Zatruty ogród. Alex Marwood. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Alex Marwood
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Классические детективы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7985-452-3
Скачать книгу
ale nadal wygląda znajomo. Pisała do nich. Przez wszystkie te lata pisała do nich, a oni chowali listy w szufladzie. Dlaczego ich nie wyrzucili? Chcieli, żebym je kiedyś znalazła? Teraz, kiedy jest już za późno? Przynajmniej podświadomie? A może po prostu mieli to gdzieś? Przechowywali je dla siebie jako dowód na to, że mieli rację, albo na znak pogardy.

      Sięga do szuflady, wyjmuje listy i liczy je. W sumie jest ich siedemnaście. Jeśli więc przychodziły co roku na urodziny Barbary, Alison musiała przestać je wysyłać niedługo przed śmiercią matki. Kiedy Sarah wstaje, wnętrze pokoju i ogród widziany w dole przez okno mansardowe wirują tak, że aby nie upaść, musi się przytrzymać szafki. Adrenalina. Kortyzol. Nagły skok ciśnienia, bo gdy wstawała, smutek, który czuła do tej pory, zmienił się we wściekłość i przez to zakręciło jej się w głowie.

      Umarła. Moja siostra umarła powolną, straszną śmiercią w letni dzień, w Walii. Będę ich winiła do końca życia. Podli, nikczemni i starcy. Jak można zrobić coś takiego własnemu dziecku? Jakiemukolwiek dziecku? Mieli serca z kamienia i zasługiwali na to, żeby spłonąć.

      Zabiera listy na dół, bo czytając je, będzie musiała napić się wina. Już wie, co zrobi, niezależnie od tego, jak bardzo się tego obawia.

PRZED KOŃCEM 2001–2002

      7 | Romy | Czerwiec 2001

      – Cyjanek.

      – Cyjanek?

      Somer śmieje się.

      – Nie dość, żeby cię zabić. Tylko trawę wewnątrz kręgu. Naprawdę nie warto próbować otruć ludzi twardzioszkiem przydrożnym. Musieliby zjeść z pół tony, żeby dawka była wystarczająca.

      – Ooookeej – mówi Romy.

      – Jest dużo więcej skutecznych sposobów – ciągnie Somer.

      – Jagody cisu – rzuca pospiesznie Romy. Codziennie studiuje farmakopeę, a przynajmniej to, co jest w stanie zrozumieć. Ma przecież dopiero pięć lat i choć dzieci w Plas Golau wcześnie zaczynają czytać, są pewne granice. Ale ona chce być Uzdrowicielką, jak jej mama.

      Niektóre trucizny są przydatne w niewielkich dawkach, zupełnie jak lekarstwa. Na przykład naparstnica z rodziny babkowatych pomaga na problemy z sercem. Ale może też zaszkodzić. Cóż, nigdy nie wiadomo, kiedy człowiek będzie potrzebował trucizny. Kiedy na wzgórzu pojawią się hordy, trucizna może być jedyną drogą ratunku.

      – Wilcza jagoda.

      – Pokrzyk wilcza jagoda.

      – Tak. Nigdy nie jedz jagód, jeśli nie jesteś pewna, jaki to gatunek – upomina ją Somer.

      – Wiem – mruczy Romy i przewraca oczami. Dorośli lubią się powtarzać.

      – Największym organizmem świata jest grzyb – mówi Somer. – W Oregonie. Jego średnica wynosi ponad cztery kilometry.

      – Nie!

      – Tak!

      To więcej niż całe Plas Golau razem z lasami, polami, małym jeziorkiem, domem, ogródkami warzywnymi, pastwiskiem na wzniesieniu, gdzie warstwa gleby jest cieńsza, i wrzosowiskami. Dużo więcej niż cały świat Romy.

      – Opieńka – ciągnie Somer. – Musimy wyrywać je z korzeniami, gdy tylko je zobaczymy. One zabijają drzewa.

      Romy patrzy na czarcie koło i zastanawia się, co rośnie pod powierzchnią. Co takiego pełznie ku jego brzegom, korzeń za korzeniem, przejmując świat i zabijając wszystko na swojej drodze.

      – Chodź – rzuca Somer. – Nie traćmy czasu.

