Tron prawdy. Duet. Tom 2. Pepper Winters. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Pepper Winters
Издательство: OSDW Azymut
Серия: Truth and Lies Duet
Жанр произведения: Современные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-66520-18-9
Скачать книгу
a satyna ślizgała się po moim ciele w najgorszy możliwy sposób – ale uparł się, że mam to nosić.

      Nienawidzę cię, Greg.

      Peniuar kończył się tuż za moimi pośladkami, a cieniutkie ramiączka ledwo utrzymywały materiał na moich brodawkach, tak że Greg widział niemal wszystko.

      Stałam na środku kuchni, patrząc wściekle na nóż. Miałam ochotę wyrwać go mojemu porywaczowi i wbić mu w nogę.

      Nie chciałam go zabijać – po prostu obezwładnić i uwolnić się, zadzwonić po Davida, żeby mnie stąd zabrał, a potem złożyć oskarżenie, tak jak uczyniłaby każda rozsądna osoba.

      Ale Greg nie jest rozsądny.

      A ty masz pełne prawo przyłączyć się do niego w tym szaleństwie i go zabić.

      Nie wątpiłam, że jeśli przyjdzie mi wybierać między jego życiem a moim, zrobię to. Ale – można mnie nazwać staromodną – nie mogłam zabić kogoś, kogo znałam przez całe życie. Nie umiałabym tak po prostu tego wykasować.

      Greg walnął nożem o blat.

      – Elle, lepiej mi odpowiedz. Byłem miły i łagodny, ale jeśli nie zaczniesz ze mną rozmawiać, będę musiał pokazać, że potrafię być też zupełnie inny, rozumiesz?

      Oparłam się dłońmi o blat.

      – To wcale nie jest inna strona ciebie. Znam tę stronę lepiej, niż ci się wydaje. Widziałam ją w twoich oczach od wielu lat.

      Wyszczerzył się.

      – Świetnie, w takim razie wiesz, że mówię prawdę.

      Przełknęłam ślinę, gdy podszedł do mnie i pogłaskał mnie po policzku, a potem spojrzał na moje piersi.

      – Umyłem cię i ubrałem, więc mogłabyś chociaż ugotować dla nas pyszny posiłek, żebyśmy mogli świętować naszą wspólną przyszłość.

      Wzdrygnęłam się i odsunęłam.

      Spochmurniał.

      – Prawie zapomniałem. – Strzelił palcami, odwrócił się i zniknął w salonie, w którym na kanapie stała torba podróżna. Położył nóż na stoliku kawowym – z dala od moich pożądliwych palców – otworzył torbę i zaczął przeglądać jej zawartość.

      Greg miał wiele wad, ale nigdy nie widziałam, aby był tak drobiazgowy.

      Bezbłędnie zaplanował moje uprowadzenie.

      Ubrania dla mnie wisiały w szafie obok jego garderoby. W kuchni znajdowały się różne przysmaki i wszystkie niezbędne sprzęty, w łazience leżały przybory toaletowe, takie jak szczoteczki do zębów.

      Gdy przyjechaliśmy, łazienka była pusta, ale potem Greg poszedł do dodge’a i wszystko z niego wyjął.

      Od jak dawna to planował?

      I jak długo chciał mnie tutaj przetrzymywać?

      Wrócił z torbą i z hukiem postawił ją na kuchennym blacie.

      Moje włosy wciąż były wilgotne po prysznicu i nadal miałam ciepłą skórę, chociaż peniuar był bardzo cienki i prawie nic nie zakrywał. Kiedy Greg wyłączył wodę, wytarł mnie (mimo ostrego sprzeciwu z mojej strony), a potem zaciągnął do sypialni, gdzie włożył mi przez głowę złotą satynę.

      Puścił mnie dopiero w kuchni. I od razu złapał nóż.

      Nie przestraszyłam się ostrego narzędzia – najbardziej obawiałam się braku ciepłych ubrań i butów. Nawet gdybym miała jakąś okazję do ucieczki, nie odbiegłabym daleko. Najpierw musiałam się odpowiednio ubrać.

      Greg poklepał torbę. Uśmiechnął się złośliwie.

