– Zostaw go już! – Złapałam Tristana za nadgarstek. Wtedy coś pociągnęło mnie w dół pustej otchłani, na chwilę straciłam oddech, a moje zmysły zawirowały. Przestałam widzieć, przestałam słyszeć. Przeszył mnie prąd. Byłam sparaliżowana. Tristan puścił Iwo, by strącić moją dłoń. Wróciły mi zmysły. Zachłysnęłam się powietrzem. Iwo padł na ziemię w konwulsjach. Łapczywie łapał oddech. Tristan spojrzał na mnie wyniośle i odsunął się. Upuścił swoją broń, która znów przyjęła kształt zwykłej gałęzi, poprawił ubranie i przeczesał dłonią włosy.
– Dobrze, że całujesz lepiej, niż on walczy, bo Circus Lumos naprawdę zeszłoby na psy – powiedział i zniknął w kłębach dymu. Moje policzki zaszły buraczaną czerwienią. Co za bezczelność!
Pomogłam Iwo się podnieść. Westchnął i otrzepał dłonie z ziemi.
– Wypuść ich. – Poklepał Strażnika Dusz po ramieniu, a chwilę później obok nas pojawili się Hadrian i Igor.
– Zamknąłeś ich tam? – zdziwiłam się.
– Oczywiście. Hadrian zaraz wyrwałby się do walki. Nie dopuszczam do potencjalnie niebezpiecznych sytuacji – mruknął mag.
– A samotna walka z Tristanem nie jest potencjalnie niebezpieczna? – zdenerwował się Igor. Omiótł wzrokiem zrujnowany kawałek lasu i spojrzał na opiekuna, ewidentnie zły.
– Albo lekkomyślna walka Alicji? – zapytał Hadrian.
– Dzisiejsza potyczka dowiodła jednego: najlepszym hamulcem dla Tristana jest właśnie Alicja – powiedział Iwo, zupełnie jakby znał już nasze wszystkie sekrety. Hadrian pobladł i odszedł bez słowa, a ja jęknęłam i ruszyłam za nim.
– Poczekaj!
Nie poczekał. Biegłam za nim, aż w końcu zatrzymałam go już przy samej ulicy. Odwrócił się i spojrzał na mnie bez słowa. Pierwszy raz jego oczy były puste. Nie było w nich troski, nie było ciepła, a ciepły lazur zamienił się w szarawy błękit lodu.
– Przepraszam. Naprawdę przepraszam.
Hadrian tylko skinął głową i odszedł do swojego mustanga. Sztorm gniewu Hadriana zatopił już prawie wszystko, ale spokojnie się mu poddałam. Wcześniej niewypowiedziana tajemnica doprowadziła mnie na skraj szaleństwa.
W domu usiadłam na parapecie i podwinęłam nogi. W końcu mogłam spokojnie posłuchać radia. Kubek z gorącą czekoladą ustawiłam między stopami; jego ciepło ogrzewało moje palce. Spoglądałam na kwitnące drzewa i rozwieszony pomiędzy nimi hamak. Mniejsze i większe krasnale ustawione na trawie wesoło się do mnie uśmiechały. Jedne przelewały wodę, inne trzymały instrumenty muzyczne. Byłam pewna, że harcują, gdy odwracam wzrok. Znów na nie spojrzałam. Przebiegłe istoty znowu zastygły. Odwróciłam głowę, dałam im dłuższą chwilę, po czym omiotłam je wzrokiem. Kolejny raz mnie przechytrzyły. Uśmiechnęłam się. Przypomniałam sobie słowa matki braci, Felicji. Najważniejsza walka toczy się w sercu. Walka pomiędzy ciemnością i światłem, złem i dobrem, kłamstwem i prawdą.
Miała rację.
4
Kolejna matura miała się odbyć dopiero ósmego maja, dzięki czemu miałam chwilę wytchnienia. Moi przyjaciele zamierzali bezwstydnie korzystać z wolnego i nie opuszczać łóżek przed dwunastą. Rodzice wyszli rano do pracy, Panna Nina wylegiwała się w cieniu pod sosną, a Hadrian przysłał mi bardzo wymowną wiadomość:
Potrzebuję czasu, żeby pomyśleć. Nad szkatułką i nad wszystkim. Odezwę się później. H.
