Każdej osobie, którą kiedykolwiek
miałam zaszczyt poznać, minąć na ulicy,
z którą mogłam rozmawiać online i na
którą miałam okazję spojrzeć. Mogliśmy się
spotkać na jedną sekundę, ale to dzięki tym
sekundom stałam się tym, kim jestem.
Dwa lata
Od kiedy moje życie zmieniło się po raz drugi
i niekoniecznie na lepsze.
Dwa lata po tym, jak zamieniłem
więzienne kraty na ulice i ścigałem uciekinierkę,
którą spotkałem w alejce.
Dwa dni
Odkąd zapomniałem, jak kłamać,
zacisnąłem pięści i zacząłem ganiać za dziewczyną,
którą mi skradziono.
Dwie godziny
Aby ją ocalić, obronić i ochronić swoje kłamstwa.
Spogląda na mnie z nienawiścią.
Gdy na nią patrzę, chcę wszystko wyznać.
Dwie minuty
Aby nasza relacja zmieniła się z pełnej wzajemnej niechęci do poplątanej przez to, co nieznane. Skrzywdziłem ją.
Teraz ona skrzywdziła mnie. Chyba jesteśmy kwita.
Dwie sekundy
Żeby wysłuchała, zobaczyła i wreszcie dowiedziała się,
kim jestem. Odpowiedź przychodzi z trudem.
Ona wcale nie chce usłyszeć takiej odpowiedzi.
Dwa oddechy
Żebym wyszedł przez drzwi.
Dwa uderzenia serca
Żeby to wszystko się skończyło.
Prolog
Penn
Kłamstwa.
Mają własne życie. Rozmnażają się, dzielą i podbijają – nie tylko słuchacza, lecz także kłamcę. Przenikają prawdę. Przekręcają słowa do tego stopnia, że fałsz jest bardziej prawdziwy niż rzeczywistość.
Powinienem był o tym wiedzieć. Przecież stałem się mistrzem kłamstwa.
Przez jakiś czas kłamstwa były moim jedynym atutem. Ogrzewały mnie w najchłodniejsze noce i ochraniały, gdy pozostała już tylko ciemność, ale teraz, gdy mam bogactwo i rodzinę, moje kłamstwa nie dają mi już siły… Za to mnie jej pozbawiają.
Pozbawiają mnie jej.
Uciekła ode mnie.
Uciekła, zanim zdołałem powiedzieć jej prawdę.
Nieważne, że to nie tę prawdę chciała usłyszeć. Nieważne, że powinienem był jej wyznać tak wiele, a miałem odwagę, by powiedzieć tylko kilka zdań.
Uciekła. A potem zniknęła.
Rozdział 1
Elle
– Wysiadaj z tego pieprzonego samochodu, Elle.
Wysunęłam brodę i ze złością wyjrzałam przez okno.
Wysiadaj z mojego życia, Greg.
Słowa te parzyły mój język, ale nie miałam odwagi, by je wypowiedzieć. Nadal bolał mnie policzek. Strach wciąż ściskał moje wnętrzności. Widok z okna samochodu był obcy i niepożądany.
Zostałam porwana, byłam zraniona i wściekła.
Nienawidzę cię, Greg.
I zapłacisz mi za to.
Uśmiechnęłam się pogardliwie.
Nie wygrasz, Greg.
– Elle! – Po raz trzeci walnął w dach swojego grafitowego porsche. Wnętrze samochodu się zatrzęsło, wzdrygnęłam się. Przez większość jazdy zachowywałam się całkiem nieźle.
Cały czas gadał, podczas gdy kolejne kilometry dzieliły mnie od mojego domu. Zachowałam spokój i siedziałam śmiertelnie cicho – nawet nie mrugnęłam, gdy krzyknął, że mam odpowiedzieć, i nie skuliłam się ze strachu, kiedy podniósł na mnie rękę.
Nie pozwoliłam, by miał na mnie wpływ, chociaż nie mogłam już ignorować dyskomfortu, jaki odczuwałam. Związane ręce były odrętwiałe. Ramiona krzyczały o litość, a tyłek spłaszczył się po długiej jeździe.
Przez pięć godzin próbowałam wymyślić plan, żeby namówić Grega do zrezygnowania z chorego pomysłu, jaki z pewnością zrodził się w jego głowie, albo jakoś go obezwładnić.
Mój umysł zabawiał mnie obrazami tego, jak ogłuszam Grega, zostawiam go przywiązanego do drzewa i kradnę jego samochód. I wracam do Nowego Jorku. Nieważne, że nie prowadziłam samochodu od czasu, gdy zrobiłam prawo jazdy – to wszystko wina Davida, który wszędzie mnie woził – że ledwo zdawałam sobie sprawę z tego, jak obsługiwać manualną – a nie automatyczną – skrzynię biegów. I na pewno nie miało znaczenia to, że nie wiedziałam, jak ogłuszyć dorosłego mężczyznę, mając ręce związane na plecach.
Zrobię wszystko, żeby uwolnić się od tego wariata, z którym się wychowałam.
Zacznę od odmowy współpracy.
– Elle… – mruknął Greg, walnął w samochód po raz ostatni, a potem się schylił i zrównał swoją twarz z moją. Nocne niebo krwawiło cieniami i ponurymi chmurami. Nie było ani jednej gwiazdy, żadnego srebrnego księżyca. Można było odnieść wrażenie, że znaleźliśmy się w ślepym zaułku, podczas gdy drogi świata zakręcały gdzieś wcześniej.
– Nie będę prosić po raz kolejny.
Rzuciłam mu najbardziej władcze spojrzenie, na jakie było mnie stać.
– Greg, nie chcę tutaj być. Zabierz mnie do domu.
Zaśmiał się i przewrócił oczami.
– No to masz, kuźwa, pecha. Bo tutaj jesteśmy. A teraz wysiadaj.
Nie pozwoliłam, by podważył mój autorytet. Nie pozwoliłam, żeby zobaczył mój strach i frustrację.
– Nie wysiądę z samochodu, bo odwieziesz mnie do domu. Teraz.
– Ach tak? – Zaśmiał się jeszcze głośniej, tym razem złowieszczo. – To ty tak sądzisz. – Odpiął mój pas, położył dłoń na moim udzie. – Liczę do pięciu. – Ścisnął. Mocno. – Sugeruję, żebyś wysiadła, zanim dojdę do pięciu.
Moje serce zaczęło szybciej bić.
Greg wyzbył się wszelkich pozorów i zerwał maskę. Przestał już udawać mojego pracownika i nudnego syna najlepszego przyjaciela mojego ojca. Tutaj pokazał, kim naprawdę jest, a ja go nienawidziłam.
Nienawidziłam bardziej, niż się go bałam.
Ale im dłużej ściskał moje udo, tym silniejszy był mój strach. Drżałam z potrzeby okazania nieposłuszeństwa, przeklinałam go, chciałam, aby ziemia otworzyła paszczę i pożarła go żywcem.
– Jeden. – Uśmiechnął się, a jego palce rozpoczęły wędrówkę po mojej nodze w stronę miejsca między udami.
Zgrzytnęłam zębami. Nie mogłam pozwolić, by zobaczył, że czuję mrowienie na skórze pod wpływem jego tak bardzo niepożądanego dotyku.
– Dwa. – Dotarł na miejsce i brutalnie mnie złapał. W jego oczach pojawił się okrutny błysk.
Zadrżałam, gdy puścił mnie nagle. Przesunął rękę wyżej, po brzuchu, biodrze, talii.
– Trzy.
Poruszyłam się wbrew sobie. Moje nogi chciały być posłuszne – wysiąść