Nie spojrzałam w dół.
A powinnam była…
Wyciągnęłam rękę w stronę Buddy’ego, a on wytrzeszczył oczy w panice, bardziej niż wcześniej. Powinnam była to uznać za ostrzeżenie, ale tak się nie stało.
Ktoś mnie popchnął i spadłam.
Poczułam taki ból, jakiego jeszcze w życiu nie doświadczyłam. Niemal mnie oślepił po tym, jak upadłam na beton, lądując na lewym boku.
Udało mi się przewrócić na plecy i spojrzeć w górę. Znowu zobaczyłam te burzowe oczy, które patrzyły, jak łzy spływają mi po twarzy. Chłopak już nie wydawał mi się taki piękny. Wyglądał jak potwór, a ja pojęłam, że powinnam się go bać.
– Mówiłam ci, że nie mogę tam wejść – odezwała się Willow gdzieś z oddali. – Keiranowi by się to nie spodobało.
Rozdział 1
• Dziesięć lat później •
Lake!
Wyrwałam się z zamyślenia, gdy rozbrzmiał ostatni dzwonek tego dnia, oznajmiając koniec lekcji i koniec trzeciej klasy liceum.
Przeżyłam.
Wiedziałam dlaczego, chociaż nie byłam na tyle głupia, by odważyć się przyznać to na głos, bo wierzyłam, że powód pojawi się nagle przede mną niczym gradowa chmura.
Bądź poważna, Lake.
Spojrzałam na swoją najlepszą przyjaciółkę, która patrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Nie odpowiedziałam, zebrałam swoje książki i stanęłam przy drzwiach. Willow skończyła zbierać liczne kolorowe długopisy, którymi robiła notatki na lekcjach. Taka już była Willow – ekstrawagancka we wszystkim, co robiła, bez wyjątku. Reszta mojej klasy i nauczyciel zdążyli zniknąć, bo wszyscy chcieli już zacząć wakacje. Willow wstała i podeszła do drzwi, a w jej oczach dostrzegłam ten łobuzerski błysk, który nie znikał, odkąd ją poznałam.
Na chwilę zamknęłam oczy. Nie myśl o tym.
W milczeniu ruszyłyśmy do fioletowego mitsubishi eclipse zaparkowanego przed szkołą. Oczywiście musiał być fioletowy, inaczej Willow nie byłaby sobą. Obserwowałam ją kątem oka, czekając, aż powie mi, co ją dręczy. Wiedziałam, że nie będę musiała długo czekać, bo była gadułą.
– Słyszałaś już? – zapytała, stając przed drzwiami kierowcy. Czekałam cierpliwie, ale ona zawahała się przed otwarciem drzwi, jakby nie chciała mnie tam wpuścić.
Nie, błagałam ją w myślach. Willow obchodziła się ze mną ostrożnie tylko w przypadku jednego tematu, a raczej w przypadku jednej osoby. Nie wspominaj o nim. Nie wspominaj o nim. Ale ona nie zamierzała mnie słuchać i zupełnie zignorowała mowę mojego ciała. Można by pomyśleć, że po dziesięciu latach będziemy się lepiej rozumieć, ale chyba po prostu czułyśmy się przy sobie zbyt swobodnie, by obchodziły nas takie szczegóły.
– O czym? – Oddychanie stawało się dla mnie coraz trudniejsze. Czasami wydawało mi się, że lubię odczuwać ból, zarówno psychiczny, jak i fizyczny. To chore, prawda?
– Od następnej klasy ma wrócić Mroczny Pan Bainbridge High.
Napotkałam jej zmartwiony wzrok. Chyba nie była tak nieświadoma, jak mi się wydawało. Ona mnie ostrzega.
Oddychaj.
Za każdym razem, gdy o nim wspominano, wykonywałam ćwiczenia na kontrolowanie oddechu, żeby nie zacząć hiperwentylować. Jak na ironię ten problem pojawił się u mnie dopiero po tym, jak on zniknął w zeszłym roku. Po tych wszystkich latach, gdy pozwalałam mu się kontrolować ze strachu, można by pomyśleć, że po jego wyjeździe zacznę skakać z radości.
