Zima świata. Ken Follett. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ken Follett
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Юмористическая проза
Год издания: 0
isbn: 978-83-8215-259-3
Скачать книгу
Nie mogę pojąć, na jakie korzyści liczy twoja partia, popierając tę ustawę, Gottfriedzie.

      Von Kessel także nie owijał w bawełnę:

      – Jesteśmy partią katolicką i naszym najpoważniejszym obowiązkiem jest ochrona pozycji Kościoła w Niemczech. Właśnie z taką nadzieją ludzie oddają na nas głosy.

      Lloyd zmarszczył z dezaprobatą czoło. Jego matka była parlamentarzystką i zawsze powtarzała, że jej obowiązkiem jest służenie zarówno ludziom, którzy na nią głosowali, jak i tym, którzy oddali głosy na inne partie.

      Walter przytoczył inny argument:

      – Demokratycznie wybrany parlament to najlepsza ochrona dla wszystkich Kościołów, a wy chcecie go przekreślić!

      – Obudź się, Walterze – rzekł zniecierpliwiony Gottfried. – Hitler wygrał wybory i ma władzę. Jakkolwiek postąpimy, w dającej się przewidzieć przyszłości będzie rządził Niemcami. Musimy zapewnić sobie ochronę.

      – Jego obietnice nie są warte funta kłaków!

      – Poprosiliśmy o gwarancje na piśmie: Kościół katolicki ma być niezależny od państwa, katolickie szkoły będą mogły działać bez przeszkód, katolicy nie będą dyskryminowani w służbie cywilnej. – Gottfried spojrzał pytająco na syna.

      – Zapewnili, że po południu dostaniemy do ręki umowę.

      – Rozważcie te dwie możliwości! – zaapelował Walter. – Z jednej strony świstek papieru podpisany przez tyrana, a z drugiej demokratyczny parlament. Co jest lepsze?

      – Najwyższa władza to Pan Bóg w niebie.

      Walter przewrócił oczami.

      – A więc niech Bóg ocali Niemcy.

      Naród niemiecki nie miał czasu, by przekonać się do demokracji, pomyślał Lloyd, słuchając dyskusji Waltera i Gottfrieda. Reichstag był suwerenny dopiero od czternastu lat. Kraj przegrał wojnę, waluta straciła wartość, a naród cierpiał z powodu ogromnego bezrobocia. Prawo do głosowania nie zapewniło nikomu wystarczającej ochrony.

      Gottfried okazał się niewzruszony. Pod koniec rozmowy trwał przy swoim stanowisku równie uparcie jak na początku. Uważał, że jego obowiązek polega na ochronie Kościoła katolickiego. Lloydowi chciało się wyć z rozpaczy.

      Wrócili do opery i deputowani zajęli miejsca na widowni. Lloyd i Heinrich usiedli w loży i oglądali obrady z góry.

      Członkowie Niemieckiej Partii Socjaldemokratycznej siedzieli na skraju po lewej. Przed inauguracją sesji bojówkarze brunatnych koszul i SS ustawili się przy wejściach i ścianach, tworząc złowieszcze półkole za socjaldemokratami. Wyglądało na to, że nie pozwolą im opuścić budynku, zanim ustawa nie zostanie uchwalona. Ich widok budził grozę. Lloyd pomyślał z lękiem, że on także może znaleźć się w pułapce.

      Rozległy się gromkie okrzyki i brawa i do sali wkroczył Adolf Hitler ubrany w brunatną koszulę. Nazistowscy deputowani, z których większość nosiła podobny strój, wstali w uniesieniu, gdy wchodził na mównicę. Tylko socjaldemokraci siedzieli, Lloyd zauważył jednak, że ten i ów spogląda niepewnie przez ramię na uzbrojonych wartowników. Jak mogą swobodnie przemawiać i głosować, jeśli boją się nawet dlatego, że nie zgotowali owacji na stojąco swojemu przeciwnikowi?

      Kiedy tumult ucichł, Hitler zaczął przemawiać. Stał wyprostowany, trzymając lewą rękę przy boku i gestykulując prawą. Głos miał gardłowy i szorstki, lecz mocny; Lloydowi skojarzył się z terkotem karabinu maszynowego lub szczekaniem psa. Nabrzmiał emocjami, gdy Hitler piętnował „listopadowych zdrajców” z 1918 roku, którzy poddali Niemcy, gdy po zwycięstwo wystarczyło sięgnąć ręką. Nie udawał. Lloyd czuł, że głęboko wierzy w każdą niedorzeczność, którą wypowiada.

