– Jak to jest? – zaskoczył Klop.
– Jak się uczysz, w zasadzie mam papier ścierny, mogę zaoferować, a na zwykłym papierze mamy duży stres. Kryzys w kraju. Ponadto jesteśmy pracownikami państwowymi.
Ottila zakwasił się na twarzy i wziął proponowany papier i wszedł do toalety. Nastąpiła głośna mżawka, Pent odwrócił się i wyszedł na zewnątrz, zamykając słupek. Ottila rozluźnił się, spojrzał między nogi i zmarszczył twarz. Nie tylko bolał go smród kwaśnych oczu, ale wszystkie spodnie z zewnątrz były usiane niewielkim, nieprzyjemnym kolorem, śmierdzącym drysnyakiem. Nie było mowy o toalecie. Nawet krople biegunki migotały na ścianie.
Incefalopata stał przy kolumnie i widząc sierżanta, który opuścił posterunek, szybko do niego podbiegł.
– Witam! apchi – pochlebiał.
– Czekasz na wnuka? – zapytał sarkastycznie Piąty.
– Jaki wnuk? Apchi, – głupi Arutun Karapetowicz.
– Co tu budujesz dla mnie grymasy? A może jest twoim wspólnikiem? Co planujesz, goście?
– Kto? Apchi – Harutun był przerażony.
– Co budujesz głupca? Twoja przyjaźń jest poszukiwana federalnie. Jesteś z nim
– Ach? apchi – potrząsnął policzkami Incefalopatą. – nie W ogóle go nie znam. Pierwszy raz widzę.
– A więc co dla niego gotujesz? Dźgnij, wujku. – Nagle sierżant zaszczekał. Harutun cofnął się. – On wykorzystał dla ciebie, jak dla ciebie i dla ciebie?
– Ach, apchi, znam go, ale to bardzo źle i tylko dzięki jego żonie.
– co? – Pent uśmiechnął się.
– Śpię z jego żoną! – potwierdził Harutun. Sierżant uśmiechnął się szeroko i poszedł strzelać do piwa.
– A kiedy zostanie wydany? – powtórzyło echo w holu.
– Jak toaleta jest w domu i odpowiedź nadejdzie. Więc przez trzy dni mam prawo go przelecieć.
– Czy mogę mu pomóc? – zasugerował Harutun do całego lobby.
– Umyć toaletę?
– Tak, zostanie wydany szybciej.
– Nie, nie powinienem.
Harutun ze smutkiem spuścił głowę: Mdaa… dotarł tam i nie ma pieniędzy, a Klop został opuszczony.
– Czy masz pieniądze? – ktoś wyszeptał prosto do małżowiny usznej. Zadrżał całym ciałem i odwrócił się. Za nim stał gruby chorąży w mundurze policyjnym i żuł twardego burgera.
– Nnnet.
– dlaczego Om mniam mniam.
– I pieniądze, apchi, – Harutun pomylił się i wyciągając palec wskazujący, szukając uczniów, wskazał na drzwi posterunku policji. – A pieniądze od mojego apchi, szefa kuchni, tam w monkeyclip z Klop.
– Co za błąd? Czy to przezwisko?
– Nie, jego nazwisko, apchi, został zatrzymany do czasu ustalenia tożsamości.
– Ach! Om mniam mniam., Więc chodźmy, weź od niego pieniądze, jakby dla siebie, i daj mi je.
– Ahhh. Ma, apchi, kartę.
– Przepraszam – A policjant wycofał się w głąb placu.
Tydzień później Pluskwa została zwolniona z 78. posterunku policji. To była piąta gałąź z rzędu, zaczynając od policjantów i wszędzie, gdzie mył toalety. Nikt przed nim się na to nie zgodził. I musiał zmyć coroczny brud.
