W 1989 roku firmę Baxter wreszcie wykreślono z listy przedsiębiorstw bojkotowanych przez kraje arabskie, co dało Fuiszowi kolejną sposobność do odwetu. W tym czasie prowadził podwójne życie jako tajny agent CIA – kilka lat wcześniej dobrowolnie zgłosił chęć współpracy z Agencją, kiedy natknął się na jej ogłoszenie w gazecie „Washington Post”.
Do zadań Fuisza należało zakładanie na Bliskim Wschodzie fikcyjnych firm, w których miały znaleźć zatrudnienie zasoby CIA; w ten sposób zapewniono by przykrywkę agentom, którzy mogli bezpiecznie pracować na miejscu, bez ryzyka, że zacznie im się przyglądać lokalny wywiad. Jedna z takich spółek dostarczała pracowników platform wiertniczych dla państwowej spółki naftowej z Syrii, gdzie Fuisz miał wyjątkowo dobre kontakty.
Fuisz podejrzewał, że firma Baxter podstępem wkradła się z powrotem w łaski krajów arabskich, i postawił sobie za punkt honoru udowodnienie tego. W tym celu zdecydował się wykorzystać swoje syryjskie kontakty. Polecił jednej z pracownic zdobyć pismo przechowywane w aktach Rady Ligi Państw Arabskich w Damaszku, która ów bojkot zarządziła[18]. Wynikało z niego, że firma Baxter przekazała komitetowi szczegółową dokumentację niedawnej sprzedaży zakładu w Izraelu i obiecała zaniechać realizowania na terenie Izraela nowych inwestycji oraz sprzedaży nowych technologii do tego kraju. Tym samym Baxter dopuścił się naruszenia wprowadzonej w 1977 roku amerykańskiej ustawy antybojkotowej, która zabraniała amerykańskim spółkom udziału w jakimkolwiek zagranicznym bojkocie oraz przekazywania urzędnikom prowadzącym czarne listy jakichkolwiek informacji go wspierających.
Fuisz wysłał jedną kopię pisma do zarządu Baxtera, a drugą do redakcji „Wall Street Journal”[19]. Wkrótce na pierwszej stronie gazety ukazał się artykuł na ten temat, lecz Fuisz ani myślał pozwolić, by na tym sprawa się zakończyła. Uzyskał i przekazał dalej listy, które radca prawny firmy napisał do pewnego generała syryjskiej armii; ich treść potwierdzała informacje zawarte w aktach Ligi Państw Arabskich[20].
Po takich rewelacjach Departament Sprawiedliwości otworzył dochodzenie. W marcu 1993 roku firma Baxter musiała przyznać się do zarzutu naruszenia przepisów antybojkotowych i zapłacić 6,6 miliona dolarów w ramach nałożonych na nią sankcji cywilnych i karnych[21]. Dodatkowo na cztery miesiące zawieszono możliwość zawierania zagranicznych kontraktów przez spółkę, na dwa lata zaś zakazano jej przeprowadzania transakcji z Arabią Saudyjską. Przez poważny uszczerbek na reputacji firma straciła też wart pięćdziesiąt milionów dolarów kontrakt z dużą siecią szpitali[22].
Większość ludzi uznałaby taką akcję za skuteczną i wystarczającą zemstę. Ale nie Fuisz. Złościło go, że Loucks nie tylko przetrwał cały ten skandal, ale także utrzymał się na stanowisku dyrektora firmy Baxter. Postanowił wymierzyć wrogowi jeszcze jeden cios.
Loucks był absolwentem Yale i powiernikiem zarządzającej uczelnią Yale Corporation. Przewodniczył także kampanii fundraisingowej tego organu. W ramach obowiązków powiernika musiał co roku w maju stawić się w New Haven w stanie Connecticut na uroczystym zakończeniu roku akademickiego.
Za pośrednictwem swojego syna Joego, który rok wcześniej ukończył studia na Yale, Fuisz skontaktował się ze studentem Benem Gordonem, przewodniczącym stowarzyszenia Yale Friends for Israel. W dniu rozdania dyplomów zorganizowali wspólny protest pod hasłem „Loucks szkodzi uczelni”. Rozdawali ulotki i plakietki z tym sloganem. Punktem kulminacyjnym akcji był przelot wynajętego przez Fuisza samolotu, za którym powiewał banner z napisem „Loucks musi odejść”[23].
Trzy miesiące później Loucks zrezygnował z funkcji powiernika Yale Corporation[24].
Nie należało mechanicznie zakładać, że w przypadku Theranosa Fuisz postąpi tak samo jak podczas starannie zaplanowanej wendety na Loucksie.