      – Przywiozłem to w charakterze ostatniej deski ratunku, a ponieważ muszę cię mieć przywiązaną, myślę, że to nada się lepiej. – Wyciągnął skórzane kajdanki, rozległ się brzęk ciężkich łańcuchów.

      Zrobiło mi się sucho w ustach, gdy Greg napiął biceps, wyjmując ciężki łańcuch z torby.

      Miał na sobie wypłowiałe dżinsy i białą koszulkę. Ciemne, wilgotne po wspólnym prysznicu włosy zaczesał do tyłu. Nie wytarł się do końca i koszulka na jego ramionach była mokra.

      Wyglądał niewinnie… i znajomo. Natomiast to, co wyjął z torby, prezentowało się wręcz przeciwnie.

      Cofnęłam się i wpadłam na kuchenkę.

      – Co to, u diabła, jest?

      Zachichotał.

      – To chyba oczywiste, że prezenty dla ciebie.

      – Nie chcę żadnych prezentów.

      – Uwierz mi, wkrótce zmienisz zdanie. – Odpiął skórzany pasek przymocowany do lśniącego łańcucha i zaniósł metal na drugą stronę salonu, do grubego haka. Wisiały na nim pogrzebacz i niewielka szufelka, służące do czyszczenia kominka.

      Greg zdjął pogrzebacz, założył łańcuch i zapiął go niewielką kłódką, a następnie wrócił do mnie, opuszczając łańcuch na podłogę.

      Długość łańcucha pozwoliłaby mi dojść do kuchni, w której stałam przerażona.

      Rzucił resztę łańcucha do moich stóp i powiedział:

      – Dopóki nie zaczniesz się dobrze zachowywać i nie przestaniesz zerkać na drzwi, dopilnuję, żebyś została tutaj ze mną, dobrze?

      – Nie, niedobrze. I tak już wywiozłeś mnie do miejsca, w którym nikt nas nie znajdzie. – Rzuciłam się do tyłu, ale wpadłam na szafki. – Greg, nie podoba mi się bycie związaną.

      – Szkoda. – Zmrużył oczy. – Nie pytałem o twoją opinię ani pozwolenie. – Podniósł skórzane kajdanki. – A teraz chodź tutaj.

      Pokręciłam głową, zerkając na leżący na stoliku nocnym nóż.

      Gdybym tylko mogła go dosięgnąć.

      – Nie ucieknę.

      – Wiem, że nie uciekniesz, bo ten system tego dopilnuje. – Zrobił krok do przodu.

      Wepchnęłam się jeszcze bardziej w szafki, ale nie miałam dokąd uciec.

      Dzieliło nas tylko kilkadziesiąt centymetrów.

      Greg uśmiechnął się, a potem uklęknął na jedno kolano, tak jakby chciał się oświadczyć. Wstrzymałam oddech; szok i przerażenie zacisnęły się na moich wnętrznościach, gdy sięgnął po moją kostkę i objął ją swoimi obleśnymi palcami.

      W chwili, w której mnie złapał, owinął moją kostkę skórzanymi kajdankami i mocno ścisnął, a następnie założył łańcuch na mały haczyk i zapiął kolejną kłódkę.

      Następnie wstał, patrząc na mnie triumfalnie.

      – Będziesz mogła chodzić wszędzie w domu, ale na zewnątrz nie wyjdziesz. – Wrócił do torby i wyjął kolejny łańcuch: krótszy, z dwoma skórzanymi pasami. – Podaj mi ręce.

      – Co?

      – Elle, ręce.

      – Chyba nie mówisz poważnie.

      – Jestem śmiertelnie poważny. – Podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstek. Ten, na którym miałam zdartą od sznurka skórę.

      Co on, u diabła, robi?

      – Greg, nie jestem twoim więźniem.

      – Śmiem się z tym nie zgodzić. – Wbił palce w moją rękę, owinął ją skórzanym paskiem i ponownie założył małą kłódkę na łańcuch. Przynajmniej skóra była miękka, a nie szorstka. Wyglądała luksusowo, miała złote szwy i obszyto ją sztucznym futerkiem. Nie sprzedawano takich w tanich