Rozdział 8
Penn
– Kurwa, jego tutaj nie ma! – warknąłem do telefonu. – Ma jeszcze jakąś nieruchomość?
Joe Charlston odchrząknął, usłyszałem głośny ryk silnika.
– Nie, to jedyny dom, o którym Steve…
– Everett? To ty? – Rozległ się głos Steve’a Hobsona. Wyobraziłem sobie, jak wyrywa telefon przyjacielowi i albo zaczyna mnie błagać, żebym nie krzywdził jego jebniętego synalka, albo pomaga mi odnaleźć kobietę, która była dla niego jak córka.
– Powiedz mi, gdzie mogę go znaleźć. – Chodziłem po lesie w miejscu, w którym samochód wyjechał na drogę i kończyły się ślady opon. Nie miałem pojęcia, w którą stronę pojechali, nie wiedziałem, co dalej robić.
Elle nadal gdzieś tam była.
Nowy dzień zastąpił noc, a mnie ogarniało szaleństwo na myśl o tym, że ona wciąż była z nim.
– Nie ma go w domku?
Zgrzytnąłem zębami.
– Był w domku. Jest tutaj jego porsche, ale ich nie ma. Miał drugi samochód. Gdzieś odjechali.
Steve zaklął cicho.
– Nie wiem, co jeszcze mógłbym ci powiedzieć.
– Powiedz coś, co mi pomoże. Powiedz, że znasz własnego syna. Powiedz, do jakich hoteli lubi jeździć, które miejsca wybiera na urlop.
Steve przez chwilę milczał, a potem szybko odpowiedział:
– Wiem, że zastanawiał się nad kupnem chaty rybackiej. Nie wydaje mi się, żeby to zrobił, ale nie miałem też pojęcia o drugim samochodzie. – Mówił przybitym głosem. – Cała ta sytuacja udowadnia, jak mało znam własne dziecko.
Nagle usłyszałem głos innego mężczyzny. Tego, którego z różnych względów dość dobrze pamiętałem. A on pamiętał mnie.
– Everett, mówi David. Ochroniarz Elle.
– Wiem, kim jesteś.
Pamiętam noc, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, gdy twój osąd odebrał mi całą radość przebywania z Elle i przypomniał, że jestem tylko śmieciem, który na nią nie zasługuje.
– Wiozę pana Charlstona i pana Hobsona do tego domu. Poczekaj tam i razem ich wyśledzimy. Uruchomię kilka kontaktów i zobaczymy, czy pod jego nazwiskiem znajdują się jakieś inne posiadłości.
Kontakty.
Uruchamianie.
Oczywiście.
Miałem kogoś innego, do kogo mogłem zadzwonić.
Natychmiast nabrałem ochoty, by się rozłączyć. Warknąłem jeszcze tylko do telefonu:
– Przyjeżdżajcie sobie tutaj, nie mogę was powstrzymać. Ale gdy się zjawicie, mnie już nie będzie. Sam ją znajdę.
I rozłączyłem się, nie dbając o to, czy właśnie dałem ojcu Elle setkę powodów do zabronienia jej spotykania się ze mną – oczywiście jeśli ona jeszcze kiedykolwiek będzie chciała mnie oglądać.
Nie obchodziły mnie teraz relacje rodzinne i zdobywanie przychylności.
Zależało mi tylko na znalezieniu Elle i dopilnowaniu, by była bezpieczna.
Jeśli spróbuje zabić mnie po tym, jak powiem jej, kim jestem, to nie ma sprawy. Przynajmniej wróci do domu – tam, gdzie jej miejsce.
Na myśl o czekającej nas rozmowie poczułem ucisk w klatce piersiowej. Wyjaśnienie tego, skąd miałem jej naszyjnik, co robiłem tamtej nocy w uliczce i dlaczego ją wyśledziłem (dzięki jej karcie), dostarczy jej informacji, na które nie była gotowa.
Najpierw jednak musiałem ją znaleźć.
Drżącymi palcami wybrałem tak dobrze znany mi numer telefonu.
Odebrał już po pierwszym sygnale.
Mężczyzna, do którego zwracałem się o pomoc w każdej sytuacji.
Którego nazywałem swoim ojcem i przyjacielem.
– Mówi Larry.
– Nadal masz Surykatkę w swoim zoo?
Ludzie zawsze słuchają – to było pierwsze, czego nauczył mnie Larry. Im wyżej znalazłeś się w hierarchii, im większe miałeś konto w banku, tym więcej ludzi podsłuchiwało cię na każdym etapie twojego życia.
Surykatka oznaczała policję, a zoo – listę płac. Larry był prawnikiem. Rewelacyjnym. Nie oznaczało to jednak, że w razie potrzeby nie wykorzystywał innych narzędzi – oczywiście wszystko w imię bronienia niewinnych. Właśnie dzięki tej metodzie mnie uwolnił – ujawnił to, co zeznałem pod przysięgą, mimo że ława przysięgłych mi nie uwierzyła.
Mimo że zostałem wrzucony do celi za coś, czego nie zrobiłem.
– Tak, moje zoo jest zawsze pełne.
– Świetnie, bo potrzebuję trochę jabłek.
Głupi kod na zdobywanie informacji. Musimy go zmienić.
– Powiedz jakich.
– Wiesz, o jakie zwierzę chodzi. Muszę się dowiedzieć, czy w ciągu ostatnich kilku lat jego koryto było dostatecznie dobrze napełniane. Muszę wyśledzić jego opiekuna i ludzi, którzy sprzątali klatkę. Sprawdzić, czy nagle opuścił swoje wygodne lokum i wybrał życie w dziczy, czy może ma gdzieś jakieś gniazda. Rozumiesz?
Miałem nadzieję, że mnie zrozumiał, bo aż bolała mnie głowa od próby przekazania mu, że ma sprawdzić przelewy Grega (napełnianie koryta) i ruchy na karcie kredytowej pod kątem zakupów, wynajmu samochodów czy nieruchomości. I do tego zbadać jego hipoteki (opiekun) oraz linie kredytowe (ludzie sprzątający klatkę) pod kątem zakupu nieruchomości.
Jeśli Greg to zaplanował… to z pewnością coś się znajdzie.
Zawsze coś się znajduje.
– Już zabieram się do pisania raportu. – Odchrząknął. – Nadal ją ma, ale…
Wiedziałem, że chciał mnie uspokoić, lecz nie miałem na to czasu.
– Na razie tak… – Ścisnąłem mocno telefon. – Ale nie na długo.
– Daj mi dwadzieścia minut. Oddzwonię.
Rozłączyłem się.
Zgrzytnąłem zębami z bólu, bo poranione stopy bardzo mnie bolały, poza tym odezwały się siniaki po pobiciu, ale już po chwili pędziłem przez las, a potem podjazdem do mojego samochodu.
Gdy tylko Larry zadzwoni z nowymi informacjami, znajdę ją.
I tym razem nie zawiodę.
Rozdział 9
Elle
Nie przywykłam do gotowania w kajdanach.
Czułam się dziwnie, było mi ciężko i bardzo irytował mnie brzęk łańcuchów, gdy poszłam do spiżarni i wyjęłam składniki na proste tagliatelle z pesto bazyliowym i parmezanem.
Musiałam przyznać mojemu porywaczowi, że kupił najlepsze składniki, i do tego wszystko łatwe w przygotowaniu.
Normalnie nie posłuchałabym go dla zasady – niezależnie od tego, jak intensywnie wymachiwałby nożem przed moimi oczami. Ale umierałam z głodu.