Choć zirytowała go niewdzięczność Holmesów (tak postrzegał ich zachowanie względem siebie), trzeba przyznać, że Fuisz był także nie lada oportunistą. Dorobił się fortuny, patentując wynalazki, na które zgodnie z jego prognozami pojawiło się zapotrzebowanie w wielu przedsiębiorstwach. Jednym z bardziej przemyślanych ruchów okazała się przeróbka maszyny do produkcji waty cukrowej – zrobił z niej urządzenie do pakowania leków w szybko rozpuszczające się kapsułki. Pomysł przyszedł mu do głowy na początku lat dziewięćdziesiątych na wiejskim festynie w Pensylwanii, na który zabrał córkę. Spółkę publiczną, którą założył w celu wprowadzenia tej technologii na rynek, sprzedał później kanadyjskiemu koncernowi farmaceutycznemu za sto pięćdziesiąt cztery miliony dolarów i zarobił na tym trzydzieści milionów[25].
Kiedy Lorraine przekazała mu, co usłyszała od Noel, Fuisz usiadł przy komputerze w jednym z siedmiu pokoi w przestronnym domu w McLean i wpisał w Google’a hasło „Theranos”. Dom był tak wielki, że Fuisz urządził sobie gabinet w ogromnym salonie z wysokim sklepieniem i masywnym kamiennym kominkiem, przy którym lubił leżeć jego pies rasy jack russell terrier.
Właściciel tej rezydencji szybko znalazł stronę start-upu. Na wejściu podano krótki opis systemu opartego na mikroprzepływach, a w zakładce „Aktualności” widniał link do wywiadu, którego Elizabeth kilka miesięcy wcześniej, w maju 2005 roku, udzieliła publicznej rozgłośni radiowej w programie „BioTech Nation”. W wywiadzie nieco bardziej szczegółowo opisała swój system badania krwi i wyjaśniła jego przewidywane wykorzystanie: miał być przeznaczony do monitorowania w warunkach domowych skutków ubocznych przyjmowania różnych leków[26].
Fuisz kilka razy odsłuchał wywiad, przez cały czas wyglądając przez okno na staw z karpiami koi. W końcu doszedł do wniosku, że w wizji opisywanej przez Elizabeth tkwi pewien potencjał. Jako wykwalifikowany lekarz zauważył też jednak pewną słabość, którą mógłby wykorzystać. Jeśli pacjenci mieli badać sobie krew samodzielnie, w domu, przy użyciu wyprodukowanego przez Theranosa urządzenia, i tym sposobem testować skutki uboczne zażywanych leków, system musiałby zawierać wbudowany moduł, który informowałby lekarza prowadzącego o wszelkich odchyleniach w uzyskanych wynikach.
Tak oto Fuisz dostrzegł szansę na opatentowanie brakującego elementu. Od razu się zorientował, że nadarza się okazja do zarobienia kolejnych pieniędzy, choć nie wiedział jeszcze, czy zapłaci mu Theranos czy ktoś inny. Trzydzieści pięć lat doświadczenia w patentowaniu wynalazków medycznych podpowiadało mu, że w przypadku wyłącznej licencji mógłby zarobić nawet cztery miliony dolarów[27].
O 19.30 w piątek 23 września 2005 roku wysłał mejla do Alana Schiavellego z kancelarii Antonelli, Terry, Stout & Kraus, prawnika, który od wielu lat pomagał mu przy zgłoszeniach patentowych. W temacie napisał: „Badania krwi – odchylenia od normy (indywidualne)”, treść zaś była następująca:
Cześć, Al. Razem z Joem chcielibyśmy coś opatentować[28]. Znan [sic] sztuką jest badanie różnyc [sic] parametrów krwi, jak na przykład poziom glukozy, elektrolity, aktywność płytek krwi, hematokryt itp. My zaś chcielibyśmy wprowadzić pewne ulepszenie pod postacią komponentu pamięci lub innego nośnika o podobnej funkcji, który można by programować przy użyciu komputera i wprowadzić „normalne parametry” dla danego pacjenta. Gdyby zatem wyniki badań w istotny sposób odbiegały od normy, użytkownik albo lekarz otrzymywaliby powiadomienie o konieczności powtórzenia badania. Gdyby podczas powtórnego badania istotne odchylenie nadal było widoczne, urządzenie przy użyciu istniejącej i dostępnej technologii kontaktowałoby się z lekarzem prowadzącym, ośrodkiem służby zdrowia, koncernem farmaceutycznym albo innym podmiotem, ewentualnie ze wszystkimi naraz.
Daj mi znać w przyszłym tygodniu, czy mógłbyś się tym zająć.
Dzięki.
RCF
Schiavelli miał akurat na głowie