i przez czały czas włączony jest telewizor. Szpiegostwo przemysłowe stanowiło realne zagrożenie, nawet jeśli firma regularnie sprawdzała swoją siedzibę pod kątem różnego rodzaju urządzeń podsłuchowych.
Opuścił gabinet Rebecki z nieprzyjemnym poczuciem wewnętrznej pustki, choć nie bardzo potrafił zrozumieć, skąd się wzięła. Przecież powinien się cieszyć. To była dla niego życiowa szansa, lecz jak to zwykle z nim bywało, w sprawach dotyczących pracy nie potrafił odnaleźć w sobie autentycznego entuzjazmu. Ma wykonać zlecenie i zrobi to dobrze. RusOil będzie zadowolony. A Gusiew jeszcze bogatszy. Tom zaś zostanie bohaterem w swojej firmie, dostanie groteskowo wielki bonus.
Ale poczucie pustki wcale przez to nie zniknie.
Siedziba RusOilu, Moskwa, 8 maja
Był ósmy maja, dzień poprzedzający święto zwycięstwa, którym Rosja czciła pokonanie Hitlera w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. W nocy Leonida Gusiewa obudził łoskot gąsienic wozów pancernych przygotowujących się do jutrzejszej tradycyjnej parady na placu Czerwonym.
Kilka minut temu minęła dziesiąta. Jadąc na spotkanie, widział po drodze ciężarówki wypełnione pryszczatymi żołnierzami. Jeśli wszystko pójdzie jak trzeba, to będzie mój prywatny dzień zwycięstwa, pomyślał Gusiew i zatrzymał się na wewnętrznym dziedzińcu głównej siedziby RusOilu mieszczącej się w odrestaurowanym pałacu na wschód od Kremla i placu Czerwonego. Flagi z dobrze znanym logo firmy powiewały leniwie w majowym wietrze. RusOil, jeszcze kilka lat temu bliski bankructwa, teraz dostarczał ponad dwa procent światowej produkcji ropy. W Rosji, w której wydobywano tyle samo tego surowca co w Arabii Saudyjskiej, nie było firmy mogącej się mierzyć z RusOilem pod względem wielkości i pozycji na rynku.
Gusiew zawadził biodrami o bramkę do wykrywania metalu przy wejściu. Wiedział, że jest nazywany Haubicą, jak krótkie grube działo używane podczas drugiej wojny światowej. Nie dało się ukryć, że w ciągu lat spędzonych w Moskwie potężnie zwiększyły mu się gabaryty. Głowa i tors powoli, ale skutecznie wyeliminowały szyję. Po małych oczkach przymrużonych za grubymi okrągłymi szkłami okularów trudno było ocenić jego intelektualny potencjał, lecz podobno skończył Columbia Business School z wyśmienitym dyplomem.
Posługiwał się łamaną angielszczyzną i rosyjskim z fałszywym zaśpiewem, typowym dla rosyjskich imigrantów z okolic Brooklyn Brighton Beach w Nowym Jorku. Kiedy w Rosji zaczęła się prywatyzacja, wsiadł do pierwszego lepszego samolotu do Moskwy. Pierwszą jego pracą były zlecenia od ministra prywatyzacji, a potem poszło już jak po maśle.
Przyszedł tu dzisiaj, żeby ubić interes życia z Borysem Romanowem, najpotężniejszym oligarchą Rosji, głównym właścicielem RusOilu, człowiekiem będącym już legendą. Czuł się podniecony jak parzące się renifery w tajdze, które widział z helikoptera podczas wypraw myśliwskich na Syberię. Wraz z idącym za nim krok w krok doradcą przecisnął się przez bramkę
Pracownicy ochrony RusOilu przetrząsnęli ich jak celnicy turystów z czarterowej wycieczki. Manifestowali swoją władzę, zaglądając to tu, to tam, dotykając tam i ówdzie.
– Próbował chwycić mnie za kutasa. Chyba zatrudniają tu samych pedałów – zaśmiał się nerwowo doradca.
Prowadzono ich dalej, przechodzili jedną kontrolę bezpieczeństwa za drugą. W którymś momencie pokazał się cieszący się złą sławą i starannie wystylizowany szef działu bezpieczeństwa RusOilu. Miał kruczoczarne włosy przylizane do tyłu oraz pokerową twarz, jak u pacjenta z wygładzonymi botoksem zmarszczkami. Odpowiadał za największy prywatny aparat bezpieczeństwa w Rosji liczący wiele tysięcy pracowników.
Gusiew cofnął się myślami do momentu, kiedy wszystko się zaczęło, czyli do czasów przed niespełna dziesięciu laty i do niewielkiego pokoiku przy moskiewskim cyrku, gdzie jednoosobowo prowadził działalność jako specjalista od papierów wartościowych. Kiedy zdał sobie sprawę, że w Rosji każdy cwaniak może się wzbogacić na pierwszym lepszym małpim biznesie, ogarnęła go i panika, i euforia.
A potem trafił się strzał w dziesiątkę.
Paru byłych lokalnych notabli, którzy uciekając się do przeróżnych metod, położyli łapę na koncesjach i innych źródłach dostępu w sektorze naftowym, za wszelką cenę chciało się szybko dorobić. Znalazł więc odpowiednie pieniądze za granicą, tanio ich wykupił i przejął ich źródła przychodów.
W dalszej rywalizacji o koncesje na Syberii natknął się na podobną prywatną spółkę naftową Neftnik, jednak zamiast z nią konkurować – Gusiew zdawał sobie sprawę, że musiałby wciąż nad wszystkim czuwać, a poza tym ciężko harować w betonowych miastach rozsypanych po syberyjskiej tajdze – dogadał się z właścicielami: wymienił swoje koncesje i inne środki na czterdzieści dziewięć procent akcji Neftniku. Założyciele spółki niewątpliwie nie byli ani wysoko postawieni, ani wyjątkowo wpływowi, za to całkowicie anonimowi. Podobnie