Pewnego dnia Hae Chung odbywał swoją zwyczajową żebraczą rundę. Była późna jesień, a ponieważ mieszkał on wysoko w górach, Hae Chung zbierał zapasy, aby przetrwać zimę w swoim prymitywnym schronieniu w jaskini. Kiedy spadły zimowe śniegi, nie mógł już zejść stromą szczeliną po dodatkowe jedzenie albo ubranie, dlatego ciężko pracował, aby jak najszybciej uzyskać potrzebne mu rzeczy. Jego stopy były już całe spuchnięte od tych wielkich odległości, które musiał przejść. Z żebraczą miską w dłoni, cały obładowany jedzeniem, lekarstwami, zapasami i nowym kocem na zimę, Hae Chung w końcu dotarł do swoich gór i rozpoczął długą wspinaczkę szerokimi, wietrznymi dolinami.
Mniej więcej w połowie drogi do swojej jaskini, Hae Chung został otoczony przez bandę groźnych złodziei. Pięciu bandytów podeszło do niego, wymachując maczugami i nożami. „Patrzcie, co my tu mamy – powiedzieli. – Hej, stary mnichu! Co ty tam niesiesz?”
„Och, tylko trochę rzeczy na zimę…”
„Jesteś żebrakiem – powiedzieli. – Cóż, my też jesteśmy żebrakami, dlatego może od razu dasz nam cały ten towar, co? Ha ha ha ha!” Głośno się zaśmiewając, zacieśniali krąg wokół Hae Chunga. Dwóch z nich chwyciło go za ramiona.
Jednak Hae Chung wcale się nie przestraszył. Jego oczy były tylko pełne smutku dla tych mężczyzn, uwięzionych przez swoją karmę. „Nie ma problemu – powiedział Hae Chung. – Weźcie sobie wszystko.” Złodzieje zabrali mu wyżebrane pieniądze, jego jedyne jedzenie na całą zimę, zabrali nawet lekarstwa i jego jedyny koc. Ale to nie wszystko. Widząc, że nie stawia żadnego oporu, zdjęli z niego również całe ubranie. Po kilku minutach stał tam zupełnie nagi. Z obawy, że zbiegnie do wioski i opowie policji, co się stało, zanim oni zdążą daleko uciec, postanowili temu zapobiec. Widząc, że jest mnichem, nie mogli go zabić… Złodzieje zdali sobie sprawę, że Hae Chung jest bardzo spokojnym mnichem, zmusili go więc, aby położył się na zimnej ziemi, twarzą do góry. Następnie przywiązali jego nadgarstki i kostki do końcówek długiej górskiej trawy.
„Ha ha ha ha! Ten głupi stary mnich nie potrafi niczego skrzywdzić – powiedzieli. – Nawet po to, aby ratować swoje życie! Co za dureń! Ha ha ha ha ha!” Stali nad nim, naśmiewając się przez cały czas, a następnie uciekli z powrotem ku nizinom, niosąc na plecach cały dobytek Hae Chunga.
Te trawy nie były bardzo mocne, i Hae Chung mógłby z łatwością wyrwać je z korzeniami i oswobodzić się. Jednak on mocno podążał za wskazaniami. „Budda nauczał, że nie powinniśmy zabijać – pomyślał. – Dlatego nie zabiję tych traw.” Leżał tam tylko, twarzą ku niebu. Było mu bardzo, bardzo zimno!
Następnego dnia obudził go głuchy tętent końskich kopyt dochodzący od strony gór. Wydawało mu się, że nadciąga cała armia! „Co się dzieje?” – pomyślał. Był to nikt inny, tylko bawiący na polowaniu cesarz, otoczony gromadą ministrów wraz z najwyższym rangą generałem. Kiedy cesarz zobaczył starego mnicha leżącego na plecach na trawie, straszliwie się rozgniewał. Na Wschodzie taki pokaz nagości jest wielkim afrontem nawet wśród zwykłych ludzi, ale ukazanie swoich intymnych narządów cesarzowi było po prostu niewyobrażalne.
Cesarz wpadł we wściekłość: „Generale!”.
„Tak, panie!”
„Czy widzisz to samo, co ja?”
„Tak, panie!”
„Natychmiast zabij tego człowieka! Rozumiesz?”
„Tak, panie!” Generał galopem podjechał do Hae Chunga, a jego potężny koń prawie stratował go na śmierć, podczas gdy on sam zsiadł i wyciągnął swój wielki rapier. „Obraziłeś cesarza, a karą jest śmierć!” Kiedy podniósł do góry swój miecz, postrzegł, że Hae Chung nie okazywał żadnego strachu. Jego oczy były spokojne, jasne i pełne współczucia.
