Zima świata. Ken Follett. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ken Follett
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Юмористическая проза
Год издания: 0
isbn: 978-83-8215-259-3
Скачать книгу
Plaża Woodlawn to długa na półtora kilometra łacha piasku nad jeziorem Erie. Daisy zaparkowała samochód i ruszyły piechotą przez wydmy.

      Na miejscu było już pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt osób, elita młodzieży z Buffalo, grupa uprzywilejowanych nastolatków, którzy przez całe lato za dnia żeglowali i uprawiali narciarstwo wodne, a wieczorami chodzili na potańcówki. Daisy przywitała się z tymi, których znała – czyli praktycznie ze wszystkimi – i przedstawiła Evę. Dostały szklanki z ponczem. Daisy ostrożnie spróbowała trunku, bo niektórzy chłopcy lubili dla zabawy wzmocnić go paroma butelkami ginu.

      Przyjęcie wydano na cześć Dot Renshaw, pyskatej dziewczyny, z którą nikt nie chciał się ożenić. Renshawowie byli starym rodem, tak jak Farquharsonowie, lecz ich fortuna przetrwała krach gospodarczy. Daisy nie omieszkała podejść do gospodarza, ojca Dot, i podziękować mu za zaproszenie.

      – Proszę wybaczyć, że się spóźniłam – powiedziała. – Straciłam rachubę czasu!

      Philip Renshaw zlustrował ją od góry do dołu.

      – Masz bardzo krótką spódnicę – zauważył głosem, w którym dezaprobata walczyła z pożądliwością.

      – Bardzo mi miło, że się panu podoba – odparła Daisy, jakby usłyszała komplement.

      – Tak czy owak, dobrze, że w końcu się zjawiłaś – ciągnął gospodarz. – Przyjeżdża fotograf z „Sentinela” i przyda się parę ładnych dziewcząt na zdjęciu.

      – A więc dlatego mnie zaprosił – mruknęła Daisy do Evy. – Jak miło z jego strony, że dał mi to do zrozumienia.

      Pojawiła się Dot. Miała szczupłą twarz i szpiczasty nos. Daisy uważała, że takim nosem można kogoś dziobnąć.

      – Podobno miałaś jechać z ojcem na spotkanie z prezydentem – zagadnęła Dot.

      Daisy struchlała. Niepotrzebnie chwaliła się przed wszystkimi tym zaproszeniem.

      – Rozumiem, że zabrał swoją… hm… panią – ciągnęła Dot. – To dość nietypowe jak na wizytę w Białym Domu.

      – Prezydent zapewne lubi czasem spotkać się z gwiazdą filmową – odparła Daisy. – Jemu też należy się odrobina blasku, nie sądzisz?

      – Nie wyobrażam sobie, żeby Eleonorze Roosevelt się to spodobało. „Sentinel” podaje, że wszyscy inni mężczyźni przybyli z żonami.

      – Jakże roztropnie z ich strony. – Daisy odwróciła się, szukając okazji do uwolnienia się od towarzystwa Dot.

      Wypatrzyła Charliego Farquharsona, który właśnie ustawiał siatkę do tenisa plażowego. Był zbyt dobroduszny, by naigrawać się z niej z powodu Gladys Angelus.

      – Jak się masz, Charlie? – rzuciła wesoło.

      – Chyba dobrze. – Charlie się wyprostował. Był to wysoki dwudziestopięcioletni mężczyzna z niewielką nadwagą, który lekko się garbił, jakby nie chciał przytłaczać innych swoim wzrostem.

      Daisy przedstawiła mu Evę. Charlie był uroczo niezdarny w towarzystwie dziewcząt, jednak zapytał Evę o wieści od rodziny, która została w Berlinie, chciał także wiedzieć, jak jej się podoba w Ameryce.

      Eva spytała go, czy dobrze się bawi na pikniku.

      – Nie za bardzo – odparł szczerze. – Wolałbym być w domu z psami.

      Daisy pomyślała, że idzie mu z nimi lepiej niż z dziewczętami. Zaciekawiła ją jednak wzmianka o psach.

      – Jakie masz psy?

      – Jack russell terriery.

      Zanotowała sobie nazwę w pamięci.

      Podeszła do nich około pięćdziesięcioletnia pani o ostrych rysach.

