– Czy powiedziała coś pani Jones?
– Niewiele.
– Nie możesz jej znaleźć? A co z jej rodziną?
– Nie wiedzą, gdzie jest. Podobnie jak jej mąż.
– Mąż! – wykrzykuje.
– Tak. – Ten kłamliwy dupek. – Są małżeństwem od jakichś dwóch lat.
– Więc miała męża, kiedy była z tobą?
– Nie! Dobry Boże, nie. Byliśmy razem prawie trzy lata temu. Potem odeszła i wkrótce wyszła za tamtego faceta. – Przecież mówiłem, maleńka, ja się nie dzielę. Tylko raz zadałem się z mężatką i nie skończyło się to dobrze.
– Dlaczego więc teraz próbuje zwrócić na siebie uwagę?
– Nie wiem. Udało się nam jedynie ustalić, że cztery miesiące temu uciekła od męża.
Ana bierze łyżkę i wymachując nią, mówi:
– Zobaczmy, czy dobrze rozumiem. Od trzech lat nie była twoją uległą?
– Dokładnie od dwóch i pół roku.
– I chciała czegoś więcej.
– Tak.
– Ale ty nie?
– Przecież wiesz.
– Więc odeszła.
– Tak.
– W takim razie dlaczego teraz wróciła?
– Nie wiem. – Chciała więcej, ale ja nie mogłem jej tego dać. Może widziała mnie z tobą?
– Ale podejrzewasz…
– Podejrzewam, że to ma jakiś związek z tobą. – Ale mogę się mylić.
Czy możemy już wrócić do łóżka?
Ana mi się przygląda, bada wzrokiem moją pierś. Ja jednak nie zwracam na to uwagi i zadaję jej pytanie, które nie daje mi spokoju, odkąd powiedziała mi o Leili.
– Dlaczego wczoraj mi nie powiedziałaś?
Ana ma przynajmniej tyle przyzwoitości, że udaje winną.
– Zapomniałam o niej. No wiesz, drinki po pracy, koniec mojego pierwszego tygodnia. Potem ty się zjawiasz w barze i razem z Jackiem dajecie pokaz testosteronu. – Uśmiecha się nieśmiało. – A potem przyszliśmy tutaj. I zapomniałam. Przy tobie zapominam o wielu rzeczach.
Teraz ja chciałbym zapomnieć. Wracajmy do łóżka.
– Pokaz testosteronu? – powtarzam rozbawiony.
– No właśnie. Który z was dalej nasika.
– Zaraz ci dam pokaz testosteronu – mówię zniżonym głosem.
– Nie wolałbyś się raczej napić herbaty? – Podsuwa mi filiżankę.
– Nie, Anastasio. Nie wolałbym. – Chcę ciebie. Teraz. – Zapomnij o niej. Chodź. – Wyciągam rękę. Odstawia filiżankę na blat i wkłada swoją dłoń w moją.
Kiedy jesteśmy już w sypialni, ściągam z niej koszulę przez głowę.
– Lubię, kiedy chodzisz w moich ubraniach – szepczę.
– Lubię je nosić. Pachną tobą.
Obiema rękami chwytam jej głowę i całuję ją.
Chcę sprawić, żeby zapomniała o Leili.
Ja chcę zapomnieć o Leili.
Podnoszę Anę i podchodzę do betonowej ściany.
– Obejmij mnie nogami – rozkazuję.
Kiedy otwieram oczy, pokój jest skąpany w świetle, a Ana już nie śpi. Leży w zgięciu mojego łokcia.
– Cześć – mówi i uśmiecha się, jakby coś nabroiła.
– Cześć – odpowiadam ostrożnie. Coś tu jest grane. – Co robisz?
– Patrzę na ciebie. – Muska ręką dół mojego brzucha i moje ciało natychmiast budzi się do życia.
Rany!
Chwytam jej rękę.
Musi być obolała po wczorajszym.
Oblizuje wargi i już nie wygląda na winną. Zamiast tego na jej ustach pojawia się wymowny, lubieżny uśmiech.
Może jednak nie.
Budzenie się u boku Anastasii Steele ma swoje zalety. Kładę się na niej i przygniatam ją do łóżka, nie bacząc, że się pode mną wierci.
– Coś mi się wydaje, panno Steele, że pani nabroiła.
– Lubię przy tobie broić.
Równie dobrze mogłaby przemawiać wprost do mojego członka.
– Naprawdę? – Całuję ją w usta. Kiwa głową.
Och, moja śliczna dziewczynko.
– Seks czy śniadanie?
Wypycha w górę biodra, wychodząc mi na spotkanie, a ja potrzebuję całej siły woli, żeby od razu nie wziąć tego, co mi oferuje.
Nie. Niech sobie poczeka.
– Dobry wybór. – Całuję jej szyję, dekolt, piersi.
– Ach – wzdycha.
Leżymy zaspokojeni.
Nie przypominam sobie, żeby przed Aną zdarzały mi się takie chwile. Nie leżałem w łóżku tak po prostu… będąc. Wtulam nos w jej włosy. Wszystko się zmieniło.
Otwiera oczy.
– Cześć.
– Cześć.
– Boli cię? – pytam.
Rumieni się.
– Nie. Jestem tylko zmęczona.
Gładzę ją po policzku.
– Mało spałaś tej nocy.
– Ty także. – Uśmiecha się do mnie tym stuprocentowym nieśmiałym uśmiechem panny Steele, ale w jej oczach pojawia się smutek. – W ogóle ostatnio mało sypiałam.
Z miejsca budzą się we mnie wyrzuty sumienia – paskudne i piekące.
– Przepraszam – mówię.
– Nie przepraszaj. To była moja…
Kładę palec na jej ustach.
– Cii.
Układa usta w dzióbek, żeby pocałować mój palec.
– Jeśli to jakieś pocieszenie – wyznaję – ja też kiepsko spałem w zeszłym tygodniu.
– Och, Christianie – mówi i bierze moją rękę.
Całuje po kolei każdą kosteczkę. Tyle w tym geście uczucia i pokory. W gardle mnie ściska, a serce mało nie wyskoczy mi z piersi. Znajduję się na skraju czegoś nieznanego, miejsca, z którego nie widać horyzontu i którego terytorium jest całkiem obce i niezbadane.
To