4
Po co nam hierarchie
Turyści odwiedzający Wenecję powinni zarezerwować jedno popołudnie na uroczą, ale niczym się specjalnie niewyróżniającą wysepkę Torcello. Właśnie tam, wewnątrz Cattedrale di Santa Maria Assunta znajduje się doskonała ilustracja naszego wyobrażenia o hierarchii (zob. ilustracja 1). Jest to jedenastowieczna mozaika ukazująca Sąd Ostateczny, który wyobrażono na pięciu wyraźnie rozróżnionych poziomach, przy czym ten najwyższy zajmuje Chrystus, a najniższy to czeluści piekielne.
Mniej więcej w ten właśnie sposób większość ludzi postrzega hierarchie: jako pionowo zorganizowane struktury, charakteryzujące się scentralizowaną i biegnącą od szczytu do podstawy władzą, kontrolą i komunikacją. W ujęciu historycznym wszystko zaczęło się od rodzinnych i plemiennych klanów, z których (albo w opozycji do których) wyewoluowały z czasem bardziej skomplikowane i zróżnicowane instytucje, ze sformalizowanymi podziałami wewnętrznymi i hierarchicznym uszeregowaniem należących do nich osób[1]. Pośród szerokiej gamy takich hierarchicznych struktur, które mnożyły się w epoce przednowożytnej, znajdowały się i rozmaitego rodzaju miejskie milicje, zarządzane w sztywny sposób i ściśle powiązane z handlem, i znacznie większe organizmy państwowe, zazwyczaj o charakterze monarchicznym, oparte na rolnictwie, i centralnie kierowane ośrodki kultu, znane jako kościoły, i armie czy aparaty biurokratyczne w ramach państw, i gildie sprawujące kontrolę nad dostępem do zawodów wymagających szczególnych kwalifikacji, i autonomiczne korporacje, od samego zarania epoki nowożytnej szukające maksymalizacji zysku gospodarczego przez monopolizowanie kluczowych transakcji rynkowych, i ciała akademickie, takie jak uniwersytety, i wreszcie ogromne organizmy państwowe o charakterze ponadnarodowym, znane jako imperia.
Kluczową zachętą do tworzenia i utrzymywania takich struktur hierarchicznych była ich duża skuteczność we wprowadzaniu oraz utrwalaniu mechanizmów sprawowania władzy: scentralizowana kontrola w rękach „jednego człowieka” eliminowała, a przynajmniej zmniejszała konieczność czasochłonnego wypracowywania strategii postępowania, który to proces w dodatku mógł się w dowolnym momencie przerodzić w niekontrolowany i wyniszczający wszystkie strony sporu konflikt[2]. Jak twierdzi filozof Benoît Dubreuil, delegowanie na jednostki czy też wąską elitę uprawnień do sądzenia i wymierzania kar – innymi słowy, władzy egzekwowania sprawiedliwości wobec tych, którzy naruszyli reguły – było rozwiązaniem optymalnym w społecznościach o charakterze głównie rolniczym, gdzie naczelnym nakazem dla większości ich członków było znoszenie w pokorze i w milczeniu wszelkich trudów pracy w polu[3]. Peter Turchin skupia się z kolei na podkreślaniu roli ewolucji sposobów prowadzenia wojen, argumentując, że to właśnie zmiany w technologii wojskowej miały duże przełożenie na rozprzestrzenianie się hierarchicznie zorganizowanych państw i armii[4].
