Zamarłam. Nie podejrzewałam go o to. Świat nie mógł być tak okrutny, a Tristan nie mógł być tak wyrachowany. Przełknęłam ślinę i spojrzałam odważnie na Hadriana. Powiedziałam zdecydowanie:
– Jestem pewna, że nie postąpiłby w ten sposób.
– A ja byłem pewien, że nie żywisz do niego żadnych uczuć prócz współczucia. I widzisz, już po mojej pewności!
Odwrócił się i nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, złapał dłoń Strażnika Dusz. Gałęzie owinęły się wokół jego ciała i zabrały go na drugą stronę, a ja zostałam zupełnie sama. Nie zwlekając ani chwili, podbiegłam do rycerza i złapałam jego dłoń tak mocno, że aż posiniały mi palce.
– Lepiej mnie tam zabierz! – krzyknęłam, a gałęzie opadły. Poczułam dziwne łaskotanie w żołądku i chwilę później ujrzałam oddalającą się sylwetkę Hadriana, skąpaną w złotym blasku migoczących na Cmentarzu gwiazd. Kopnęłam pień smukłej brzozy i wrzasnęłam, wkładając w ten krzyk całą swoją złość. Drzewo się zachybotało, kilka liści opadło na moją głowę; były ciężkie jak metal. Syknęłam i strząsnęłam je z włosów.
– Hadrian! – zawołałam. – Poczekaj!
Ruszyłam Aleją Spadających Gwiazd, tym razem nie zachwycając się jej pięknem. Nagrobki i rozświetlone niebo muśnięte zmierzchem były jak rozmazane tło fotografii. Wyostrzona była tylko sylwetka Hadriana. Pędziłam za nim, lecz nim zdążyłam go dogonić, dotarliśmy już do nagrobka Felicji.
Policzki Hadriana były czerwone, jego oczy miotały gromy. Amelia otworzyła usta, by zapytać, co się stało, ale Aurea dała jej kuksańca. Iwo spoglądał na mnie z zaciekawieniem, a Igor opierał się o drzewo górujące nad naszymi głowami.
– I co? – zapytał Hadrian krótko.
– Nic. – Gustaw bezradnie wzruszył ramionami, badając przód nagrobka.
– Nie możemy znaleźć żadnej skrytki – wtrącił Iwo, przejeżdżając palcami po figurze.
– A sprawdzaliście tu? – zapytałam, wskazując złożone dłonie figury.
– Próbowaliśmy – mruknął Iwo.
– Ty spróbuj – powiedziała Aurea. – Halo, Hadrianie! Do ciebie mówię.
Hadrian ocknął się z zamyślenia i rzucił mi przelotne spojrzenie, wciąż pełne złości, jednak przechylił się i dotknął zaciśniętych na klatce piersiowej dłoni. Gdy drewno spotkało się z jego skórą, skruszało. Odłamki niknęły w delikatnych podmuchach wiatru. To musiała być skrytka!
– Co to takiego? – zapytał Iwo, pochylając się nad Hadrianem, gdy ten wyciągnął z dłoni Felicji średniej wielkości przedmiot.
– Szkatułka? – Amelia bez pytania zabrała tę tajemniczą rzecz z jego dłoni. Uniosła ją, by blask gwiazd lepiej ją oświetlił.
– Otwórz – polecił Gustaw.
Amelia pokręciła głową.
– Nie ma zamka.
– Niemożliwe. – Iwo zaśmiał się, ale gdy chwycił szkatułkę, uśmiech znikł z jego twarzy. – Rzeczywiście…
– A więc przybyłeś, Hadrianie. – Te słowa rozległy się za naszymi plecami zupełnie niespodziewanie. Podskoczyłam przerażona, a gdy się obróciłam, spodziewając się zobaczyć coś strasznego, moim oczom ukazała się wysoka kobieta w białej sukni, od której bił silny blask. Jasne włosy opadały jej na ramiona. Ich kolor przypominał kosmyki Hadriana. Piękne oczy i delikatne, lecz wyraziste rysy twarzy nie pozostawiły ani grama wątpliwości. To musiała być Lidia.
