Tron prawdy. Duet. Tom 2. Pepper Winters. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Pepper Winters
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Truth and Lies Duet
Жанр произведения: Современные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66520-18-9
Скачать книгу
powstrzymać łez, które mieszały się z wodą i spływały po mojej piersi.

      Jedną złapał na palec i przysunął sobie do ust.

      – Elle, nie płacz. Jesteś już czysta. To, co się wydarzyło, jest przeszłością; mamy zupełnie nową przyszłość, na którą możemy czekać. – Wepchnął mnie pod wodę i zaczął spłukiwać mydliny, dotykając każdego centymetra kwadratowego mojego ciała.

      Przytulił mnie do siebie, w jego dotyku wyczuwałam pogardę dla Penna i pożądanie dla mnie.

      To, co ostatecznie mnie zgubi.

      – Jesteś głodna? – Pocałował moje mokre włosy. – Chodź, zjemy coś. A potem… poznamy się tak, jak powinniśmy się poznać kilka lat temu.

      Rozdział 6

      Penn

      Zaparkowałem na początku długiego, krętego podjazdu, który znikał wśród gęstych drzew.

      Głupi rzeźbiony drwal z siekierą i w kombinezonie pomalowanym odłażącą farbą wyciągał ku mnie skrzynkę na listy, żebym włożył do niej przyjazną korespondencję, a nie wypowiadał wojnę mieszkańcom domku.

      Miałem ochotę porąbać go na kawałki.

      Poza świeżym różem świtu nie było tutaj żadnych świateł. Żadnych oznak przebywania ludzi oprócz śladów opon na ziemi.

      Ale ja wiedziałem.

      Są tutaj.

      Zostawiłem swojego mercedesa, złapałem za telefon i pobiegłem podjazdem. Chciałem się zakraść i zaskoczyć Grega, dlatego postanowiłem nie podjeżdżać samochodem, żeby mnie nie zauważył.

      I tak już zabrał to, co moje. Nie chciałem dać mu szansy, aby ją zranił.

      Czułem się lekko. Biegłem, próbując robić przy tym jak najmniejszy hałas. Kamyki raniły moje stopy, ale się nie zatrzymywałem.

      Do cholery, jak długi może być podjazd?

      Droga prowadziła coraz głębiej w las. Gdyby nie była to misja ratunkowa, miło byłoby zabrać tutaj Elle. Uciec od miasta i trochę się zrelaksować. A poprzez relaks rozumiałem rżnięcie się tak długo, aż oboje nie bylibyśmy w stanie chodzić.

      Było w niej coś takiego, z czym nie umiałem walczyć. Gdy znajdowałem się w jej pobliżu, jedyne, o czym potrafiłem myśleć, to dotykanie, całowanie i bycie w niej.

      Warto było czekać trzy lata. Trzy lata od naszego pierwszego spotkania.

      Na myśl o tym, że ona jest teraz z Gregiem, poczułem ucisk w żołądku. Od chwili, w której wszystko zaplanowałem i rozpocząłem akcję od rozmowy w barze z jej ojcem, nie byłem dla niej miły ani nawet grzeczny. Wszystko w naszych „przypadkowych” spotkaniach zostało dokładnie wyreżyserowane.

      Ani razu nie opuściłem gardy.

      Wziąłem od niej to, co chciałem, ponieważ uważałem, że po tym, co się wydarzyło, miała wobec mnie dług.

      Teraz jednak robiło mi się niedobrze na myśl o tym, że mogłem się zachowywać jak drań – zwłaszcza że została porwana przez kogoś, komu ufała, a ja cały czas ją okłamywałem.

      Byłem dupkiem.

      Przyznaję.

      Niebo powoli stawało się jaśniejsze. Wreszcie dostrzegłem niewielką polankę z domkiem pośród listowia.

      Przed nim stał samochód Grega z poranną rosą na szarej masce.

      Moje serce zaczęło walić jak głupie, szykując się do walki.