Harutun był zmęczony czekaniem na niego na stacji przez tydzień, było dobre lato. Skontaktował się z miejscowym gopotem i bezdomnymi. Jego ubrania zamieniły się w podłogową szmatkę. Jego spuchnięta twarz z «lodu» – środka czyszczącego do kieliszków etanolu popijanych przez bezdomnych i tym podobne – zmieniła kolor na czerwony jak tyłek szympansa. Jego oczy były pełne łez, nie tylko żalu, ale także strasznego kaca. Siedział w przejściu na moskiewską stację metra. Kapelusz leżał do góry nogami i leżał na podłodze. Można było zobaczyć w nim dziesięciocentówkę: jedną, pięć i dziesięć monet. Usiadł na kolanach i lekko szlochał. Fingalsowi nie brakowało łez.
– Harutun? Ottila zawołał: «Co się z tobą dzieje?»
– Ach? Apchi, kapral powoli uniósł oczy.
– Wstań, siedzisz tutaj? – Podszedł pluskwa i podniósł kapelusz.
– Nie dotykaj, apchi. – krzyknął histerycznie Harutun i złapał kapelusz. Jakaś mała rzecz wyskoczyła na marmurową podłogę i zadzwoniła. Dzwonek usłyszeli stojący w pobliżu bezdomni. Wyglądali przyzwoicie i młodziej.
– Hej, cóż, zejdź z łajdaka. – krzyknął jeden z nich
– Nie przeszkadzaj mu, aby zarabiał na chleb, schmuck. – przestraszyłem drugiego.
– Vali, Vali. – wspierał trzeci, – żywy.
– Mówisz mi, młodzi ludzie? – miejscowy detektyw generał Klop otworzył oczy ze zdziwieniem.
– Och? Tak, to wcale nie jest dziecko.
– Czy to krasnolud?
– Tak, i Murzyn. Heh – I zaczęli zbliżać się do Pluskwy.
«Nabój» – zaskomlał Harutun, klęcząc. – uciekaj, szefie. Opóźnię je. Mimo to już mnie pobili i zmusili do żebrania.
– Nie ssy, wyjaśnię im w Sarakabalatanayaksoyodbski, że nie możesz obrażać osób starszych. Ottila odpowiedział pewnie i podwinął rękawy.
– Och, Zyoma, postanowił na nas wpaść – na drania, najzdrowszego z nich i łysego.
– Szary, przeciągnij go do wiadra. – wsparty cienki i w tatuażach, wskazujący na urnę.
– Mówię od razu, uspokójcie młodych ludzi, ostrzegam was ostatni raz. – spytał uprzejmie Klop, patrząc zdrowo w oczy. Wziął go ogromnym pędzlem za kołnierz i unosząc go, podniósł go do oczu. Uśmiechnął się ehidno i gwałtownie wciągnął powietrze. Otworzył oczy, jakby z zaparciami, i powiększył usta, jakby chciał włożyć żarówkę Iljicza do ust. Goon puścił zarośla i pochylił się, chwycił krocze obiema rękami.
– Ahhhhh!!!! – utopił wszystkich wokół.
Ottila wylądował na nogach i kucając zadał drugi cios piłkom, ale pięścią.
Uderzył pięścią pięścią w minutę, tak szybko, że trudno było rozróżnić ręce, a na koniec uderzył piętą w jabłko Adama podskokiem. Szyja powoli opadła do przodu i opadła czołom na marmurową podłogę, miażdżąc wszystko, co wystawało na siebie. Ottila skoczył na bok, nie trafiając w upadek. Jego ziomki są rozwiewane przez wiatr. Ogólnie rzecz biorąc, przejście zostało oczyszczone z wszelkiego rodzaju freeloaderów – pijaków.
Ancefalopata wstał, opierając się na ramieniu szefa kuchni.
– Dziękuję apchi, patron. Myślałem, apchi, umrę tutaj.
– Jak do tego doszło? Zamknęli mnie na tydzień? I już tak zatonąłeś.
«A on?!»