Nie wszyscy zgadzali się z brutalną strategią Szarona. Generał brygady Icchak Pundak, gubernator wojskowy Strefy Gazy odpowiedzialny za sprawy cywilne, utrzymywał, że jedynym sposobem na ograniczenie palestyńskich ataków jest poprawa jakości życia mieszkańców i zagwarantowanie im minimalnej autonomii, z niewielką wojskową obecnością na zamieszkanych obszarach. „Pobrzękiwanie szabelką i zabijanie dla samego zabijania mogło nas doprowadzić tylko do intifady [powstania] – powiedział mi Pundak. – Minister obrony Dajan i Szaron mieli odmienne poglądy na działania w Strefie. Dajan chciał kontaktów i porozumienia z ludnością, a Szaron ścigania terrorystów. Widział w nich jedynie cel, ludność w ogóle go nie obchodziła”309.
Pundak był przerażony taktyką Szarona i skarżył się z goryczą: „Słyszałem, jak Szaron oświadcza wszystkim funkcjonariuszom: «Ten, kto zabije terrorystę, dostanie butelkę szampana, a ten, kto go aresztuje, butelkę wody sodowej». Powiedziałem: «Dobry Boże, co to w ogóle za strategia? Kto tak mówi? Jeśli nie zapewnimy im pomocy i odrobiny koniunktury, wszyscy wkroczą na drogę terroru»”.
Szaron obstawał przy tym, że nie ma szans na dogadanie się z Palestyńczykami. Utrzymywał, że na ataki terrorystyczne powinno się odpowiadać siłą i że po drugiej stronie barykady nie ma nikogo, z kim można by siąść do rozmów pokojowych. Co tu negocjować, skoro celem Arafata i pozostałych przywódców OWP jest zniszczenie Izraela?
Jednostki wojskowe południowego dowództwa miały inne obowiązki, takie jak patrolowanie długiej granicy z Egiptem i udział w walkach podczas trzyletniej wojny na wyczerpanie w strefie Kanału Sueskiego, dlatego Szaron potrzebował oddziału, którego jedynym zadaniem będzie zwalczanie terroryzmu. Nie mniej istotne było znalezienie niewielkiej grupy ludzi, którzy będą składać raporty bezpośrednio jemu, a przy tym działać z takim samym nastawieniem i według takich samych zasad.
Kiedy nadszedł czas na decyzję, kto będzie dowodził tą nową jednostką, Szaron natychmiast pomyślał o Meirze Daganie, przypominając sobie incydent w północnym Synaju w połowie roku 1969310. Bojownicy Fatahu poustawiali katiusze z zapalnikami czasowymi pośrodku pola minowego i wycelowali je w bazę Sił Obronnych Izraela. Żaden żołnierz nie ośmielił się dotrzeć do tych rakiet. Żaden z wyjątkiem Dagana, wówczas młodego zwiadowcy. Po prostu podszedł do katiusz i nie okazując strachu, rozbroił je. Przypominał Szaronowi jego samego w młodości.
Dagan urodził się w 1945 roku. Jego rodzice sześć lat wcześniej uciekli z Łukowa po tym, jak rosyjski oficer ostrzegł ich, że do miasteczka wkroczą Niemcy i sytuacja Żydów znacznie się pogorszy. Znaleźli schronienie na surowych równinach Syberii. Pod koniec wojny, wraz z dziesiątkami tysięcy innych uciekinierów, ruszyli w drogę powrotną do Polski, nieświadomi, że po ich domach nie ma śladu, podobnie jak po Żydach, którym nie udało się uciec. Podczas jednego z postojów pociągu, którym podróżowali, gdzieś na Ukrainie, na świat przyszedł Meir. W ciasnym, wychłodzonym wagonie towarowym miał minimalne szanse na przeżycie, jednak dzięki oddanej opiece rodziców oraz wrodzonej sile fizycznej zdołał przetrwać.
