Mroczniej. "Ciemniejsza strona" Greya oczami Christiana. E L James. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: E L James
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-398-5
Скачать книгу
pytam.

      – Proponuje pan, że zrobi śniadanie, czy też domaga się, żeby go nakarmić, panie Grey?

      – Ani jedno, ani drugie. Postawię ci śniadanie. Jak pokazałem wczoraj, w kuchni jestem raczej do niczego.

      – Ale ma pan inne przymioty – mówi z żartobliwym uśmiechem.

      – Co chce pani przez to powiedzieć, panno Steele?

      Mruży oczy.

      – Myślałam, że pan wie.

      Żartuje sobie ze mnie. Powoli wstaje, spuszczając nogi z łóżka.

      – Możesz wziąć prysznic w łazience Kate. Jest większa od mojej.

      Należało się tego spodziewać.

      – Skorzystam z twojej. Lubię być tam, gdzie ty.

      – A ja tam, gdzie ty. – Puszcza do mnie oczko, wstaje i wychodzi z sypialni.

      Bezwstydna Ana.

      Kiedy wracam z ciasnej łazienki, zastaję Anę, jak w obcisłych dżinsach i T-shircie nie pozostawiających zbyt wiele miejsca mojej wyobraźni próbuje dojść do ładu ze swoimi włosami.

      Wkładając dżinsy, wyczuwam w kieszeni kluczyki do audi. Nie wiem, jak zareaguje, kiedy je jej oddam. Ale z iPada się ucieszyła.

      – Jak często ćwiczysz? – pyta i zauważam, że przygląda mi się w lustrze.

      – Codziennie oprócz weekendów.

      – I co robisz?

      – Biegam, podnoszę ciężary, trenuję kick boxing. – Przez ostatni tydzień trenowałem sprint pod twój dom i z powrotem.

      – Kick boxing?

      – Tak. Mam osobistego trenera, byłego olimpijczyka. Ma na imię Claude. Jest bardzo dobry. – Dodaję, że na pewno spodoba się jej jako trener.

      – A na co mi osobisty trener? Wystarczy, że ty mnie utrzymujesz w formie.

      Wciąż walczy z włosami. Podchodzę do niej, obejmuję ją i patrzymy na siebie w lustrze.

      – Chcę, żebyś była sprawna, maleńka. To, co dla ciebie wymyśliłem, będzie od ciebie wymagać prawdziwej sprawności. – Pod warunkiem, że pójdziemy jeszcze kiedyś do pokoju zabaw.

      Unosi brew.

      – Wiesz, że tego chcesz – mówię bezgłośnie do jej odbicia.

      Przygryza wargę, ale odwraca wzrok.

      – Co jest? – pytam zatroskany.

      – Nic – mówi i kręci głową. – Okej, mogę się spotkać z Claude’em.

      – Naprawdę?

      Łatwo poszło!

      – O rany, tak. Jeśli to ma cię uszczęśliwić – mówi i śmieje się.

      Przytulam ją mocno i całuję w policzek.

      – Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo. – Całuję ją w miejsce pod uchem. – Co chciałabyś dzisiaj robić?

      – Obciąć włosy, a potem, hm, muszę spieniężyć czek, żeby sobie kupić samochód.

      – Ach.

      Nadeszła odpowiednia pora. Sięgam do kieszeni po kluczyki.

      – Twój samochód jest tutaj – mówię.

      Chwilę stoi nieruchomo, a potem na policzki wypływają jej rumieńce i widzę, że jest zła.

      – Co to znaczy: jest tutaj?

      – Taylor przywiózł go wczoraj.

      Wysuwa się z moich objęć i patrzy na mnie z gniewną miną.

      Cholera. Wkurzyła się. Ale dlaczego?

      Z tylnej kieszeni dżinsów wyszarpuje kopertę.

      – Masz, to twoje.

      Rozpoznaję kopertę, do której włożyłem czek za jej przedpotopowego garbusa. Unoszę ręce i cofam się.

      – O nie. To twoje pieniądze.

      – A właśnie, że nie. Chcę kupić od ciebie samochód.

      Co. Do. Ciężkiej. Cholery.

      Chce dać mi pieniądze!

      – Nie, Anastasio. Pieniądze są twoje, tak samo jak samochód.

      – Nie, Christianie. Moje pieniądze, twój samochód. Kupuję go od ciebie.

      Och. Nie. Nie. Rób. Tego.

      – Dostałaś ten samochód w prezencie na ukończenie studiów. – I powiedziałaś, że go przyjmujesz.

      – Pióro byłoby odpowiednim prezentem z tej okazji. A ty dałeś mi audi.

      – Naprawdę chcesz się z tego powodu kłócić?

      – Nie.

      – Dobrze. Tu są kluczyki. – Kładę je na toaletce.

      – Nie o to mi chodziło!

      – Koniec rozmowy, Anastasio. Nie przeciągaj struny.

      Jej wzrok mówi sam za siebie. Gdybym był gałązką chrustu, zapłonąłbym jak pochodnia, ale nie w takim znaczeniu w jakim bym sobie życzył. Jest wściekła. Naprawdę wściekła. Nagle mruży oczy i uśmiecha się złośliwie. Teatralnym gestem podnosi kopertę i drze ją na pół, i jeszcze raz na pół. Wrzuca strzępy do kosza na śmieci i patrzy na mnie zwycięskim wzrokiem, który oznacza: pieprz się.

      Och. Zaczyna się zabawa, Ano.

      – Jak zwykle prowokacyjna – powtarzam jej słowa z wczoraj, odwracam się na pięcie i wychodzę do kuchni.

      Jestem wkurzony. Cholernie wkurzony.

      Jak ona śmie?

      Znajduję telefon i dzwonię do Andrei.

      – Dzień dobry, proszę pana. – Ma lekko zdyszany głos.

      – Cześć, Andreo.

      W tle słyszę czyjeś wołanie. Jakaś kobieta krzyczy: „Czy on nie wie, że wychodzisz dzisiaj za mąż, Andreo?”.

      – Proszę mi wybaczyć – dochodzi do mnie głos Andrei.

      Wychodzi za mąż!

      Słychać jakieś przytłumione dźwięki.

      – Mamo, cicho bądź. To mój szef. – Dźwięki ustają. – W czym mogę pomóc, proszę pana? – pyta.

      – Wychodzisz za mąż?

      – Tak, proszę pana.

      – Dzisiaj?

      – Tak. Co mam zrobić?

      – Chciałem, żebyś przelała na konto panny Steele dwadzieścia cztery tysiące dolarów.

      – Dwadzieścia cztery tysiące?

      – Tak, dwadzieścia cztery tysiące dolarów. Bezpośrednio.

      – Zajmę się tym. Pieniądze będą na koncie w poniedziałek.

      – W poniedziałek?

      – Tak, proszę pana.

      – Doskonale.

      – Czy coś jeszcze, proszę pana?

      – Nie, to wszystko, Andreo.

      Rozłączam się, zły na siebie, że zawracam jej głowę w takim dniu, ale jeszcze bardziej wściekły, że nic mi nie powiedziała.

      Dlaczego tego nie zrobiła?