Antybrat. Tijan Meyer. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Tijan Meyer
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-65740-83-0
Скачать книгу
zapomniałam spytać.

      Pokręciłam głową.

      – Nie, nie mam.

      – Co?! – Nachyliła się bliżej, żeby lepiej mnie słyszeć.

      Znowu potrząsnęłam głową.

      – Nie! Nie mam chłopaka!

      – Och. – Podniosła kciuk do góry. – Ja też nie. Tak jest najlepiej! Bycie singielką jest dużo fajniejsze.

      Owszem, zgadzałam się z nią, ale i tak zawsze myślałam, że do tej pory już sobie kogoś znajdę. Avery nie wiedziała, że tak naprawdę mam ochotę na związek. Ale to nie było takie proste. Tu nie chodziło tylko o to, żeby się spotykać z byle kim. Nie byłam tego typu dziewczyną. Umawiałam się na randki z paroma chłopakami, ale nie czułam do nich tego, co do Kevina. Albo tego, co myślałam, że czuję. Nie miałam pewności, co to dokładnie jest, lecz tutaj, w college’u, mieliśmy wreszcie być razem.

      – Dobra. – Avery wstała od stolika. – Jest mi gorąco, cała się spociłam, a ta wolna piosenka totalnie zamula.

      Shell pochyliła się do przodu, opierając łokcie o stolik, a następnie spojrzała pijanymi, zmęczonymi oczami na Avery.

      – Gdzie jest Marcus?

      Claudia wróciła z parkietu i runęła zmęczona na krzesło obok Shell. Z grymasem odgarnęła kosmyki włosów przylepione do spoconej skóry na policzkach i szyi.

      – Co się dzieje? – Miała szkliste oczy, podobnie jak jej koleżanka, ale wydawała się trochę bardziej trzeźwa.

      – Idę na zewnątrz – oświadczyła Avery.

      – Ale tam jest Marcus!

      „Nie, tylko nie Marcus!” Błagam je w duchu, żeby wymyśliły jakiś inny plan. Powinnam była się ulotnić, gdy tylko usłyszałam, do kogo się wbijamy na imprezę. To było terytorium Marcusa. Jeśli pamiętał mnie z wczoraj, byłam pewna, że nie chciał, żebym tutaj przebywała.

      Wstałam.

      – Wiecie co, chyba jeszcze sobie potańczę. Pewnie zaraz puszczą lepszą muzę.

      Shell prychnęła.

      – Raczej nie. Jak tylko zaczynają się wolne kawałki, to lecą już do samego końca. W ten sposób wypędzają ludzi z imprezy. Pewnie już się skończyło piwo.

      – Możemy robić to, na co mamy ochotę, tylko trzeba uważać, żeby nie wpaść na Marcusa – powiedziała Avery. – Musimy go unikać. Totalnie.

      Zgodziłam się z nią, kiwając głową z entuzjazmem. Tak, przyznawałam jej rację w całej rozciągłości.

      Avery przewróciła oczami, kładąc dłonie na biodrach.

      – Ale i tak chcę wyjść na zewnątrz. – Zdmuchnęła sobie z czoła kosmyk włosów. – Idziemy, dziewczyny. Damy radę. Ja na pewno. Nawet jeśli na niego wpadniemy.

      – Jesteś pijana – zauważyła Shell. – To niedobrze wróży.

      Brwi Avery strzeliły do góry.

      – Że co? – spytała, przekrzywiając głowę.

      – Marcus siedzi w ogródku. A ty jesteś narąbana. Zrobisz coś głupiego. Wiadomo, że kiedy jesteś w takim stanie, najpierw mówisz, a dopiero potem myślisz.

      – Dam sobie radę z Marcusem.

      – Nie, nie dasz – wtrąciła Claudia. – Nie po alkoholu.

      Im dłużej o tym dyskutowały, tym bardziej byłam zaintrygowana całą tą sytuacją. A także zdenerwowana. Avery i Marcus? Jeszcze przedwczoraj twierdził, że jest zakochany w Maggie.

      – Już mówiłam, że dam sobie radę. Bo dam. – Avery obróciła się na pięcie i zaczęła torować sobie drogę przez tłum, kierując się w stronę schodów.