      Określenie „listopadowi zdrajcy” stale przewijało się w przemówieniach Hitlera, jednak teraz w jego wystąpieniu pojawił się nowy wątek: mówił o ważnym miejscu, jakie w państwie niemieckim zajmuje chrześcijaństwo. Było to dla niego nietypowe, słowa te najwyraźniej kierował do partii Centrum, której członkowie mieli przesądzić o wyniku głosowania. Hitler oznajmił, że te dwa wyznania, protestantyzm i katolicyzm, są najistotniejszymi czynnikami sprzyjającymi zachowaniu tożsamości narodowej. Ich prawa pozostaną nienaruszone, co gwarantuje rząd narodowosocjalistyczny.

      Heinrich posłał Lloydowi triumfalne spojrzenie.

      – Na waszym miejscu i tak zażądałbym tego na piśmie – wyszeptał Lloyd.

      Hitler jak zawsze zakończył przemówienie groźbą przemocy:

      – Rząd powstania narodowego jest zdeterminowany i gotowy uporać się z zapowiedzią odrzucenia ustawy, które będzie oznaczało nieposłuszeństwo. – Dramatycznie zawiesił głos, by jego słowa zapadły słuchaczom w pamięć: głosowanie przeciwko ustawie o specjalnych pełnomocnictwach będzie się równało deklaracji oporu wobec władzy. Następnie wzmocnił wymowę swojego przesłania: – Od was więc, panowie, zależy, czy będziemy mieli pokój, czy wojnę!

      Hitler usiadł przy akompaniamencie ryków rozentuzjazmowanych nazistowskich delegatów i ogłoszono przerwę w obradach.

      Młody Heinrich był uradowany, a Lloyd przygnębiony. Deputowani rozeszli się, by przeprowadzić ostatnie debaty klubowe.

      Wśród socjaldemokratów panowały minorowe nastroje. Ich przywódca, Wels, miał wygłosić przemówienie, ale co mógł powiedzieć? Kilku deputowanych ostrzegało, że jeśli odważy się skrytykować Hitlera, może nie wyjść z budynku żywy. Oni także bali się o swoje życie. Jeśli zaczną zabijać deputowanych do parlamentu, pomyślał Lloyd w przypływie lęku, to co czeka ich asystentów?

      Wels wyjawił, że w kieszonce kamizelki nosi kapsułkę z cyjankiem. W razie aresztowania zamierza popełnić samobójstwo, by uniknąć tortur. Lloyd słuchał tego z trwogą. Wels był przedstawicielem społeczeństwa wybranym w wyborach, a tymczasem doprowadzono go do tego, że zachowuje się jak sabotażysta.

      Dzień Lloyda zaczął się od złudnych nadziei. Wydawało mu się, że ustawa o specjalnych pełnomocnictwach nie ma szans wejść w życie. Teraz widział na własne oczy, że większość polityków spodziewa się czegoś wprost przeciwnego, i to jeszcze dziś. Jakże pomylił się w ocenie sytuacji.

      Czy myli się także, sądząc, że coś takiego nie może zdarzyć się w jego kraju? Czyżby sam siebie oszukiwał?

      Ktoś zapytał, czy katolicy z partii Centrum podjęli ostateczną decyzję. Lloyd wstał.

      – Dowiem się – rzucił i pospieszył do sali, w której odbywało się spotkanie parlamentarzystów katolickich. Tak jak poprzednio, wsunął głowę do środka i skinął na Heinricha.

      – Brüning i Ersing się wahają – oznajmił Heinrich.

      Lloyd poczuł ucisk w żołądku. Ersing był czołowym katolickim przywódcą związkowym.

      – Jak związkowcowi może przejść przez myśl, żeby głosować za taką ustawą? – dziwił się.

      – Kaas twierdzi, że ojczyzna znalazła się w niebezpieczeństwie. Wszyscy uważają, że jeśli odrzucimy tę ustawę, dojdzie do anarchii i rozlewu krwi.

      – Dojdzie do krwawej tyranii, jeśli ją uchwalicie.

      – A co zamierzają twoi?

      – Sądzą, że jeśli zagłosują przeciwko ustawie, to ich rozstrzelają. Ale i tak zagłosują przeciw.

      Heinrich wrócił do sali, w której obradowali deputowani katoliccy, a Lloyd poszedł do socjaldemokratów.

      – Zwolennicy oporu miękną – oznajmił Walterowi i jego kolegom.