Tron prawdy. Duet. Tom 2. Pepper Winters. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Pepper Winters
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Truth and Lies Duet
Жанр произведения: Современные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66520-18-9
Скачать книгу
Zanim jego kłamstwa wyszły na jaw i wszystko poszło z dymem.

      Greg złapał mnie za drugą rękę i warknął, gdy zaczęłam się z nim szarpać.

      – Stój w miejscu.

      Przycisnął moją rękę do swojego ciała i założył mi drugi skórzany pas. Delikatny trzask czwartej kłódki pozbawił mnie nadziei na pobicie go i wydostanie się na wolność.

      – Bardzo proszę, jesteś zabezpieczona. – Pociągnął mnie do przodu za łańcuchy i pocałował w czoło.

      Zastanawiałam się nad kopaniem, zadawaniem ciosów i krzykami, ale co mogłabym dzięki nim osiągnąć? Moja noga została przymocowana do kominka, byłam praktycznie naga i miałam ręce skute niczym więzień skazany na śmierć.

      Nie pozwoliłby mi uciec. Nie pozwoliłby mi odejść.

      Jeśli go zranię, z pewnością się na mnie zemści. No i wiedziałam już, jak bolesne mogą być jego ciosy.

      Cały czas czułam pulsowanie w skroni.

      Czy uderzył mnie w garażu mojego budynku wczoraj wieczorem?

      Byłam tak zmęczona i zestresowana, że miałam wrażenie, iż wydarzyło się to wieki temu.

      Nawet wspomnienie o seksie z Pennem w limuzynie nie robiło już na mnie takiego wrażenia, jak wcześniej.

      Motyle w brzuchu zdechły, ich papierowe skrzydła rozpuściły się w żółci.

      Przeszłam od lubienia Penna do nienawidzenia go, a nienawiść do dwóch mężczyzn jednocześnie z tak różnych powodów była bardzo wyczerpująca.

      Greg puścił mnie i zaczął się przyglądać swojemu dziełu.

      – W łańcuchach wyglądasz bardzo seksownie.

      – A ty będziesz wyglądać seksownie za kratami, gdy aresztuje cię policja.

      – Kiedy przyjmiesz mój sposób myślenia, nie będzie mowy o żadnym przestępstwie.

      – Nigdy go nie przyjmę, bo nie chcę tego, co ty.

      Zaśmiał się pod nosem.

      – Jakaś ty kłótliwa. Nie pamiętam, żebyś w przeszłości taka była.

      Spróbowałam złapać się pod boki, ale łańcuch był za krótki. Splotłam więc palce i ścisnęłam je z całą agresją, jaką miałam ochotę cisnąć w jego stronę.

      – Bo mnie nie znasz. Nigdy mnie nie znałeś. Nigdy nie próbowałeś mnie poznać.

      Ściągnął groźnie brwi nad zielonymi oczami.

      – Próbuję poznać cię teraz. Więc odpuść wreszcie i daj mi szansę.

      Zaśmiałam się, pobrzękując mu łańcuchem przed twarzą.

      – To nie jest próbowanie. To jest porwanie. Wypuść mnie.

      – Nadal masz zamiar wywarkiwać rozkazy, co, Elle? – Wyszedł boso z kuchni. Usiadł na stołku i dodał: – Jestem głodny. Wróćmy do tematu jedzenia.

      Ruszyłam się, by podejść z drugiej strony, ciesząc się, że oddziela nas blat, nawet jeśli Greg wymagał ode mnie, żebym gotowała dla niego jak jakaś niewolnica. Poruszyłam prawą nogą, sprawdzając ciężar łańcucha łączącego mnie z kominkiem po drugiej stronie pokoju.

      Boże, jakie to ciężkie.

      Metalowe ogniwa nie należały do lekkich, trudno było nad nimi przejść albo je kopnąć. Zrobiłam małe kółko, żeby się przekonać, jak szybko mogę się poruszać. Łańcuch przy nadgarstkach był lżejszy, pozwalał mi na wzięcie czegoś do ręki, ale okazał się zbyt krótki, żebym mogła dźgnąć Grega nożem albo walnąć go patelnią w głowę.

