– A co ja bym robił w Londynie? – spytał Walter.
– Nie wiem. A co będziesz robił tutaj? Bycie członkiem ubezwłasnowolnionego parlamentu nie ma większego sensu.
Ethel była brutalnie szczera. Lloyd wiedział jednak, że w charakterystyczny dla siebie sposób wyraziła to, co musiało zostać powiedziane.
Współczuł von Ulrichom, lecz czuł, że powinni zostać w kraju.
– Będzie ciężko – powiedział – ale jeśli porządni ludzi uciekną przed faszyzmem, rozprzestrzeni się jeszcze szybciej.
– I tak się rozprzestrzenia – zauważyła jego matka.
Maud zaskoczyła ich swoim zdecydowaniem.
– Nie wyjeżdżam. Kategorycznie odmawiam wyjazdu z Niemiec.
Wszyscy na nią popatrzyli.
– Jestem Niemką, mieszkam tu od czternastu lat i to jest teraz moja ojczyzna – dodała.
– Urodziłaś się w Anglii – przypomniała jej Ethel.
– Kraj tworzą ludzie, którzy w nim mieszkają. Nie kocham Anglii. Rodzice zmarli dawno temu, brat się mnie wyrzekł. Kocham Niemcy. Dla mnie Niemcy to mój wspaniały mąż Walter, syn Erik, któremu ktoś zamącił w głowie, córka Carla, tak uzdolniona, że aż budzi to lęk, nasza służąca Ada i jej niepełnosprawny synek, moja przyjaciółka Monika i jej rodzina, koledzy dziennikarze… Zostanę tutaj, aby walczyć z nazistami.
– Zrobiłaś już więcej, niż nakazywał obowiązek – powiedziała łagodnie Ethel.
– Mój mąż poświęcił życie, aby uczynić ten kraj wolnym i bogatym – argumentowała Maud z uczuciem. – Nie pozwolę, by z mojej przyczyny porzucił dzieło swego życia. Jeśli to straci, straci duszę.
Ethel nie dawała za wygraną i naciskała dalej w sposób, na jaki może sobie pozwolić tylko stara przyjaciółka.
– Jednak musisz odczuwać pokusę, by zabrać dzieci tam, gdzie będą bezpieczne.
– Pokusa, mówisz? To znaczy dręczące, rozpaczliwe pragnienie! – Maud zaczęła płakać. – Carli śnią się koszmary z brunatnymi koszulami, a Erik przy każdej okazji wkłada ten mundur w kolorze gówna. – Jej gwałtowność przeraziła Lloyda. Nigdy nie słyszał, by dystyngowana dama użyła słowa „gówno”. – Pewnie, że chcę ich stąd zabrać. – Było widać, w jak wielkiej rozterce jest Maud. Tarła jedną ręką o drugą, odwracała głowę i mówiła drżącym głosem. – Ale to byłoby niewłaściwe wobec nich i nas. Nie poddam się! Lepiej cierpieć zło, niż stać z boku i nic nie robić.
Ethel dotknęła jej ręki.
– Przepraszam, że zapytałam, może to było głupie. Mogłam się domyślić, że nie uciekniesz.
– A ja się cieszę, że zapytałaś – rzekł Walter. Ujął w dłonie szczupłe ręce Maud. – To pytanie wisiało między Maud i mną niewypowiedziane. Nadszedł czas, abyśmy się z nim zmierzyli.
Złączone dłonie pozostały na stole. Lloyd rzadko myślał o życiu emocjonalnym ludzi z pokolenia matki, będących w związkach małżeńskich. Byli w średnim wieku i to jego zdaniem załatwiało sprawę. Teraz jednak widział, że między Walterem i Maud istnieje silna więź znacząca o wiele więcej aniżeli nawyki dojrzałego małżeństwa. Tych dwoje nie miało złudzeń; wiedzieli, że zostając w kraju, kładą na szali życie swoje i swoich dzieci. Łączyło ich jednak wspólne przekonanie mogące rzucić wyzwanie śmierci.
