Antybrat. Tijan Meyer. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Tijan Meyer
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-65740-83-0
Скачать книгу
do swojego pokoju, wciąż sama jak palec, i przez parę minut krzątałam się bez celu. Już podchodziłam do drzwi, gdy zabrzęczał mój telefon. Zerknęłam na ekran. Wiadomość od Kevina.

      Składała się tylko z dwóch słów: „Możemy pogadać?”. Ale to wystarczyło, by moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Zacisnęłam dłoń na komórce. Przez chwilę tkwiłam w miejscu niczym sparaliżowana.

      Wiedziałam, że moje uczucia nie znikną nagle w magiczny sposób, ale tego typu reakcja była niedorzeczna.

      Zalała mnie fala wspomnień. Przypomniałam sobie, jak zbliżył się do mnie, położył mi dłoń na barku i musnął wargami moje usta. Po moim ciele rozeszło się rozkoszne ciepło. Znowu poczułam smak tamtego pocałunku. Kevin ścisnął lekko moje ramię, potem gładził moją rękę, a na końcu objął mnie w talii. Moja klatka piersiowa wtuliła się w jego tors, gdy jego usta otworzyły się tuż nad moimi, domagając się kolejnego pocałunku. I doczekały się. Z galopującym sercem zarzuciłam mu ręce na szyję. W tamtej chwili dałabym mu wszystko.

      I właśnie to zrobiłam. Tamtej nocy podarowałam mu siebie w całości.

      Telefon znowu zabrzęczał. Ocknęłam się i poczułam, jak wylewa się na mnie kubeł zimnej wody, gdy przeczytałam drugą wiadomość od Kevina: „Powinniśmy porozmawiać o Maggie”.

      Tak, powinniśmy. Jęknęłam w duchu. Chociaż to była ostatnia rzecz, na którą miałam ochotę, odpisałam: „Kiedy i gdzie?”. Już wiedziałam, że daruję sobie wyjście do lodziarni, bo przez Kevina zamieniam się w bezwolną idiotkę.

      Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Od razu odpisał: „Teraz? Możemy się spotkać przy Brown Building. Na schodach”.

      Wszystko w tej wiadomości było złe. Dlaczego po prostu nie chciał przyjść do mnie do akademika? Mógłby obejrzeć mój pokój, a przy okazji może pomógłby mi poznać kogoś, kto też nie poszedł do lodziarni? Mogłabym mu o tym wspomnieć, ale tego nie zrobiłam. Zamiast dołączyć do tłumu, który zgromadził się przed drzwiami Avery, wyminęłam wszystkich i zeszłam po schodach.

      Wyszłam na dwór i udałam się w stronę – jak mi się wydawało – Brown Building. Dzień wcześniej zapisywałam się na zajęcia i kupowałam podręczniki w księgarni, ale tylko parę razy chodziłam po terenie kampusu. Wiedziałam, że jest podzielony na trzy wielkie sektory, a w samym środku znajdują się centrum studenckie i stołówka. Miałam mieć jedne zajęcia w Brown Building, więc i tak musiałam się dowiedzieć, gdzie to jest. Przecisnęłam się przez centrum studenckie i minęłam lodziarnię, a potem wyszłam przez bramę prowadzącą do ostatniej części dziedzińca. Jeszcze nie zwiedzałam tych okolic, więc zdziwiłam się, że jest tam tak cicho. I ciemno. W pozostałych częściach kampusu paliło się więcej świateł. Miałam wrażenie, jakbym weszła na teren jakiejś świątyni.

      Od centrum studenckiego biegły dwa chodniki w dwie różne strony. Drzewa zasłaniały mi widok, ale pamiętając, gdzie na mapie znajduje się Brown Building, skręciłam w prawo. Minęłam dwa budynki i dotarłam pod boczne wejście.

      Kevina tam nie było.

      Ruszyłam dalej chodnikiem i okrążyłam budynek. Znalazłam szerokie kamienne schody prowadzące do innego wejścia. Można było z nich patrzeć na mały staw i fontannę. Usiadłam na stopniu. Zrozumiałam, dlaczego Kevin wybrał to ustronne miejsce. Panowała tu spokojna atmosfera. Można było zapomnieć, że jest się na terenie college’u pełnego studentów.

      – Hej.