„Moi rodzice nigdy nie rozmawiali o tym okresie – wspominał Dagan. – Zupełnie jakby ktoś wydarł z kalendarza kartki z latami 1939–1945. To prawda, przeżyli i nas uratowali, ale wojna złamała ich ducha. Nigdy nie doszli do siebie”311. Tylko raz jego ojciec zdecydował się opowiedzieć mu o powrocie do zniszczonego miasta rodzinnego. Odnalazł dolinę śmierci, miejsce, w którym Żydzi zostali bestialsko zabici i pogrzebani w zbiorowej mogile, i chciał postawić pomnik ku ich czci. Zapłacił za pomoc Polakowi z ich miejscowości. Ten człowiek powiedział mu, że podczas jednej z ostatnich obław gestapowców na Żydów Niemcy poprosili go o robienie zdjęć. Po wszystkim zapomnieli wziąć od niego film. Mężczyzna wręczył go ojcu Meira. Kiedy ten go wywołał, ujrzał na jednym ze zdjęć swojego ojca, dziadka Meira, na chwilę przed tym, jak go zastrzelono i wrzucono do wspólnego grobu.
Dziadek Meira, Dow Ehrlich, z długą brodą, pejsami i przerażeniem w oczach, klęczał przed roześmianymi niemieckimi żołnierzami wymachującymi karabinami z bagnetami na lufach. „Wygodnie nam myśleć, że to skrajni faszyści, fanatycy byli mordercami – powiedział mi Meir. – Prawda jest inna: tej masakry dokonała operująca na tyłach jednostka Wehrmachtu. Oddziały bojowe znajdowały się na froncie. To byli prawnicy i kupcy, zwykli, normalni ludzie. Wnioski, jakie się nasuwają, są przerażające: z każdego można zrobić mordercę”. Druga myśl Dagana wydaje się jeszcze bardziej doniosła: „Trzeba to jasno powiedzieć: większość Żydów podczas holokaustu zginęła bez walki. Nie możemy dopuścić, żeby taka sytuacja się powtórzyła. Nie będziemy klęczeć, nie umiejąc walczyć o swoje życie”312.
Po pięciu latach spędzonych w Polsce, kiedy to Meir nauczył się polskiego, co wykorzystywał dziesiątki lat później jako dyrektor Mossadu, żeby przełamać pierwsze lody podczas spotkań ze stroną polską, rodzina wyjechała do Włoch, gdzie wsiadła na statek do transportu bydła, który został przystosowany do przewozu imigrantów do Izraela. Przyjaciel i towarzysz podróży twierdził, że już wtedy, w tych spartańskich warunkach, w zbitym tłumie, Dagan „zachowywał się jak urodzony żołnierz”313. W drodze statek o mało nie został zatopiony przez sztorm. Meir rzucił wyzwanie śmierci, pozostając na pokładzie z kołem ratunkowym i ściskając w dłoni pomarańczę. To właśnie najbardziej zapamiętał: owoc w swojej ręce. „Tam, na pokładzie tego statku, po raz pierwszy spróbowałem pomarańczy – powiedział mi. – Pamiętam dumę, z jaką ojciec wręczył mi owoc, podkreślając przy tym, że pochodzi z Ziemi Izraela”314.
Po miesiącu na morzu dotarli do Hajfy. Urzędnicy Agencji Żydowskiej wysłali pasażerów do obozu przejściowego, gdzie przyszło im spać w rozchwierutanych namiotach, a potem do mieszkań tymczasowych w opuszczonym obozie armii brytyjskiej niedaleko miasta Lod. W każdym pokoju gnieździło się sześć rodzin, rozdzielała je tylko zasłonka. Na każdy budynek przypadał jeden prysznic. Oprócz trudnych warunków lokalowych imigranci borykali się z nieprzychylnym nastawieniem weteranów. Sabrowie, jak nazywano rodowitych Izraelczyków, traktowali żydowskich uciekinierów z pogardą. Oskarżali ich o to, że zamiast walczyć z hitlerowcami, szli w ciszy do komór gazowych niczym owce prowadzone na rzeź.
Dagan w wieku lat siedemnastu rzucił szkołę i zaciągnął się do elitarnej jednostki Sajeret Matkal przeprowadzającej tajne misje na tyłach wroga (wywodziło się z niej wielu późniejszych przywódców wojskowych i cywilnych). Z trzydziestu rekrutów, którzy zgłosili się na ochotnika do tej jednostki w sierpniu 1963 roku, zaledwie czternastu dotrwało do końca wyczerpującego siedemdziesięciopięciotygodniowego programu szkoleniowego. Jednym z tych, którzy rozpoczynali kurs z Daganem, był Dani Jatom, który później będzie piastował