– A więc mieliśmy rację, że ukryłaś tu przedmiot, który przekazała ci Felicja – powiedział Iwo, wyraźnie z siebie dumny.
– Tak, jednak nie mam pojęcia, co to jest.
Na Cmentarzu rozległ się jęk rozczarowania. Hadrian wpatrywał się w Lidię, starając się ukryć emocje, ale jego oczy zdradzały wszystko. Był podekscytowany i zafascynowany. Widać było, że stres wziął go we władanie, ale próbuje mu się oprzeć. Chciał się odezwać.
– Hadrianie, w końcu cię spotykam – uprzedziła go Lidia. – Wybacz, że nigdy wcześniej się z tobą nie skontaktowałam. Wiedziałam jednak, że jesteś w dobrych rękach.
Mówiła spokojnie i czule, niczym matka kładąca dziecko do snu. Jej kryształowy głos potrafił ukoić cały ból tego świata. Iwo lekuchno się uśmiechnął.
– Nigdy nie chciałaś mnie nawet poznać? – zapytał twardo Hadrian.
– Widziałam cię w magicznej kuli. Wiedziałam, że jesteś bezpieczny. Nie mogłam się tobą zająć.
– Tak jak podejrzewał Okulus, nie chcesz należeć do tej rodziny – powiedział Iwo. Spojrzałam na nią zaskoczona, oczekując, że zaprzeczy. Ona jednak pokiwała smutno głową.
– Byłam świadkiem tego, co stało się z Felicją. Najpierw Laurenty namieszał jej w głowie, potem pomogłam jej przed nim uciec. Zerwałyśmy kontakt, żeby ten wariat nie próbował mnie zabić, aż pewnego dnia Felicja pojawiła się na moim progu. Była zmęczona, sponiewierana, ledwo trzymała się na nogach. Powiedziała, że musi przekazać mi pewien przedmiot i że mam go strzec jak oka w głowie, a gdy ona umrze, muszę go ukryć na Cmentarzu Nad Przepaścią, bo tam Laurenty nigdy nie wejdzie. Przeczuwała, że on ją złapie. Ale była szczęśliwa, bo odkryła to. – Lidia skinęła głową w kierunku szkatułki.
– Co z tego, skoro to tylko schowek. Nie umiemy go otworzyć – mruknął Gustaw.
– Felicja uprzedziła, że tylko Hadrian lub Tristan będą potrafili wydobyć to, co jest w środku. Powiedziała, że jeżeli jej synowie odnajdą w sobie miłość, szkatułka na pewno im się przyda.
– A jak konkretnie mają ją otworzyć? – Iwo warknął, mierząc Lidię świdrującym wzrokiem. Spuściła wzrok i westchnęła bezradnie.
– By otworzyć szkatułkę, Hadrian lub Tristan muszą zaśpiewać ulubioną melodię swojej matki; melodię jej miłości do synów.
Powiedziawszy to, Lidia, tak szybko, jak się pojawiła, tak szybko zniknęła.
– No dalej, zaśpiewaj – powiedziała Aurea.
Wszyscy utkwili wzrok w Hadrianie.
– Jaka była jej ulubiona melodia? – zapytał ponaglająco Igor.
– Nie mam pojęcia – odparł Hadrian, przerażony odpowiedzialnością, która właśnie na niego spadła. – Naprawdę nie pamiętam.
Iwo rzucił mu rozjuszone spojrzenie, Amelia westchnęła z rezygnacją, a Gustaw wspierająco poklepał go po ramieniu. Też chciałam go pocieszyć, ale bałam się, że odtrąci moją dłoń.
Ruszyliśmy do wyjścia, jednak nie postawiłam nawet dwóch kroków, kiedy przez Cmentarz Nad Przepaścią przeszła fala wstrząsów. Ziemia zadrgała. Próbowałam złapać gałąź, ale przewróciłam się, kiedy kolejna seria drgań uderzyła ze zdwojoną siłą. Gwiazdy zamigotały, niebo pociemniało, a z przepaści dobiegł huk, który przypominał dźwięk walczących mieczy, złowrogi, śmiercionośny.
– Co się dzieje?! – krzyknęła Aurea, obejmując Amelię.
– Nie mam pojęcia. – Przeraziłam się, gdy w głosie