      Podniosłam wzrok. Z drugiej strony ukazała się ciemna sylwetka. Kevin szedł zgarbiony, z dłońmi w kieszeniach.

      – Hej – odpowiedziałam.

      Zbliżył się do mnie, wchodząc w krąg światła palącego się nad moją głową. Poczułam ostre ukłucie w sercu, gdy zobaczyłam jego przepraszającą minę. Zacisnęłam zęby. Nie miałam ochoty go słuchać. Owszem, zranił mnie, ale nie chciałam, żeby dosypywał soli do rany.

      Coś mi jednak mówiło, że nie będę miała wyboru.

      – Posłuchaj – zaczął, nie podchodząc bliżej. Odchrząknął. – Yyy… to jest taka dziwna sytuacja.

      To była „dziwna sytuacja”, bo przyłapałam go wtedy na imprezie z Maggie? Czy dlatego, że parę minut później odkryłam, że ona ma chłopaka? Albo dlatego, że nie sprawdził, co u mnie, po tym, jak skłamałam z jego powodu? A może dlatego, że nie spotkał się ze mną od tamtego absurdalnego rodzinnego obiadu? Nie wiedziałam, co dokładnie miał na myśli. Czekałam, aż powie coś więcej, ale w międzyczasie wszystko to, co o nim myślałam w liceum, zaczęło stopniowo znikać.

      Zrobiło mi się zimno. Poczułam się krucha. W tej chwili wydawał mi się obcą osobą.

      Pamiętam każdą naszą rozmowę, która miała miejsce, gdy mieszkaliśmy przez rok pod jednym dachem, lecz nie mogłam sobie przypomnieć, żeby choć raz mnie przytulił, zażartował, okazał jakieś ciepłe uczucia. To zawsze ja się w niego wpatrywałam jak w obrazek i śniłam o nim na jawie.

      Właśnie tak to wyglądało. Niby mieszkał z nami, ale zawsze był milczący, nieobecny. No chyba że akurat przyprowadzał swoją sympatię. Tylko w takich okolicznościach można było usłyszeć, jak się śmieje. A robił to z wyraźną ulgą, jakby potrafił się odprężyć tylko w towarzystwie jakiejś dziewczyny.

      Dlaczego więc tak zawracałam sobie nim głowę? Co było ze mną nie tak? Chyba nie byłam zupełną wariatką… A może jednak?

      Kevin zaczął coś mówić, ale mu przerwałam:

      – Byłam błędem?

      – Co? – Uniósł dłoń i podrapał się za uchem ze zdezorientowaną miną. Powoli opuścił rękę. – Jak to?

      – Tamta noc, którą spędziliśmy razem… była błędem. – Słowa paliły mnie w gardle. – Prawda?

      Zamrugał zdumiony, a potem odkaszlnął.

      – To znaczy… yyy…

      To była jego odpowiedź. Te głupie dwa słowa.

      Drgnęłam gwałtownie, odsunęłam się od niego i uderzyłam plecami o schodek za mną.

      Jeszcze tydzień temu czekałabym na coś więcej. Ale wszystko się zmieniło. Już wszystko do mnie dotarło. Szkoda tylko, że uświadomienie sobie prawdy zajęło mi, kurwa, dwa lata.

      Zwiesiłam głowę.

      – Jestem taka głupia.

      – Co?

      – Jestem taką kretynką.

      – Czekaj. – Ruszył w moją stronę z wyciągniętą ręką, ale nagle się zatrzymał.

      Widziałam, jak na jego twarzy odbijają się jego myśli. Co mógł powiedzieć? Nic. Właśnie o to chodziło. Jeśli byłam błędem, nie mógł mi tego powiedzieć. Bo mogłabym wyjawić jego tajemnicę. A jeżeli nie, i tak było już za późno – teraz chodził z kimś innym. Dla niego to była sytuacja bez wyjścia.

      Tylko dlaczego próbowałam go usprawiedliwiać?

      Po chwili westchnął i wsunął dłonie do kieszeni.

      – Ja naprawdę kocham Maggie.

      Dobra. To było jego wyjaśnienie. Musiałam udawać, że to mi wystarcza.

      – Okej.

      Zbliżył się do mnie.

      – Wiem, że byłaś tutaj cały tydzień i że siedziałaś zupełnie sama. Zadzwoniłbym wcześniej albo wpadłbym zobaczyć się z tobą, ale musiałem się upewnić, że Maggie