      Moje ramiona zadrżały; wreszcie zrozumiałam, że dla Grega to nie jest tylko zabawa.

      To było na poważnie.

      – Czego chcesz, Greg? – W końcu opuściła mnie odwaga. – Mów prawdę. Mam już dość tej gry.

      Zsunął się ze stołka, wrócił do kuchni i usiadł na blacie naprzeciwko mnie.

      – Cieszę się, że wreszcie nabrałaś rozsądku. – Uderzał zwisającymi nogami o zmywarkę, a potem z bloku na noże wyjął kolejny nóż i zaczął się nim bawić. – Ale przecież powiedziałem ci, czego chcę. Tylko ty cały czas mnie ignorujesz.

      – Nie, nie powiedziałeś. – Rozłożyłam ręce, sugerując mu, żeby zaczął mówić. – Nie podałeś swoich warunków, do tej pory wypowiadałeś tylko swoje żądania. A to co innego. – Z całych sił próbowałam ignorować skąpy peniuar i skórzane kajdany. Wyobrażałam sobie, że jestem w kostiumie, otoczona ochroniarzami oraz asystentkami, gotowymi zrobić to, co im każę. – Udajmy, że to negocjacje biznesowe w Belle Elle. Co byś powiedział?

      Wyszczerzył się.

      – Powiedziałbym, że to jest przejęcie.

      – Wrogie przejęcie, prawda?

      – Nie, Elle, partnerskie. Nowy prezes zarządu kupuje pięćdziesiąt jeden procent akcji, ale pozwala staremu prezesowi zachować czterdzieści dziewięć.

      Och, jakiś ty hojny.

      – To nie jest partnerstwo. To dyktatura.

      – Znowu pudło. Jest to partnerstwo z odrobiną władzy.

      Nigdy nie przepiszę mu Belle Elle. Nawet gdyby miał mnie zabić. Nie mogłam dysponować tą firmą. Należała ona do mojej rodziny – do moich przyszłych dzieci. Spuścizna Charlstonów trafi tylko do mężczyzny godnego trwania u mego boku.

      – Jeśli chodzi o pieniądze, to mogę ci zapłacić. Ile chcesz? Milion? Dwa?

      Odrzucił głowę do tyłu i zaczął się śmiać.

      – Och, wiedziałem, że uroczo się gniewasz, ale gdy próbujesz się targować, proponując komuś orzeszki, jesteś jeszcze bardziej słodka.

      – Milion to nie orzeszki.

      – Dla ciebie tak.

      – Dziesięć milionów. – Wydęłam usta. – Dostajesz dziesięć milionów i odchodzisz. – Machnęłam rękami w powietrzu, wściekła na ciężar łańcucha i brzęk, jaki z siebie wydał. – Odchodzisz od tego, ode mnie, z Belle Elle. W tej chwili mogę przelać ci pieniądze.

      – Nie mamy tutaj zasięgu. Żadnego wi-fi.

      – Dobrze, zawieź mnie do miasta i tam przeleję pieniądze.

      A wtedy zadzwonię na policję, a nie do banku.

      – Nieźle, Elle. – Popukał się ostrzem noża w nos. – Ale o wiele bardziej pasuje mi nasza obecna sytuacja. – Zeskoczył z lady i zaczął wąchać moją szyję niczym grizzly. – Dziesięć milionów to nadal orzeszki. Nie możesz mnie przekupić. Jedyna łapówka, jaką mogę przyjąć, to…

      Przerwał.

      Nienawidziłam siebie za to, ale złapałam przynętę.

      – To…?

      – Ty. – W jego oczach pojawił się błysk. – Wyjdź za mnie, przepisz mi pięćdziesiąt jeden procent Belle Elle, pięćdziesiąt procent swoich środków na koncie, a potem, jeśli chcesz, możesz się ze mną rozwieść.

      Moje oczy płonęły.

      – Mówisz mi, że jeśli za ciebie wyjdę i dam ci połowę wszystkiego, co mam, ty odejdziesz?

      Przekrzywił głowę.

      – Może.

      – „Może” to nie jest odpowiedź, która mnie zadowala.

      – W takim razie chyba musisz zrobić nam coś do jedzenia i przestać się targować,