Książę Cieni. Aleksandra Polak. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Aleksandra Polak
Издательство: Автор
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 9788366381032
Скачать книгу
bezlitosny dźwięk budzika zawładnął pokojem. Uchyliłam jedno oko i jęknęłam. Ostre słońce mnie poraziło. Z trudem spoglądałam na jaskrawe smugi poranka.

      – Wstawaj, wstawaj! – Mama wparowała do pokoju z kubkiem kawy w dłoni.

      – To dla mnie? – zapytałam, z przyjemnością wdychając zapach świeżo parzonego napoju.

      – To? – zapytała zdziwiona, jakby nie miała pojęcia, o czym mówię. – Ach, kawa? Chyba żartujesz! Ekspres stoi tam, gdzie zawsze. Może go włączę, jeśli podniesiesz się z łóżka.

      Mama nie pozostawiła mi wyboru. Wstałam, zrzucając na ziemię podręcznik do matematyki, z którego do późnej nocy powtarzałam zadania. Matura na poziomie podstawowym nie budziła we mnie obaw, jednak wolałam się upewnić, że pamiętam wszystko. Wspomnienia pożartego przez smutek Hadriana i bezczelnie pewnego siebie Tristana kłębiły się w mojej głowie, dlatego przyjemnie było je wyprzeć choćby twierdzeniami matematycznymi.

      Kawa postawiła mnie na nogi. Wzięłam prysznic i znowu włożyłam galowy strój. Nie czułam się dobrze. Żołądek miałam ściśnięty, a w gardle gulę z wyrzutów sumienia. Spojrzałam w lustro, karcąc odbicie wzrokiem.

      – Tak to jest, kiedy tracisz rozum – mruknęłam, podwijając rękawy białej koszuli.

      – Co tam mówisz? – Mama zajrzała przez uchylone drzwi, wciąż ostentacyjnie paradując z kubkiem kawy w dłoni.

      – Mówię, że dzisiejsza matura to będzie pestka. – Uśmiechnęłam się, by zakamuflować moją kiepską kondycję.

      Tata odwiózł mnie do szkoły, a miasto uciekające za oknem jeszcze nigdy nie wyglądało tak przygnębiająco. Moje powieki były ciężkie, opadały, wcale nie mając ochoty znów się podnosić. Niechętnie wysiadłam z samochodu, pożegnałam się i gdy zamykałam drzwi, usłyszałam złowieszczy syk. Towarzyszyło mu to charakterystyczne uczucie bycia obserwowaną. Rząd topoli rzucał na ścianę budynku mroczny cień, który wił się i agresywnie syczał. Przez chwilę wpatrywałam się w niego z przerażeniem, jednak przypomniałam sobie słowa sióstr. „Nie zwracaj na nie uwagi”. Zrobiłam krok do przodu. Szukałam wzrokiem Edwarda, Julii, Amira, kogokolwiek, kto pomógłby mi wrócić do wymiaru pozbawionego czerwonych ślepi demonów. Stawiałam kolejne kroki, a sylwetki uczniów traciły ostrość, rozpływały się w konturach czerni. Szłam pomiędzy oceanem dusz, pod złowrogim spojrzeniem cieni, w rytm paniki wygrywającej szybką melodię mojego serca. Podczas wczorajszego egzaminu maturalnego, gdy z determinacją postanowiłam uciec, udało mi się, przynajmniej na chwilę. Tym razem spadałam głębiej i głębiej, jakby coś ciężkiego ciągnęło mnie ku otchłani.

      – Hej! – Gdzieś daleko rozległ się głos. To był bodziec, który uderzył mnie jak kopnięcie prądem. Skupiłam się na dźwięku, złapałam go i lgnęłam do niego całą sobą, aż w końcu ciemność zniknęła. Ułamek sekundy wystarczył, bym wpadła w otchłań, i ułamek sekundy wystarczył, bym z niej uciekła. Pierwsze przerażało, drugie napawało nadzieją.

      – Wszystko dobrze?

      Wzdrygnęłam się, kiedy zobaczyłam, kto jest moją kotwicą.

      – Maks?

      – Wyglądasz na nieobecną. I bardzo przestraszoną. Boisz się matury? Myślisz, że ci nie pójdzie? Tak jak wczoraj?

      – Wczoraj świetnie mi poszło – oburzyłam się. – Ostatnio źle sypiam.

      – Dlaczego? – zapytał od razu, a ja utkwiłam w nim zaskoczony wzrok.

      – Alicja! – Julia pojawiła się obok nas, nim zdążyłam pomyśleć, jak odpowiedzieć Maksowi. – Chodź, musimy powtórzyć zadania z geometrii, bo przysięgam, że wszystko mi się pomieszało!

