Grey. Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Christiana. E L James. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: E L James
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7999-533-2
Скачать книгу
paniom.

      – Proszę wezwać obsługę hotelową, kiedy tylko będzie trzeba sprzątnąć stół – mówi z kokieteryjnym spojrzeniem panna Ciemne Oczy, jakby w jej słowach była szersza oferta.

      Mój lodowaty uśmiech ją odstrasza.

      Siadam z gazetą przy stole, nalewam sobie kawy i zaczynam jeść omlet. Telefon burczy – esemes od Elliota.

      Kate pyta, czy Ana jeszcze żyje.

      Chichoczę, częściowo ugłaskany faktem, że tak zwana przyjaciółka Any o niej myśli. To oczywiste, że mimo całego wczorajszego zarzekania się Elliot nie dał wackowi odpocząć. Odpisuję.

Jest cała i zdrowa ;)

      Ana zjawia się po dłuższej chwili: ma mokre włosy, jest w ślicznej niebieskiej bluzce pod kolor oczu. Taylor się spisał, Ana wygląda uroczo. Rozglądając się po pokoju, zauważa torebkę.

      – Cholera! Kate! – wyrywa jej się z ust.

      – Wie, że tu jesteś i że żyjesz. Wysłałem esemesa Elliotowi.

      Idąc do stołu, posyła mi niepewny uśmiech.

      – Siadaj – mówię, wskazując jej nakrycie.

      Krzywi się na widok góry jedzenia na stole, co tylko potęguje moje poczucie winy.

      – Nie wiedziałem, na co masz ochotę, więc zamówiłem wszystko, co było w menu – wyjaśniam ze skruchą.

      – To rozrzutność z twojej strony – mówi.

      – Owszem, rozrzutność. – Moje poczucie winy sięga sufitu. Ale kiedy Ana nakłada na talerz naleśniki, jajecznicę, bekon z syropem klonowym i wsuwa to wszystko, udzielam sobie rozgrzeszenia. Miło patrzeć, że je.

      – Herbaty? – pytam.

      – Tak, proszę – mówi między kęsami. Najwyraźniej jest wygłodniała. Podsuwam jej imbryk z wodą. Posyła mi słodki uśmiech, widząc English Breakfast Twiningsa.

      Dech mi zapiera. I czuję niepokój.

      I nadzieję.

      – Masz bardzo mokre włosy – zauważam.

      – Nie mogłam znaleźć suszarki – tłumaczy zażenowana.

      Zemdli ją.

      – Dziękuję za ubrania – dodaje.

      – Ależ proszę, Anastasio. Dobrze ci w tym kolorze.

      Opuszcza wzrok na palce.

      – Wiesz, naprawdę powinnaś się nauczyć, jak przyjmować komplementy.

      Być może nie słyszała ich wiele… Ale dlaczego? Jest prześliczna w subtelny sposób.

      – Powinnam ci zapłacić za te rzeczy.

      Co?

      Karcę ją wzrokiem, więc szybko kontynuuje:

      – Dałeś mi już książki, których, oczywiście, nie mogę przyjąć. Ale proszę, pozwól mi zwrócić pieniądze.

      Słodkie stworzenie.

      – Anastasio, wierz mi, stać mnie na to.

      – Nie w tym rzecz. Czemu miałbyś to robić?

      – Bo mogę. – Jestem bardzo bogatym człowiekiem, Ana.

      – Tylko dlatego, że możesz, nie znaczy, że masz to robić. – Mówi delikatnym tonem, ale nagle muszę zadać sobie pytanie, czy mnie nie przejrzała, nie dostrzegła moich najbardziej mrocznych pożądań. – Dlaczego tak naprawdę posłałeś mi te książki, Christianie?

      Bo chciałem znowu cię zobaczyć. I oto jesteś…

      – Widzisz, kiedy tamten rowerzysta mało cię nie przejechał… i trzymałem cię w objęciach, i patrzyłaś mi w oczy… całą sobą mówiąc: „Pocałuj, pocałuj mnie, Christianie…” – urywam, przypominając sobie tamten moment, jej ciało przy moim. Cholera. Szybko się otrząsam. – Uznałem, że jestem ci winien przeprosiny i ostrzeżenie, Anastasio. Nie jestem mężczyzną z romantycznej powieści. Nie wdaję się w romanse. Moje upodobania są niezwykle osobliwe. Powinnaś omijać mnie szerokim łukiem. Jednak jest w tobie coś, co sprawia, że nie potrafię trzymać się z dala od ciebie. Ale to chyba już sobie uświadomiłaś.

      – Więc się nie trzymaj – szepcze.

      Co?

      – Nie wiesz, co mówisz.

      – W takim razie oświeć mnie.

      Jej słowa trafiają prosto tam, gdzie mój fiut.

      Niech to szlag.

      – Nie żyjesz w celibacie?

      – Nie, Anastasio, nie żyję w celibacie. – I gdybyś pozwoliła mi się związać, udowodniłbym ci to tu i teraz. Jej oczy robią się ogromne, a policzki różowieją.

      Och, Ana.

      Muszę jej pokazać, co i jak. Inaczej się nie przekonam.

      – Jakie masz plany na najbliższe kilka dni? – pytam.

      – Dziś pracuję, od południa. Która jest godzina? – wykrzykuje spanikowana.

      – Minęła dziesiąta, masz masę czasu. A jutro?

      – Zaczynamy się pakować z Kate. W przyszłym tygodniu przeprowadzamy się do Seattle, a cały ten tydzień pracuję u Claytona.

      – Masz już mieszkanie w Seattle?

      – Tak.

      – Gdzie?

      – Nie pamiętam dokładnego adresu. W dzielnicy Pike Market.

      – Niedaleko ode mnie. – Świetnie! – A gdzie zamierzasz pracować w Seattle?

      – Złożyłam podanie o staż do paru firm. Czekam na rozmowy.

      – Do mnie też, jak sugerowałem?

      – Noo… nie.

      – A co ci się u mnie nie podoba?

      – W twojej firmie czy u ciebie osobiście? – Unosi brew.

      – Czy pani żartuje sobie ze mnie, panno Steele? – Nie potrafię ukryć rozbawienia.

      Och, co to byłaby za przyjemność ją szkolić… Co za kobieta. Trudna i doprowadzająca do szaleństwa.

      Wbija wzrok w talerz, żując wargę.

      – Chciałbym ugryźć tę wargę – szepczę, bo to prawda.

      W jednej chwili podrywa głowę, porusza się niespokojnie na krześle. Wysuwa ku mnie podbródek, w oczach ma wyraz całkowitego zaufania.

      – Czemu tego nie zrobisz? – pyta ze spokojem.

      Och. Nie kuś, maleńka. Nie mogę. Jeszcze nie.

      – Bo nie tknę cię, Anastasio, dopóki nie będę miał na to twojej pisemnej zgody.

      – Co chcesz przez to powiedzieć? – pyta.

      – Dokładnie to, co mówię. Muszę ci coś pokazać, Anastasio. – Żebyś wiedziała, w co się pakujesz. – O której kończysz dzisiaj pracę?

      – Koło ósmej.

      – A więc moglibyśmy pojechać do Seattle dziś wieczór albo w następną sobotę, na kolację u mnie w domu, i zapoznałbym cię z sytuacją. Wybieraj.

      – Dlaczego nie możesz powiedzieć mi teraz?

      – Bo rozkoszuję się śniadaniem i twoją obecnością. Gdy tylko zostaniesz oświecona, zapewne nie będziesz chciała mnie więcej widzieć.

      Ściąga