„Generale, proszę zaczekaj! Oczywiście możesz mnie zabić, to nie jest problem – powiedział Hae Chung. – Jednak najpierw odwiąż te trawy. Umierając, mogę wpaść w drgawki, a nie chcę wyrwać i zabić tych niewinnych traw.” Generał wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. Oczy starego mnicha wypełnione były pełną współczucia troską. „Generale, proszę – powiedział Hae Chung – odwiąż trawy.” Ten generał zabił w bitwach bez wahania setki mężczyzn, a jego umysł przy tym nigdy nawet nie drgnął. Jednak spokojna twarz Hae Chunga i jego pełna współczucia mowa przeszyła jak strzała jego umysł. Zamarł bez ruchu, tylko jego miecz wolno opadł. Nie potrafił zabić tego starego mnicha.
Generał uklęknął na jedno kolano i zapytał mnicha: „Dlaczego tak bardzo ci zależy na tej bezwartościowej trawie?”.
„Budda nauczał, że nie powinniśmy pozbawiać życia żadnego istnienia – powiedział Hae Chung. – Dlatego nie zabiję nawet tej trawy. Takie jest po prostu nauczanie Buddy.”
Kiedy cesarz zobaczył, że między nimi wywiązała się rozmowa, posiniał ze wściekłości! „Generale! To nie jest właściwe zachowanie! Dlaczego rozmawiacie! Zabij go, albo ja zabiję ciebie!” Jednak generał również się nie przeląkł. Podszedł powoli do cesarza i zdał mu relację z rozmowy ze starym mnichem. Słysząc nauczanie mnicha, cesarz zaniemówił z niedowierzania. „Co? Naprawdę tak powiedział?” Ta mowa bardzo mocno uderzyła umysł cesarza również z tego powodu, że ostatnie kilka dni spędził w górach wraz ze swoim dworem na polowaniu. Wiózł ze sobą wiele martwych zwierząt, które miały zostać oprawione w pałacu. „Zabiłem dla zabawy tyle zwierząt, a ten biedny mnich nie skrzywdzi nawet źdźbła trawy, aby uratować swe życie!”
Cesarz zbliżył się do Hae Chunga. Zobaczył, że twarz starego mnicha była spokojna i nawet radosna, pomimo tego całego zamieszania wokół jego osoby. Zapytał Hae Chunga, co mu się przytrafiło. Kiedy Hae Chung opisał napad, w którym był ofiarą, wzruszyło to cesarza jeszcze bardziej. „Ten stary mnich przez całą noc leżał na zimnie tylko dlatego, że nie chciał wyrwać z korzeniami tej trawy i zabić jej. Co za współczucie…” – pomyślał cesarz.
„Martwię się, Wasza Wysokość – powiedział Hae Chung. – Proszę, rozwiąż trawy, inaczej one umrą.”
„Ach, tak, oczywiście…” Nie zważając na swoją pozycję, cesarz sam pochylił się i powoli rozwiązał trawę. Co więcej, dał Hae Chungowi swój płaszcz i polecił członkowi dworu oddać mu swoje spodnie! „Bardzo mi przykro, wielebny Sunim – powiedział cesarz. – Ja tutaj przez trzy dni poluję, zabijam wiele zwierząt dla sportu i trofeów, a ty nie skrzywdzisz nawet źdźbła trawy, aby uratować swoje własne życie! Proszę, poucz mnie! Powróć wraz z nami na dwór.” Hae Chung towarzyszył cesarzowi w drodze powrotnej do pałacu i został Narodowym Nauczycielem całych Chin.
Wskazania nie są więc jedynie zasadami ograniczającymi nasze działania. Wiele osób, szczególnie na Zachodzie, myśli o nich jako o ograniczeniach. Tak naprawdę, to wskazania oznaczają właściwy kierunek. Jeśli podążasz za tymi wskazaniami, osiągasz dobro. Właściwe działanie pojawi się samo z siebie: nie potrzebujesz sprawdzać wewnątrz ani zewnątrz. Z chwili na chwilę możliwe staje się tylko „robienie tego”, ponieważ wskazania już wskazały drogę ku naszej właściwej pracy pomagania wszystkim istotom. Wtedy możesz na sto procent uwierzyć w swoją prawdziwą jaźń. Nazywamy to wolnością; inną tego nazwą jest świętość. Nazywa się to również „staniem się