Po zniknięciu moich rodziców dziesięć lat temu bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Doszło do tego po… cóż, doszło do tego tamtego lata. Nie wiedziałam, czy rodzice nie żyją, czy zwyczajnie mnie porzucili. Moja ciocia była przekonana, że rodzice nigdy dobrowolnie by mnie nie zostawili. Ale to i tak bolało. Bo zniknęli. Tak po prostu, rozpłynęli się w powietrzu. Dowiedziałam się o tym miesiąc po tamtej sytuacji, do której doszło na placu zabaw. Miałam wtedy urodziny i właśnie wyszliśmy od lekarza po prześwietleniu ręki.
Po tym, gdy ON zepchnął mnie z drabinek, byłam nieprzytomna przez dwa dni i skończyłam ze złamaną ręką. To były dość poważne obrażenia jak na ośmiolatkę. Nigdy nie powiedziałam ani słowa, inni również nie pisnęli. Dorośli po prostu założyli, że spadłam, gdy próbowałam pomóc Buddy’emu. Nawet teraz się zastanawiałam, jakim cudem w tak młodym wieku miał tyle siły i był taki niedelikatny, ale z czasem, po tych wszystkich latach tortur, zrozumiałam, że nie ma w nim niczego delikatnego.
Skup się.
– Kochanie, oni chcą, żebyś porozmawiała ze szkolną psycholog – powiedziała moja ciocia, ale zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.
Byłyśmy ze sobą blisko, a mimo to nigdy nie powiedziałam cioci o niczym, co przydarzyło mi się w tej szkole, poza nią, w moich koszmarach czy… w moich snach. Znając ciocię, oznajmiłaby, że od razu się przeprowadzamy, ale ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Moja ciocia kochała Six Forks. Twierdziła, że to miejsce ją inspiruje. Cokolwiek to znaczy. Po prostu wiedziałam, że nie mogłabym jej tego odebrać.
Więc to wytrzymywałam.
Wytrzymywałam od dziesięciu długich lat, ale wkrótce to się skończy i wtedy będzie po wszystkim, a ja wreszcie odetchnę i będę mogła żyć bez strachu, bez niczyjej kontroli, bez tęsknoty za czymś mrocznym i nieosiągalnym.
Taaa, nie zamierzam teraz o tym myśleć.
Zjawiła się pani Gilmore i od razu przedstawiła się mnie i mojej cioci. Już o niej słyszałam, chociaż nasze drogi nigdy się nie przecięły. Ale jak już mówiłam, do tej pory udawało mi się przeżyć bez jej pomocy.
– Może pójdziemy do mojego gabinetu i tam porozmawiamy na osobności? – zaproponowała.
Nie byłam na to gotowa, ale jaki miałam wybór? Musiałam wiedzieć, co takiego powiedziałam, gdy byłam nieprzytomna.
– Willow, lepiej idź już do domu, co? Dziękuję, że z nią zostałaś, ale jestem pewna, że twoi rodzice się martwią – zasugerowała moja ciocia. Zapomniałam, że Willow wciąż tam była. Pokiwała głową i uśmiechnęła się do mnie nerwowo. Odwzajemniłam ten grymas, ale nie miałam nic więcej do dodania, a przynajmniej nie w tym towarzystwie.
Pani Gilmore zaprowadziła nas do swojego gabinetu, a my podążyłyśmy za nią w milczeniu. Dasz sobie radę. Dotarłyśmy na miejsce i weszłyśmy do środka. Rozejrzałam się. Jej gabinet wyglądał przytulnie, chociaż był nieco zabałaganiony, wszędzie walały się teczki i dokumenty. Ręce mnie świerzbiły, bo poczułam ochotę, by posprzątać w jej gabinecie albo wskazać jej drogę do najbliższego sklepu z artykułami biurowymi, by zakupiła lepsze organizery na dokumenty.
Usiadłyśmy wszystkie i patrzyłyśmy na siebie, nie bardzo wiedząc, co robić dalej. Po kilku chwilach napiętej ciszy moja ciocia odezwała się jako pierwsza:
– Dyrektor Lawrence powiedziała, że Lake coś mówiła tuż przed tym, jak straciła przytomność?