Lloyd nie wiedział, czy kiedykolwiek zazna takiej miłości.
Ethel spojrzała na zegarek.
– O rety! – wykrzyknęła. – Spóźnimy się na pociąg!
Lloyd wziął walizki i ruszyli peronem. Rozległ się gwizdek. Wsiedli w ostatniej chwili i oboje wychylili się przez okno, gdy pociąg odjeżdżał ze stacji.
Walter i Maud stali na peronie i machali na pożegnanie. Ich sylwetki robiły się coraz mniejsze i w końcu zniknęły.
ROZDZIAŁ 2
Rok 1935
I
– O dziewczynach z Buffalo musisz wiedzieć dwie rzeczy – oznajmiła Daisy Peshkov. – Piją jak smoki i wszystkie bez wyjątku są snobkami.
Eva Rothmann parsknęła śmiechem.
– Nie wierzę ci. – Jej niemiecki akcent prawie zniknął.
– Ale to prawda – przekonywała Daisy. Znajdowały się w jej różowo-białym pokoju i przymierzały ubrania przed wielkim trzyczęściowym lustrem. – Dobrze by ci było w granatowym i białym. Jak myślisz? – Przyłożyła bluzkę poniżej podbródka Evy i popatrzyła. W kontrastujących kolorach było jej do twarzy.
Daisy szukała w swojej garderobie rzeczy, które Eva mogłaby włożyć na piknik na plaży. Eva nie była ładna, w koronkach i żabotach zdobiących wiele ubrań Daisy prezentowała się źle. Do jej grubych rysów bardziej pasowały paski.
Miała ciemne włosy i ciemnobrązowe oczy.
– Możesz nosić jasne kolory – orzekła Daisy.
*
Własnych rzeczy Eva miała niewiele. Jej ojciec, żydowski lekarz z Berlina, przez całe życie oszczędzał, aby wysłać córkę do Ameryki. Przyjechała rok temu i nie miała nic. Organizacja dobroczynna opłaciła jej naukę w szkole z internatem, do której chodziła Daisy. Były rówieśniczkami, skończyły dziewiętnaście lat. Eva nie miała gdzie się podziać w czasie letnich wakacji, więc Daisy pod wpływem impulsu zaprosiła ją do siebie.
Matka Daisy, Olga, początkowo oponowała.
– Cały rok spędzasz w szkole, a ja nie mogę się doczekać lata, kiedy przyjeżdżasz do domu.
– Ona jest naprawdę fajna, mamo – przekonywała Daisy. – Miła, wyluzowana i lojalna.
– Pewnie ci jej żal, bo musiała uciekać przed nazistami.
– Nie obchodzą mnie naziści, po prostu ją lubię.
– To dobrze, ale czy musi z nami mieszkać?
– Mamo, ona nie ma dokąd pojechać!
W końcu Olga jak zwykle ustąpiła córce.
*
– Są snobkami? – zdziwiła się Eva. – Ciebie nikt nie potraktuje z góry!
– Ależ tak.
– Jesteś taka ładna i pełna życia.
Daisy nie chciało się zaprzeczać.
– Nie znoszą mnie za to.
– I jesteś bogata.
To prawda: ojciec Daisy był bogaty, a matka odziedziczyła fortunę. Daisy dostanie pieniądze, gdy skończy dwadzieścia jeden lat.
– To nic nie znaczy. W tym mieście liczy się to, że ktoś ma pieniądze od dawna, a jeżeli pracujesz, jesteś nikim. Śmietanka to ci, którzy żyją z milionów odziedziczonych po pradziadach. – Daisy mówiła tonem wesołej drwiny, pod którą skrywała niechęć.
– Poza tym twój ojciec jest sławny! – zauważyła Eva.
– Uważają go za gangstera.
Dziadek Daisy, Josef Vyalov, był właścicielem barów i hoteli. Jej ojciec, Lev Peshkov,