      * * *

      Uwielbia popołudnia z matką. Wie, że nie będą trwały wiecznie – tu, w Plas Golau, dorosłość przychodzi szybko. Dla Romy nadejdzie jeszcze szybciej, bo Somer została pobłogosławiona drugim dzieckiem. I to nie byle jakim: dzieckiem Ojca. Ze wszystkich kobiet w Plas Golau to właśnie ją wybrał na matkę swojego ostatniego potomka. Romy jest dumna. Tak bardzo dumna. Posiadanie brata albo siostry to rzadkość, a rodzeństwo, które może okazać się tym Jedynym, jest tak wyjątkowe, że czasami w nocy, leżąc w łóżku, Romy mocno obejmuje się ramionami, żeby nie okazywać, jak bardzo jest podekscytowana.

      Dobrze jest uciec od letniego skwaru, ale Romy cieszy się, że nie muszą wchodzić głębiej w las. Słyszała tyle historii o duchach, gdy skuleni pod kocami nasłuchiwali wiatru hulającego między krokwiami, że boi się zewnętrznych granic posiadłości, pasa splątanej dzikiej roślinności, która pnie się po murach. Daleko w dole płynie potok, który spływa ze wzgórza, przetaczając się po głazach z epoki lodowcowej. Kamienie na jego dnie są śliskie i zdradliwe. Lasy pełne są paproci, a wszyscy przecież wiedzą, że paprocie oznaczają żmije.

      – Opowiedz mi jeszcze raz, kim jest Jezus? – pyta Romy, kiedy gramolą się na szczyt. Lubi rozpytywać matkę o świat, w którym się urodziła. Poznawać szczegóły z życia, jakie wiodą Martwi. Kulić się ze strachu albo zaśmiewać do łez. Lubi czuć się szczęśliwa.

      – Jest synem Boga.

      Romy ściąga brwi.

      – Ale myślałam, że Boga nie ma.

      – Bo to prawda.

      – Więc jak…?

      – To wymyślona historia – ucina Somer. Zostawiwszy za sobą religię, porzuciła ją na dobre. Dla nich liczy się tylko przetrwanie. Kiedy nadejdzie koniec, to w ich rękach spocznie przyszłość rasy ludzkiej. Nie ma nic ważniejszego.

      – Aha. – Romy myśli o swoim nowym rodzeństwie, nie tylko pobłogosławionym przez ich Przywódcę, lecz także poczętym z jego nasienia, i ze zdumieniem kręci głową. Sama nie wie, kim jest jej ojciec, ale to naprawdę bez znaczenia. To, kim ludzie byli na zewnątrz, nie ma wpływu na to, kim są teraz, a ponieważ ojciec nie przyszedł z nimi, jego los będzie przesądzony, gdy nadejdzie Koniec.

      – Czyli myśleli, że Jezus był tym Jedynym? – dopytuje.

      Somer zatrzymuje się, kładzie dłoń na obrzmiałym brzuchu i uśmiecha się do przyszłości – współczesna Madonna w lnianej tunice.

      – Chyba tak – mówi. – Oczywiście różnica polega na tym, że to Ten jest prawdziwy.

      – I nasze dziecko może być Jedynym? – pyta z dumą Romy, chociaż, oczywiście, zna odpowiedź. To dziecko Luciena, a tylko jedno z jego dzieci może być tym Jedynym. Wszyscy to wiedzą; tak brzmią słowa Przepowiedni. Ale już sama myśl o tym, że mogłaby być spokrewniona z Jedynym, jest szalenie ekscytująca.

      – Tak – odpowiada Somer z fałszywą skromnością. – Ale nie spieszmy się zbytnio.

      Romy dostrzega skupisko kurek rosnących wokół korzeni szlachetnego buka i piszcząc radośnie, wskazuje je palcem.

      – Dobra robota – chwali ją Somer.

      – Czyli twoi rodzice wierzą, że Jezus wróci? – ciągnie Romy. – Jak zombie?

      – Ha, ha. Tak, chyba tak.

      – To głupie – orzeka dziewczynka.

      – Prawda? – rzuca Somer. – Do tego myślą, że kiedy wróci, będzie chciał zamieszkać w Finbrough. Zbudowali dla niego dom w centrum miasteczka i stworzyli wioskę dla najbardziej oddanych wyznawców. Wszyscy mieszkają w małych domkach, a największy czeka na niego. Jest w nim nawet kościół, żeby było wygodniej. Ale potem powstała tam autostrada… wielka, długa droga… i oddzieliła go od innych domów, co było dość zabawne.

      – Jakie jest Finbrough? – pyta Romy. Wie, że tam się urodziła. Chce