      Chowając się pod drzewami, doskoczyłem do ganku z przodu, a potem stanąłem z boku.

      Schyliłem się, podbiegłem do budynku i przycisnąłem się do drewnianego sidingu. Gałęzie wbiły się w moje bose stopy, ale zignorowałem ból. Nade mną znajdowało się okno – kusiło mnie, by zajrzeć do środka.

      Wytężyłem słuch. Chciałem usłyszeć kroki i głosy.

      Gdy do moich uszu nie doleciał żaden dźwięk – żadne skrzypienie desek na podłodze ani szum wody – wstałem i zajrzałem do ciemnego wnętrza. Ptaki powoli się budziły – ich poranna pieśń była jedynym dźwiękiem poza odgłosem mojego płytkiego oddechu.

      Przez okno widziałem kuchnię wychodzącą na salon, z którego odchodził korytarz.

      Pusto.

      Wszystkie pokoje puste.

      Żadnych oznak życia.

      Kuźwa, Elle, gdzie jesteś?

      Zacząłem obchodzić posiadłość, zaglądać do kolejnych okien, szukać.

      Sypialnia z prostymi narzutami na łóżkach: nic.

      Gabinet z mnóstwem regałów z książkami: nic.

      Kolejny pokój z bardzo starym odtwarzaczem kaset wideo i telewizorem: pusty.

      Wróciłem na ganek z przodu i zmusiłem się do zachowania spokoju, chociaż cały czas walczyłem z paniką.

      Joe dał mi ten adres.

      Stał tutaj samochód Grega.

      Ale jego i Elle tutaj nie było.

      Kurwa!

      Zeskoczyłem z ganku, by kontynuować poszukiwana, i zobaczyłem poruszoną ziemię.

      Ślady stóp.

      Jedne duże.

      Drugie bez odcisków buta.

      Czy Elle była boso?

      Tak jak ja?

      Moim stopom nie podobało się chodzenie po ziemi i gałązkach w lesie. Świadomość, że Elle czuła taki sam dyskomfort, nie napawała mnie szczęściem – doprowadzała do szaleństwa.

      Złapałem telefon i poszedłem za śladami, pragnąc, by słońce już wzeszło i odpędziło cienie. Nie wyspałem się, obudziło mnie pobicie, kipiałem od adrenaliny i wściekłości, ale moje ręce były opanowane (jeśli nie zakrwawione), a oczy zmrużone (jeśli nie podbiegłe krwią).

      Byłem gotowy do ataku.

      Bez litości.

      Zacząłem biec wąską ścieżką w nadziei, że Greg nie zaprowadził jej do lasu, żeby ją zastrzelić i zakopać. Wizje jej martwego ciała prześladowały mnie w sposób, którego nie potrafiłem zaakceptować.

      Myślałem, że w ciągu ostatniego miesiąca udało mi się przed nią chronić – że udało mi się chronić przed jakimikolwiek uczuciami.

      Ale najwyraźniej nic mi się nie udało, bo moje serce ściskało się ze strachu. Zmarnowałem tyle czasu, fantazjując o tym, że jest moja. I tak było – przez krótką chwilę. Jeśli nie będę mógł znowu jej mieć… to co ja wtedy, kuźwa, zrobię?

      Odejdę?

      Pożegnam się?

      Jak mógłbym to uczynić?

      Zmusiłem się do myślenia o faktach zamiast idiotycznych porywach serca. Gdyby Greg chciał ją zabić, zrobiłby to po prostu w Belle Elle – ale w ten sposób zniszczyłby firmę od środka.

      Greg może i jest dupkiem, ale nie cierpi na chorobę psychiczną.

      Dlaczego miałby zabić ją w miejscu, w którym byliby świadkowie? Lepiej zrobić to tam, gdzie nikt jej nie widział – wtedy mógłby zaprzeczać.

      Nawet jeśli jest to domek jego ojca.

      Minąłem linię drzew i moje serce stanęło na widok pustej szopy, od której prowadziły ślady opon.

      Po odciskach stóp