Rynek był rozpalony do czerwoności. Wszyscy chcieli się na nim znaleźć. Firmy zagraniczne, fundusze hedgingowe, amerykańskie superfundusze i bogaci inwestorzy prywatni. Ceny akcji strzeliły do góry. Od dawna wiedział, że od czasu gorączki złota i ropy w Ameryce teraz można najszybciej się wzbogacić tylko tutaj. Tyle że zaczęła to dostrzegać również reszta świata. Stwierdził to bez entuzjazmu ani szczególnych emocji, z taką samą rzeczowością, z jaką monitory Bloomberga przy drzwiach prezentowały wskaźniki finansowe.
O dziesiątej miał odbyć coroczną rozmowę rozwojową, jak to się ładnie nazywa.
Rebecka Hägg, prezes Pioneera, rozmawiała przez telefon. Stanął po drugiej stronie szklanych drzwi i ukradkiem obserwował swoją szefową. Siedziała odwrócona do niego plecami, z długimi, szczupłymi nogami wyciągniętymi przed siebie, w dziwnie sztywnej pozycji, przez co skojarzyła mu się z manekinem. Prawie widział brązowe drobne plamki pod jej cienkimi jasnymi pończochami. Po chwili odgarnęła bujne rude włosy na bok, oparła się wygodnie na fotelu, ściągnęła ze stóp czarne czółenka na wysokim obcasie i położyła nogi na stoliku.
Równie dobrze mogłaby być jedną z jego koleżanek tam, w domu, w Dalby. Albo żoną któregoś z kolegów. Łatwo było się nabrać, patrząc na nią czy słysząc jej donośny śmiech. Tymczasem Rebecka Hägg była legendą moskiewskiego świata finansów. Choć pracowała w firmie zaledwie rok dłużej od niego, zrobiła wyjątkowo szybką karierę. Teraz rządziła Pioneerem żelazną ręką i uchodziła za równie surową jak pozbawioną skrupułów, z czym on nie do końca się zgadzał. Jasne, że była ostra, ale nigdy złośliwa. Na przykład nigdy nie słyszał, aby upokarzała młodszych pracowników, co innym w ich branży zdarzało się wcale nierzadko.
Rebecka była już mężatką, kiedy przyjechała do Moskwy ze Sztokholmu. Tom zastanowił się chwilę, po czym stwierdził, że tak naprawdę nie wie, co robi jej mąż – zdaje się, że prowadzi jakieś badania medyczne. Prawdopodobnie musi mieć mimo wszystko dużo czasu, aby zajmować się trójką ich dzieci. Rebecka bowiem pracowała niemal bez przerwy i jak Tom słyszał, przez ostatnie dziesięć lat nie opuściła ani jednego dnia, żeby zaopiekować się chorym dzieckiem czy pójść na zakończenie roku do szkoły.
Tom natomiast miewał jedynie krótkotrwałe znajomości, co Rebecka chętnie mu wytykała: „Jeśli człowiek ma trzydzieści pięć lat i jeszcze nigdy nie był w dłuższym związku, to najwyższa pora się zastanowić”, powiedziała przy jakiejś okazji w typowy dla niej bezpośredni sposób. Niektórzy poczuli się może urażeni tym jej komentarzem, Tom jednak tylko pokiwał głową świadomy, że miała rację.
Ale i tak nie wiedział, co na to poradzić.
Czasami zadawał sobie pytanie, jak to się stało, że on i Rebecka bardziej się do siebie nie zbliżyli. Oboje są szwedzkimi obywatelami pracującymi razem za granicą, równolatkami. Na zdrowy rozum powinni by mieć ze sobą wiele wspólnego i czasami się spotykać. Jednak nigdy tego nie robili.
Wmówił sobie, że to dlatego, iż Rebecka jest całkiem pochłonięta rodziną, kiedy nie pracuje, lecz w głębi ducha wiedział, że to nieprawda – chodziło o coś innego, związanego bezpośrednio z nim, czego nie potrafiła znieść, jakby wydzielał jakiś nieprzyjemny zapach.
Pocieszał się, że te odczucia są wzajemne. Z powodu, którego do końca nie rozumiał, Rebecka go drażniła. Nie znaczy to, że jej nie lubił, po prostu irytowały go jej przesadnie ambitne analizy, jej potrzeba, by zawsze mieć ostatnie słowo, i to niepoprawne przesiadywanie w pracy do późnych godzin każdego wieczoru.