Jednym ze źródeł takiej społecznej spójności mógł być również absolutyzm. „Istnieje pewna niewidzialna nić, zupełnie jak w sieci pająka, a wychodzi ona wprost z serca Jego Cesarskiej Mości Aleksandra Trzeciego” – wyjaśniał całą rzecz młodemu wówczas Maksimowi Gorkiemu carski policjant nazwiskiem Nikiforycz, mniej więcej w 1890 roku. „Istnieje też i kolejna, która wiedzie przez wszystkich ministrów, przez Jego Ekscelencję Namiestnika i dalej w dół, przez wszystkie szczeble, aż dociera i do mnie, a nawet do najniższego szarżą żołnierza. Wszystko jest połączone i związane ze sobą tą właśnie nicią (…) i jej niewidzialną władzą”[5]. Gorkiemu dane było dożyć czasów, w których Stalin przemienił ową niewidzialną nić w stalowe druty zapewniające kontrolę społeczną w skali niewyobrażalnej dla nawet najbardziej szalonego z carów.
Zarazem jednak trudno przeoczyć oczywiste ułomności systemu autokratycznego. Żadna jednostka, choćby najbardziej utalentowana, nie jest w stanie poradzić sobie ze wszystkimi wyzwaniami związanymi z zarządzaniem ogromnym imperium, niemal żadna nie potrafi też się oprzeć licznym pokusom nieodłącznie towarzyszącym sprawowaniu władzy absolutnej. Krytyka państwa hierarchicznego płynęła zarówno z pozycji politycznych, jak i ekonomicznych. Począwszy od XVIII wieku, świat zachodni, choć nie bez oporów i okresowych porażek, coraz przychylniej zapatrywał się na demokrację – w odróżnieniu od wcześniejszych teoretyków państwa z okresów od starożytności po odrodzenie – a w każdym razie zaczął coraz bardziej doceniać koncepcję rządów ograniczanych przez niezależne sądy oraz przez jakiś rodzaj ciała przedstawicielskiego. Pomijając już nawet całkiem zrozumiałą tendencję do powiększania wolności politycznej, wydawało się, że takie bardziej demokratyczne formy rządów idą też w parze z bardziej stabilnym rozwojem gospodarczym[6]. Lepiej radzą sobie one również w sytuacji narastającej złożoności, nieuchronnej przy wzroście demograficznym, i stałym postępie technologicznym. Wreszcie systemy takie są mniej podatne na „dekapitację”, kiedy bowiem u szczytu władzy znajduje się pojedynczy człowiek, jego zabójstwo może doprowadzić do zawalenia się całej hierarchicznej struktury. A jednocześnie ekonomiści tacy jak Adam Smith argumentowali, że spontanicznie organizujący się wolny rynek z definicji sprawdza się lepiej przy redystrybucji środków i zasobów niż system, w którym o ich alokacji decyduje jakiś prywatny monopolista czy wszechwładny rząd.
W praktyce dosyć spora część autokratycznych władców, którzy sprawowali niepodzielne rządy na przestrzeni dziejów, pozostawiała, rzecz jasna, całkiem niemałą władzę właśnie rynkowi, co najwyżej poddając go regulacjom, ściągając z niego podatki i raz na jakiś czas w ten czy inny sposób ingerując w jego działanie. Nic zatem dziwnego, że w typowym średniowiecznym czy wczesnonowożytnym mieście – takim choćby jak Siena w Toskanii – wieża ratusza bądź innej instytucji reprezentującej władzę o charakterze politycznym stoi w bezpośrednim sąsiedztwie rynku (a często wręcz nad nim dominuje), to jest centralnego placu, na którym odbywały się różnego rodzaju transakcje i inne formy interakcji społecznych (zob. ilustracja 6). Błędem byłoby zatem podążanie za myślą Friedricha Hayeka, który zakłada prostą dychotomię między państwem a rynkiem. A byłoby to niewłaściwe nie tylko dlatego, że to przecież rząd definiuje ramy prawne, w których działa rynek, ale również dlatego, że – jak dowodzi Max Boisot – zarówno same rynki, jak i aparaty biurokratyczne to wprost idealne sieci wymiany informacji, podobnie zresztą jak klany czy lenna[7].
Sieci o charakterze nieformalnym są wszakże zgoła odmienne. Jeśli wierzyć socjologowi organizacji Walterowi Powellowi,