      – Wielkie nieba, Charlie, jeszcze nie postawiłeś tej siatki?

      – Już prawie kończę, mamo.

      Nora Farquharson miała na nadgarstku złotą bransoletkę, kolczyki z brylantami i naszyjnik od Tiffany’ego, choć piknik na plaży nie wymagał aż takiej ilości biżuterii. Daisy zauważyła, że ubóstwo Farquharsonów należy uznać za względne. Podobno stracili wszystko, lecz pani Farquharson wciąż miała pokojówkę, szofera oraz parę koni do jazdy po parku.

      – Dzień dobry, pani Farquharson – przywitała się Daisy. – Oto moja przyjaciółka, Eva Rothmann z Berlina.

      – Witam – odrzekła Nora Farquharson, nie wyciągając ręki. Nie uważała za stosowne okazywać życzliwości rosyjskim nuworyszom, a tym bardziej ich żydowskim gościom.

      Nagle wpadła jej do głowy jakaś myśl.

      – Ach, Daisy, może rozejrzałabyś się, kto zechce zagrać w tenisa.

      Daisy rozumiała, że została potraktowana jak ktoś w rodzaju służącej, ale postanowiła spełnić życzenie.

      – Naturalnie. Proponuję pary mieszane.

      – Dobry pomysł. – Pani Farquharson uśmiechnęła się uroczo i wyjęła z torebki mały beżowy notes. – Jestem przygotowana.

      Daisy wiedziała, kto gra w tenisa lepiej, a kto gorzej. Należała do klubu tenisowego, który nie był tak ekskluzywny jak klub jachtowy. Evę połączyła z Chuckiem Dewarem, czternastoletnim synem senatora Dewara, a Joanne Rouzrokh ze starszym z rodzeństwa Dewarów, Woodym, który miał zaledwie piętnaście lat, ale był wysoki, podobnie jak jego tyczkowaty ojciec. Rzecz jasna, na partnerkę Charliego wyznaczyła siebie.

      Odrobinę się zlękła, napotkawszy znajomą twarz; rozpoznała swojego przyrodniego brata Grega, syna Margi. Nieczęsto się spotykali, nie widziała go od roku. Wydawało się, że przez ten czas chłopiec wyrósł na mężczyznę. Był wyższy o kilkanaście centymetrów i mimo że miał dopiero piętnaście lat, na jego brodzie pokazał się ciemny cień zarostu. W dzieciństwie miał niesforną czuprynę i to się nie zmieniło. Drogie ubranie nosił niedbale: rękawy marynarki miał podwinięte, prążkowany krawat był luźno związany pod szyją, a lniane spodnie mokre od morskiej wody i zapiaszczone na mankietach.

      Zawsze czuła się zakłopotana, spotykając Grega, który stanowił żywe przypomnienie tego, że ojciec porzucił ją i matkę dla Margi i jej syna. Daisy wiedziała, że wielu żonatych mężczyzn miewa romanse, jednak skutki niewierności jej ojca wszyscy mogli oglądać na przyjęciach. Powinien był znaleźć dla Margi i Grega mieszkanie w Nowym Jorku, gdzie nikt nikogo nie zna, albo w Kalifornii, gdzie cudzołóstwa nie uważano za coś zdrożnego. Tu, w Buffalo, było nieustającym skandalem i ludzie patrzyli na Daisy z góry po części z powodu Grega.

      Grzecznie zapytał, jak się czuje.

      – Jestem wściekła jak cholera, jeśli chcesz wiedzieć. Ojciec znów puścił mnie kantem.

      – Co takiego zrobił? – spytał ostrożnie Greg.

      – Zaprosił mnie do Białego Domu, a później zabrał tę zdzirę Gladys Angelus. I teraz wszyscy się ze mnie śmieją.

      – Pewnie chodziło o publicity dla jej nowego filmu Namiętność.

      – Zawsze bierzesz jego stronę, bo woli ciebie, nie mnie.

      Greg się rozzłościł.

      – Może dlatego, że go podziwiam, zamiast stale na niego zrzędzić.

      – Ależ ja… – Daisy chciała sprostować, że nie zrzędzi na ojca, lecz nagle uświadomiła sobie, że to prawda. – Może i narzekam, ale powinien dotrzymywać słowa, prawda?

      – On ma tak dużo na głowie.

      – Może