– Proponuje pan, że zrobi śniadanie, czy też domaga się, żeby go nakarmić, panie Grey?
– Ani jedno, ani drugie. Postawię ci śniadanie. Jak pokazałem wczoraj, w kuchni jestem raczej do niczego.
– Ale ma pan inne przymioty – mówi z żartobliwym uśmiechem.
– Co chce pani przez to powiedzieć, panno Steele?
Mruży oczy.
– Myślałam, że pan wie.
Żartuje sobie ze mnie. Powoli wstaje, spuszczając nogi z łóżka.
– Możesz wziąć prysznic w łazience Kate. Jest większa od mojej.
Należało się tego spodziewać.
– Skorzystam z twojej. Lubię być tam, gdzie ty.
– A ja tam, gdzie ty. – Puszcza do mnie oczko, wstaje i wychodzi z sypialni.
Bezwstydna Ana.
Kiedy wracam z ciasnej łazienki, zastaję Anę, jak w obcisłych dżinsach i T-shircie nie pozostawiających zbyt wiele miejsca mojej wyobraźni próbuje dojść do ładu ze swoimi włosami.
Wkładając dżinsy, wyczuwam w kieszeni kluczyki do audi. Nie wiem, jak zareaguje, kiedy je jej oddam. Ale z iPada się ucieszyła.
– Jak często ćwiczysz? – pyta i zauważam, że przygląda mi się w lustrze.
– Codziennie oprócz weekendów.
– I co robisz?
– Biegam, podnoszę ciężary, trenuję kick boxing. – Przez ostatni tydzień trenowałem sprint pod twój dom i z powrotem.
– Kick boxing?
– Tak. Mam osobistego trenera, byłego olimpijczyka. Ma na imię Claude. Jest bardzo dobry. – Dodaję, że na pewno spodoba się jej jako trener.
– A na co mi osobisty trener? Wystarczy, że ty mnie utrzymujesz w formie.
Wciąż walczy z włosami. Podchodzę do niej, obejmuję ją i patrzymy na siebie w lustrze.
– Chcę, żebyś była sprawna, maleńka. To, co dla ciebie wymyśliłem, będzie od ciebie wymagać prawdziwej sprawności. – Pod warunkiem, że pójdziemy jeszcze kiedyś do pokoju zabaw.
Unosi brew.
– Wiesz, że tego chcesz – mówię bezgłośnie do jej odbicia.
Przygryza wargę, ale odwraca wzrok.
– Co jest? – pytam zatroskany.
– Nic – mówi i kręci głową. – Okej, mogę się spotkać z Claude’em.
– Naprawdę?
Łatwo poszło!
– O rany, tak. Jeśli to ma cię uszczęśliwić – mówi i śmieje się.
Przytulam ją mocno i całuję w policzek.
– Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo. – Całuję ją w miejsce pod uchem. – Co chciałabyś dzisiaj robić?
– Obciąć włosy, a potem, hm, muszę spieniężyć czek, żeby sobie kupić samochód.
– Ach.
Nadeszła odpowiednia pora. Sięgam do kieszeni po kluczyki.
– Twój samochód jest tutaj – mówię.
Chwilę stoi nieruchomo, a potem na policzki wypływają jej rumieńce i widzę, że jest zła.
– Co to znaczy: jest tutaj?
– Taylor przywiózł go wczoraj.
Wysuwa się z moich objęć i patrzy na mnie z gniewną miną.
Cholera. Wkurzyła się. Ale dlaczego?
Z tylnej kieszeni dżinsów wyszarpuje kopertę.
– Masz, to twoje.
Rozpoznaję kopertę, do której włożyłem czek za jej przedpotopowego garbusa. Unoszę ręce i cofam się.
– O nie. To twoje pieniądze.
– A właśnie, że nie. Chcę kupić od ciebie samochód.
Co. Do. Ciężkiej. Cholery.
Chce dać mi pieniądze!
– Nie, Anastasio. Pieniądze są twoje, tak samo jak samochód.
– Nie, Christianie. Moje pieniądze, twój samochód. Kupuję go od ciebie.
Och. Nie. Nie. Rób. Tego.
– Dostałaś ten samochód w prezencie na ukończenie studiów. – I powiedziałaś, że go przyjmujesz.
– Pióro byłoby odpowiednim prezentem z tej okazji. A ty dałeś mi audi.
– Naprawdę chcesz się z tego powodu kłócić?
– Nie.
– Dobrze. Tu są kluczyki. – Kładę je na toaletce.
– Nie o to mi chodziło!
– Koniec rozmowy, Anastasio. Nie przeciągaj struny.
Jej wzrok mówi sam za siebie. Gdybym był gałązką chrustu, zapłonąłbym jak pochodnia, ale nie w takim znaczeniu w jakim bym sobie życzył. Jest wściekła. Naprawdę wściekła. Nagle mruży oczy i uśmiecha się złośliwie. Teatralnym gestem podnosi kopertę i drze ją na pół, i jeszcze raz na pół. Wrzuca strzępy do kosza na śmieci i patrzy na mnie zwycięskim wzrokiem, który oznacza: pieprz się.
Och. Zaczyna się zabawa, Ano.
– Jak zwykle prowokacyjna – powtarzam jej słowa z wczoraj, odwracam się na pięcie i wychodzę do kuchni.
Jestem wkurzony. Cholernie wkurzony.
Jak ona śmie?
Znajduję telefon i dzwonię do Andrei.
– Dzień dobry, proszę pana. – Ma lekko zdyszany głos.
– Cześć, Andreo.
W tle słyszę czyjeś wołanie. Jakaś kobieta krzyczy: „Czy on nie wie, że wychodzisz dzisiaj za mąż, Andreo?”.
– Proszę mi wybaczyć – dochodzi do mnie głos Andrei.
Wychodzi za mąż!
Słychać jakieś przytłumione dźwięki.
– Mamo, cicho bądź. To mój szef. – Dźwięki ustają. – W czym mogę pomóc, proszę pana? – pyta.
– Wychodzisz za mąż?
– Tak, proszę pana.
– Dzisiaj?
– Tak. Co mam zrobić?
– Chciałem, żebyś przelała na konto panny Steele dwadzieścia cztery tysiące dolarów.
– Dwadzieścia cztery tysiące?
– Tak, dwadzieścia cztery tysiące dolarów. Bezpośrednio.
– Zajmę się tym. Pieniądze będą na koncie w poniedziałek.
– W poniedziałek?
– Tak, proszę pana.
– Doskonale.
– Czy coś jeszcze, proszę pana?
– Nie, to wszystko, Andreo.
Rozłączam się, zły na siebie, że zawracam jej głowę w takim dniu, ale jeszcze bardziej wściekły, że nic mi nie powiedziała.
Dlaczego tego nie zrobiła?