W końcu udało mi się przywrócić oddech do normy. Uniosłam głowę i zobaczyłam, że przyjaciółka stoi obok mnie i kojąco gładzi mnie po plecach.
– Nic mi nie jest – powiedziałam, ale dopiero gdy się upewniłam, że wzięłam się w garść. – Poza tym mam całe lato, by się przygotować. No i ty zapewnisz mi rozrywkę, bo zawsze masz w planach jakieś lekko nielegalne wygłupy – oznajmiłam, próbując rozluźnić atmosferę. Willow odwróciła wzrok i zaczęła przygryzać wargę. Okej…
Teraz moje serce biło szybko – za szybko. Znowu nie mogłam złapać tchu, gdy czekałam na ostateczny cios, który rozwali mi psychikę.
– Rodzice wysyłają mnie gdzieś na całe wakacje… A poza tym on już tu jest.
Umarłam.
Tak naprawdę wcale nie umarłam – po prostu zemdlałam.
Gdy się obudziłam, stała nade mną szkolna pielęgniarka, przyciskając mi do czoła chłodny okład. Dyrektorka i nauczyciel wuefu siedzieli w kącie z zapłakaną Willow, próbując ją pocieszyć.
– To wszystko moja wina – powtarzała, a dyrektorka Lawrence ją tuliła.
– Obudziła się – oznajmiła pielęgniarka.
Willow rzuciła się w moją stronę, a pozostali na mnie spojrzeli.
– Przepraszam, Lake. Nie powinnam była ci niczego mówić!
Posłałam jej drżący uśmiech, ale nie potrafiłam odpowiedzieć. Nie przy tych wszystkich ludziach. Dyrektorka wtrąciła się, by poinformować nas, że wezwała moją ciocię, która już jest w drodze.
Będzie zadawać pytania. Szybko usiadłam, myśląc, że pora na ucieczkę. Będzie oczekiwać odpowiedzi, a ja nie byłam na to gotowa i właściwie nigdy nie będę. I rzeczywiście bym uciekła, gdyby pielęgniarka nie zniechęciła mnie do tego surowym spojrzeniem.
– Nic mi nie jest. Naprawdę. Willow może mnie odwieźć do domu. – Rozciągnęłam usta w uśmiechu, mając nadzieję, że zaświadczy to o moim dobrym samopoczuciu.
– W przypadku takich sytuacji szkoła jest zmuszona poinformować rodziców lub opiekunów. Postanowiliśmy nie wzywać karetki, bo puls miałaś wyraźny i szybko dochodziłaś do siebie… a potem zaczęłaś mówić.
Mówić? O nie. Co takiego powiedziałam? Było bardzo źle?
Dyrektorka zaczęła coś tłumaczyć, ale się wyłączyłam, bo zastanawiałam się, co takiego mogłam powiedzieć na wpół przytomna. W przeciągu chwili przerobiłam w głowie możliwe scenariusze.
– Lake, słyszałaś mnie? – zapytała ze zniecierpliwieniem.
– Przepraszam, co pani mówiła?
Prychnęła, jakbym marnowała jej czas. Jej irytacja sprawiła, że uśmiech cisnął mi się na usta, ale się powstrzymałam. Nauczyciele w tej szkole byli do kitu, a ja miałam ich wszystkich gdzieś, a było tak głównie dlatego, że postanowili ignorować dręczyciela i jego władzę w szkole. To było tak popieprzone, że brak słów.
– Że powinnaś porozmawiać z panią Gilmore.
Od razu spojrzałam na Willow, zastanawiając się, czy coś im powiedziała, skoro chcieli zaangażować w to szkolną psycholog. Moja przyjaciółka pokręciła głową, wiedząc, o co pytałam.
A więc było bardzo źle.
Na szczęście nie musiałam odpowiadać, bo w tej chwili do gabinetu pielęgniarki wpadła moja ciocia, a za nią zaczerwieniona sekretarka. Moja ciocia miała w zwyczaju panikować.
– Lake! – krzyknęła i rzuciła