Rebecka zauważyła Toma i skinęła na niego.
– Cześć. Wejdź!
W jej głosie było coś dziwnego. Coś obcego i może trochę ostrego. Wyglądała na zmęczoną. Piegowata skóra na twarzy sprawiała wrażenie cieńszej i bardziej wysuszonej niż zwykle. Jasne oczy były zaczerwienione, a włosy potargane. Tomowi przemknęła przez głowę myśl, czy przypadkiem nie spędziła ostatniej nocy w biurze przed komputerem. Nie byłby to zresztą pierwszy raz.
– Posłuchaj, Tom – zaczęła. – Musimy odłożyć naszą rozmowę podsumowującą. – Uśmiechnęła się nieco sztucznie i otworzyła małe pudełeczko z błyszczykiem do ust, który opuszkami palców rozprowadziła delikatnie po swoich pełnych wargach. – Jest pewna sprawa… – ciągnęła.
Jej asystentka wsadziła głowę do środka.
– Kawy?
– Chętnie – odpowiedziała trochę nieobecna, ze wzrokiem skierowanym na ciemnoszare niebo za oknem.
Siedzieli w milczeniu, póki nie przyniesiono kawy.
– Zamkniesz drzwi?
Tom wstał, wykonał polecenie, ona zaś sięgnęła po pilota leżącego na biurku i włączyła telewizor w rogu. Na ekranie pojawił się popularny teleturniej.
– Chodzi o RusOil – powiedziała obojętnie, mieszając łyżeczką w filiżance.
RusOil.
Sen każdego rosyjskiego finansisty. Największa spółka w Rosji i – co ważniejsze – najwyżej wyceniana spółka w kraju, o wartości giełdowej sięgającej czterdziestu miliardów dolarów. Kierowana przez oligarchę Borysa Romanowa, błyskawicznie wschodzącą gwiazdę na wciąż świeżo rozpalonym firmamencie rosyjskich finansów. Do Romanowa należała ponad jedna trzecia spółki, co najprawdopodobniej czyniło go najbogatszym człowiekiem świata w wieku poniżej czterdziestu lat.
– RusOil poprosił nas o świadczenie usług doradczych.
Rebecka lekko postukiwała srebrną łyżeczką o blat biurka, a Tom zauważył, że kilka brązowych kropel wylądowało na stosie papierów leżących obok. Ona jednak zdawała się nie zwracać na to uwagi.
Dziwił się, dlaczego nie wygląda na zadowoloną, nie biega po gabinecie, nie śmieje się i nie krzyczy. Doradztwo na rzecz RusOilu to prestiżowe zwieńczenie każdej błyskotliwej kariery w świecie finansów.
– Fantastycznie! Co takiego zmalowałaś, żeby dostać to zlecenie? Przemyciłaś dla nich pod spódnicą miliard dolarów do Szwajcarii?
Źle.
Czasami naprawdę trafiał jak kulą w płot, zwłaszcza w jej obecności. Ale Rebecka chyba nie wzięła jego słów do siebie, w ogóle odniósł wrażenie, że nie słyszała, co powiedział. Przyglądała mu się natomiast osobliwie pustym wzrokiem, jakby nadal patrzyła na ciężkie chmury wiszące nad Moskwą.
– Tak, fantastycznie.
– Gdzie jest haczyk?
– Nie ma żadnego haczyka. To będzie… wielkie wyzwanie dla ciebie.
Jasne, pomyślał. Wiadomo, co to oznacza: praca dzień i noc przez pół roku. A po wszystkim żołądek odmówi mu posłuszeństwa i będzie musiał koniecznie coś zrobić z workami pod oczami. Jednakże zaszczytu ujrzenia choćby przelotnie oligarchy Romanowa na pewno nie dostąpi, bo ten przywilej był zarezerwowany dla Rebecki i prezesa zarządu.
Rebecka odłożyła łyżeczkę i przechyliła się ku niemu przez biurko. Jej wzrok odzyskał już właściwą mu ostrość.
– RusOil postawił jeden warunek: ty osobiście będziesz kierował projektem i ty będziesz bezpośrednio komunikował się z Romanowem. Inaczej nie nawiążą współpracy.
– Nie wiem, co mam powiedzieć – wykrztusił.
– Zacznij