Choć dostałam tego SMS-a zaledwie kilka godzin wcześniej, zastanawiałam się, kiedy nastąpi „później”. Nie potrafiłam rozwiązać zagadki szkatułki. Tylko Hadrian mógł dopasować wszystkie elementy wspomnień. Nie zamierzałam na niego naciskać, jednak pokusa, by zadzwonić, była silna. Żeby nie rozmyślać o tym, postanowiłam zająć się czymś pożytecznym i zabrałam się za wiosenne porządki. Wyrzuciłam zawartość szafek na środek pokoju, wyczyściłam szuflady i zaczęłam układać rzeczy od nowa. Prezenty od Maksa, kilka naszych zdjęć i bilety ze wspólnych wyjść do kina. Wkładałam je kiedyś pomiędzy kartki zeszytów, żeby któregoś dnia zaskoczyło mnie miłe wspomnienie spędzanego razem czasu. Kiedyś… Gdy złamał mi serce, nie wyrzucałam pamiątek po nim. Nie można przecież winić biednych maskotek, kubków, książek za błędy ludzi. Zatrzymałam kilka rzeczy, które naprawdę lubiłam, ale nadeszła najwyższa pora pozbyć się biletów do kina. Teraz Maks był mi obojętny jak zeszłoroczny śnieg. Dopiero Hadrian pokazał mi, jak wygląda szczera, prawdziwa miłość. Byłam mu wdzięczna za tę naukę.
Odkurzyłam wszystkie książki i ułożyłam je w zupełnie nowym porządku. Kiedyś leżały w przypadkowej kolejności, zazwyczaj środkowy regał zachowywałam dla pozycji, które przeczytałam niedawno lub dopiero zamierzam czytać. Teraz ułożyłam książki kolorystycznie, dekorując pokój tęczą grzbietów. Podniosłam najcięższy egzemplarz, przewodnik po kosmosie, by ułożyć go na najniższej półce, gdy w mojej głowie rozległ się głos Amelii. Zaskoczona, upuściłam książkę, a ona, jak na złość, wbiła się grzbietem w mały palec u mojej prawej stopy.
Amelia do Alicji. Masz ochotę na spacer? Spotkajmy się na placu zabaw obok twojego domu za godzinę. Buziaki!
Uśmiechnęłabym się, gdyby nie przenikliwy ból. Spotkanie z cyrkowcami zawsze wyzwalało we mnie pokłady uczuć, których nie doświadczałam w żadnej innej sytuacji. Od dawna podejrzewałam, że magia, która z nich emanuje, bierze w swoje objęcia również mnie. Jednak ta radość była również najpiękniejszym ludzkim uczuciem – miałam wspaniałych przyjaciół, którzy poszliby za mną w ogień. I vice versa.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła jedenasta. Słońce jeszcze nie górowało na niebie, jednak przyjemne ciepło już wyznaczało leniwy rytm tego dnia. Dokończywszy porządki, popędziłam do łazienki. Włożyłam letnią sukienkę, zrobiłam delikatny makijaż i związałam włosy w luźny warkocz. Sięgały już do połowy pleców. A może je obetnę? Poczułam chęć, by coś zmienić w swoim wyglądzie. Zawsze widziałam w odbiciu tę samą Alicję – moje długie włosy przypominały kurtynę, za którą mogę schować swoje lęki i obawy. Teraz chciałam być odważniejsza. Przecież walczyłam z demonami, ujarzmiałam gryfa, poznawałam magię. Nie miałam już czasu i ochoty na kompleksy. Nowa fryzura dla nowej Alicji. Zadecydowałam.
Zadzwoniłam do fryzjera, leciwej pani Wandy, której umiejętności zawsze zachwycały mnie i mamę. Na modnych fryzurach znała się lepiej niż niejedna młoda fryzjerka. Wolny termin miała już następnego dnia rano i nagła realność mojej decyzji trochę mnie przestraszyła. Podjęłam jednak ostateczną decyzję i, by nie dawać sobie czasu na wątpliwości, wyruszyłam na miejsce spotkania z cyrkowcami.
Zazwyczaj zatłoczone miejsce, gdzie dziecięce okrzyki radości nie znały limitu decybeli, tym razem świeciło pustką. Para staruszków wystawiała twarze do słońca na oddalonej od huśtawek i drewnianego zamku ławeczce, a brązowy