      – Kurwa.

      Nie wiedziałam, z czyich ust padło przekleństwo, ale Shell i Claudia zerwały się z krzeseł i pobiegły za nią. Jedna z dziewczyn, która tańczyła na parkiecie, usłyszawszy tę rozmowę, wyrwała się z objęć partnera, złapała swoją „dwójkę” i zaczęła ciągnąć ją ze sobą na górę. Ja wyszłam jako ostatnia, bo okazało się, że jestem bardziej pijana, niż mi się wydawało. Wstałam, ale wszystko zakołysało się razem ze mną. Poczekałam chwilę, aż przestanie, a potem ruszyłam w stronę schodów. Gdy dotarłam na górę, okazało się, że dziewczyny już zniknęły.

      Zaczepiłam jakiegoś mijającego mnie chłopaka.

      – Gdzie jest ogródek? – spytałam.

      Wskazał mi drogę.

      Na tyłach domu znalazłam Avery i jej ekipę. Stały w rogu, blisko siebie, odwrócone plecami do ogródka. Co chwila zerkały przez ramię w stronę ogniska po drugiej stronie działki. Kręciła się tam spora grupka ludzi, ale wiedziałam, na kogo dokładnie patrzą: na Marcusa i Dupka. Obaj siedzieli na krzesełkach ogrodowych, z wyciągniętymi nogami, popijając piwo. Można było pomyśleć, że zwyczajnie się relaksują, nie zwracając uwagi na otoczenie, ale zauważyłam, że Caden obserwuje dziewczyny, tak samo jak Marcus, który wyglądał na trochę spiętego. Uważniej przyjrzałam się Cadenowi. Nie dostrzegłam u niego rozdrażnienia ani gniewu, czyli wszystkiego tego, co widziałam przedwczoraj. Wyglądał, jakby się dobrze bawił. Przeniósł wzrok z Avery na brata. Sprawiał wrażenie, jak gdyby śmieszyło go to, że Marcus prawie się skręcał na krześle.

      Z jakiegoś powodu to mnie wkurzyło.

      Pchnęłam drzwi mocniej, niż to było konieczne. Przeszkadzała mi świadomość, że Dupek ma ubaw kosztem swojego brata. Zeszłam po schodkach, dołączyłam do ekipy Avery, a potem odwróciłam się do Cadena i Marcusa. Wydawało mi się, że obaj mnie zauważyli, ale żaden nie zareagował. To znaczy – nie miałam pewności, czy któryś zareagował. Było już ciemno, a ja stałam na drugim końcu ogródka i byłam podpita. Wmawiałam sobie jednak, że nie jestem, i tej wersji zamierzałam się kurczowo trzymać.

      – Co ty wyprawiasz? – syknęła do mnie Avery.

      Stanęłam obok niej, ale znowu spojrzałam w stronę Marcusa i Cadena, podczas gdy ona odwróciła się do koleżanek.

      Skrzyżowałam ręce na piersi.

      – Po prostu niczego nie udaję – odparłam.

      – Co? – Popatrzyła na mnie przestraszona. – Dlaczego się tak zachowujesz?

      Nie miałam pojęcia. Ale musiał istnieć jakiś powód. Chyba.

      Marcus pochylił się do przodu. Caden był ciągle wyraźnie rozbawiony. Po chwili popatrzył prosto na mnie. Uniosłam brodę. Nie stchórzyłam.

      Uśmiechnął się i upił łyk piwa z butelki.

      – Przestań, Summer. Nie chcę, żeby Marcus podszedł do nas.

      Zmarszczyłam czoło i przerwawszy wymianę spojrzeń z Dupkiem, popatrzyłam na Avery.

      – Jak to? Myślałam, że chcesz.

      – Nie.

      Ale było już za późno. Marcus wstał z krzesła. Avery odwróciła się z jękiem.

      – O, cholera. On tu idzie – szepnęła.

      Podeszły do nas pozostałe dziewczyny.

      – Co zrobiłaś? – spytała jedna z nich.

      To nie było pytanie do Avery. Wszystkie gromiły mnie wzrokiem.

      – Och. – „Ups”.

      – Przyszłaś złożyć prawdziwe zeznania? – rozległo się