      Przyjaciółka wzięła mnie pod rękę i odeszłyśmy, zostawiając Maksa pośród tłumu wyelegantowanych maturzystów.

      – Czego on chciał? – zapytała Julia podejrzliwie.

      – Sama nie wiem. Pytał, czy dobrze się czuję.

      – Rzeczywiście źle wyglądasz. O rany! Powiedziałaś Hadrianowi o…

      – Nie.

      – Spokojnie, weź głęboki oddech i przestań się zamartwiać. Powiesz mu w odpowiednim czasie. Teraz jest czas na maturę, no nie?

      Przytaknęłam. Jak dobrze było mieć Julię u boku. Jej obecność działała na mnie kojąco. Świat momentalnie pojaśniał, ciemność była już tylko odległym wspomnieniem.

      – Dziękuję, że jesteś – powiedziałam.

      – No jasne! – rozpromieniła się Julia. Nie puściła mojego ramienia i pewnym krokiem weszłyśmy razem do sali gimnastycznej. Długie rzędy ławek rozciągały się od drabinek do okien. Skierowałyśmy się do swoich miejsc. Julia siedziała po prawej stronie sali, a ja po lewej. Usiadłam, zadowolona, że odzyskałam spokój i szybko rozwiążę wszystkie zadania. Uśmiechnęłam się, układając przybory w perfekcyjnej linii.

      Gdy wszyscy uczniowie zajęli miejsca, przewodniczący komisji wstał i objaśnił zasady przeprowadzenia egzaminu. Starałam się słuchać uważnie, jednak przychodziło mi to z coraz większym trudem. Słowa rozmywały się i ginęły w dziwnych szmerach. Szum, podobny do radiowej pustki pomiędzy stacjami, narastał. Instrukcje słyszałam urywkowo, jednak nie przywiązywałam już do nich wagi. Wiedziałam, że nadciąga coś złowieszczego. Zacisnęłam dłonie na krześle. Po plecach spłynęła mi kropla potu.

      – Czas pracy to sto siedemdziesiąt minut… Rozpoczynamy o godzinie dziewiątej.

      Bałam się zamknąć oczy, bałam się mrugnąć.

      – Nie kontaktujemy się… Czarny długopis… Przypominam jeszcze raz o arkuszu odpowiedzi…

      Poczułam na sobie czyjś wzrok. Dostrzegłam mroczną sylwetkę po lewej stronie sali i powoli obróciłam głowę w tę stronę.

      – Sprawdźcie, czy wasze arkusze egzaminacyjne zawierają dwadzieścia sześć stron…

      Tristan.

      – Nie! – wrzasnęłam instynktownie. Złość mną targnęła, omamiła myśli. Mój głos najpierw wystrzelił do góry niczym ptak, potem przeleciał przez całą salę i wrócił do mnie. Ogarnął mnie lęk, że przewodniczący komisji może unieważnić egzamin lub wyrzucić mnie z sali. Tristana widziałam tylko przez chwilę. Jego oczy bystro błyszczały. Wpatrywał się we mnie badawczo, jakby z wyczekiwaniem. Nie miałam zamiaru mu ulegać ani wchodzić z nim w dyskusję. Nie chciałam wymieniać spojrzeń. Zdenerwowałam się, poddałam złości, a ciemność sprawiła, że zatraciłam się w gniewie. Tristan zniknął, jakby przegoniony moim krzykiem. Byłam więcej niż pewna, że tylko ja go widziałam i że właśnie zafundowałam sobie niezłe kłopoty.

      – Co takiego, młoda damo?

      O rany. Jeśli jeszcze nie byłam pewna, że mam przechlapane, to „młoda dama” utwierdziła mnie w tym przekonaniu.

      – Przepraszam! – jęknęłam. – Zachwiałam się na krześle. – Tylko to przyszło mi do głowy. Egzaminator najpierw zmierzył mnie rozjuszonym wzrokiem, a potem z impetem rzucił kartkę na biurko. Usiadł ostentacyjnie i oznajmił, że skoro wszystko już wiemy, to możemy rozpocząć maturę. Odetchnęłam z ulgą, przeklinając Tristana w myślach.

      Z łatwością rozwiązywałam zadania. Wszystko pamiętałam z lekcji i powtórzeń. Gdy wyszłam z sali, nerwowo przełknęłam ślinę i rozejrzałam się dookoła. Tristan zniknął, jednak lęk mnie nie opuścił. Poszłam na parking.

      – Kolejna