– Tak! Racja. Czasami tak się dzieje, gdy ludzie mdleją, ale chodzi o to, co powiedziała. – Miałam ochotę krzyknąć, by w końcu to z siebie wydusiła, ale musiałam się powstrzymać. – Powiedziałaś… – Na jej policzkach wykwitły rumieńce, a ja poczułam w żołądku jeszcze silniejszy strach. Przełknęłam głośno i poczekałam. – Powiedziałaś… – kontynuowała – „On nie może wrócić”.
Cisza.
W pomieszczeniu znowu nastała zupełna cisza, a ja wręcz czułam ogłuszający ryk upokorzenia i wydawało mi się, że pokój wiruje. Zrobiło się tak cicho, że można by usłyszeć dźwięk spadającej szpilki… na korytarzu. To niemożliwe. Powtarzałam to zdanie w głowie milion razy i prawdopodobnie również na głos.
Ale stało się. Wiedziałam o tym. Moje ciało spięło się tak bardzo, że mogłoby eksplodować. Ale chyba najpierw eksploduje mi głowa, przyznałam. Ciocia wbijała wzrok w szkolną psycholog. Wiedziałam, że się tego nie spodziewała. Ja też nie. Pani Gilmore gwałtownie przycisnęła rękę do ust, jakby nie mogła uwierzyć, że właśnie to powiedziała. To witam w klubie.
– Jest pani pewna… że właśnie to powiedziała? – zapytała moja ciocia.
– Pani Anderson, rozumiem pani zwątpienie, bo sytuacja jest ździebko niepokojąca – odparła. Taaa, no bez jaj. – Ale trener Lyons jest pewien, że dobrze słyszał i że Lake właśnie to powiedziała.
Trener Lyons opiekował się drużyną koszykówki i uczył wuefu. Poza tym należał do fanów mojego dręczyciela, który był również kapitanem drużyny, dopóki w zeszłym roku nie zniknął. Nigdy nie miałam z tym nauczycielem żadnych problemów, ale jemu nigdy nie zależało na niczym poza uszczęśliwianiem swojej gwiazdy koszykówki.
– Muszę więc zapytać… czy w domu są jakieś problemy?
Moja ciocia wyprostowała się, usłyszawszy pytanie i insynuacje kobiety. Chyba nie wiedziała, że moja ciocia miała tendencję do wybuchów, gdy się wkurzy. Nie robiła tak często, ale jeśli ktoś ją sprowokował, to nawet ja się przy niej chowałam.
– Że co proszę? Czy pani sugeruje, że skrzywdziłabym swoją siostrzenicę? Czy pani oszalała?! – krzyknęła. – Idziemy, Lake, bo drga mi prawa ręka.
Wstałam, gotowa do wyjścia, ale pani Gilmore spróbowała szybko naprawić sytuację.
– Pani Anderson, proszę. To tylko rutynowe pytanie, które musimy zadać. To w żaden sposób nie podważa pani roli jako opiekunki. Proszę usiąść – błagała.
Ciocia Carissa nadal wyglądała, jakby zaraz miała się rzucić na tę biedną psycholog, więc postanowiłam się odezwać.
– Pani Gilmore, moja ciocia jest najlepszą opiekunką, o jakiej mogłabym marzyć. Zrobiłaby dla mnie wszystko. Czuję się przy niej bardzo bezpiecznie.
Mina mojej cioci złagodniała po tych słowach.
Sytuacja uratowana.
– Nie wątpię – odparła i uśmiechnęła się przepraszająco do mojej cioci. Obróciłyśmy się, by wyjść, ale jej następne pytanie mnie zatrzymało. – Jeszcze tylko jedno…
Odwróciłam się twarzą do niej.
– Tak?
– Czy to ma jakiś związek z Keiranem Mastersem i jego powrotem od nowego roku szkolnego?
Rozdział 2
Przysięgam, że nic nie powiedziałam – powtórzyła Willow po raz setny. Niedługo po tym, jak wróciłam do domu, Willow przyjechała, by wypytać o szczegóły. Nie za bardzo miałam ochotę przeżywać to upokorzenie od nowa, ale moja upierdliwa przyjaciółka nie chciała dać mi umrzeć w spokoju. Trochę dramatyzuję, co nie?
Przypomniałam sobie tę chwilę, gdy psycholog mnie o niego zapytała. W myślach pochwaliłam się za wymówkę, której użyłam po tym, jak w gabinecie pani Gilmore zadała mi tamto pytanie. „Nie wiem, o co pani chodzi. On i ja nigdy nie mieliśmy ze sobą styczności. Ledwie go znam. Najpewniej po prostu zemdlałam z gorąca”.
To