Kroniki Nicci. Terry Goodkind. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Terry Goodkind
Издательство: PDW
Серия: Fantasy
Жанр произведения: Детективная фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788381887175
Скачать книгу
nie mógł wykorzystywać daru. Pomogła mu wrócić do zdrowia po tym, jak Andre wszczepił mu serce umierającego głównego tresera Ivana. Nathan poczuł ukłucie w piersi, płomień bólu wzdłuż blizny. Bum, bum. Bum, bum. Nowe serce było silne, odzyskał dar i znowu był czarodziejem.

      – Kiedy Utros pojawił się tu ze swoją armią, czarodzieje próbowali rozmaitych czarów – odezwała się Elsa. – Nie obawiali się skutków działania swojej mocy i raczej nie przejmowali się konsekwencjami. Chcieli ochronić Ildakar bez względu na cenę.

      Szli skrajem urwiska opadającego niemal pionowo ku rzece. Nierówna skalna ściana była upstrzona pomostami i kładkami prowadzącymi do tuneli, którymi z dołu przenoszono towary. Elsa wskazała ku bagniskom na południu.

      – Spójrz tam, pradawni czarodzieje zatopili dolinę i zamienili ją w zdradliwe moczary.

      Była w purpurowej jedwabnej szacie, raczej wygodnej niż eleganckiej. Nawet jako członkini dumy nie dbała o przepych i wspaniałość przynależne jej pozycji. Zawsze była taktowna, starała się umacniać społeczność Ildakaru i chciała, żeby inni byli zadowoleni. Miała niewolników do prac domowych, lecz dobrze ich traktowała. Kupowała nawet dodatkowych służących, których nie potrzebowała, tylko po to, żeby ich ocalić przed areną lub innymi uwłaczającymi zajęciami.

      Po rebelii Lustrzanej Maski Elsa przemówiła do swoich niewolników, także wzburzonych ogarniającymi Ildakar nastrojami. Tamtej nocy i ona była pokryta kurzem, popiołem i krwią po walce u boku Nathana i Nicci z okrutną władczynią Thorą. Powiedziała służącym, że mogą iść, dokąd chcą, ale że ma nadzieję, iż zostaną w jej domu. Większość została.

      Nathan, znając dar Elsy, zapytał:

      – Czy możemy w jakiś sposób wykorzystać do obrony twoją transferentną magię? Albo do zaatakowania generała Utrosa?

      – Pewnie tak. – Pogładziła podbródek, nieświadomie naśladując gest Nathana, który uznał, że to rozczulające. – Mogłabym umieścić w Ildakarze kotwiczącą runę, ale żeby transferentna magia zadziałała, symbol komplementarny musiałby znajdować się w punkcie docelowym. Mogłabym na przykład nakreślić runę przy ogniu w mojej willi, potem przenieść żar i sprawić, że generał Utros buchnie płomieniem. – Umilkła. – Ale ktoś musiałby nakreślić taką samą runę na jego piersi. Nie sądzę, żeby na to pozwolił.

      – Ja też w to wątpię. No ale wykorzystajmy wyobraźnię, wykroczmy poza zwyczajne możliwości. Może jest coś jeszcze.

      Patrzyli, jak z góry rzeki nadpływa barka, pełna skrzyń, koszów i worków – zapasy żywności, której Ildakar będzie potrzebować z powodu wznowionego oblężenia. Robotnicy zeszli kładkami i chwiejnymi pomostami na nabrzeże. Wydawali się maleńcy u podnóża urwiska, kiedy wyładowywali towary. Inni z wysiłkiem ciągnęli liny, kręcili korbami i wciągali ciężkie pakunki w górę klifu, na podesty i do odpowiednich tuneli.

      – Poślemy wieści w górę i w dół rzeki – powiedziała Elsa. – Ildakar potrzebuje wszelkich towarów, jakie mogą dostarczyć inne miasta, i drogo za nie zapłacimy.

      – Miasto może przez dłuższy czas wytrzymać oblężenie – rzekł Nathan. – Przez stulecia pod całunem byliście samowystarczalni.

      Elsa potaknęła.

      – Lecz jak sam powiedziałeś, podstawy magii się zmieniły. Czar petryfikacji zanikł. Świat dopiero zaczyna odczuwać skutki zmian wywołanych przez przesunięcie gwiazdy.

      Nowe serce Nathana drgnęło na te słowa.

      – Przynajmniej zostało zapieczętowane rozdarcie w zasłonie zaświatów i nie musimy się już lękać Opiekuna czy armii nieumarłych.

      – Mamy dostatecznie wielu wrogów w realnym świecie.

      Kiedy tak spacerowali, opowiedziała mu o swoim życiu w Ildakarze. Była szczęśliwie zamężna z czarodziejem Derekiem, miłym mężczyzną o mocnym darze, interesującym się muzyką i sztuką. Demonstrował prawdziwą magię, grając na lutni – jego muzyka była o wiele bardziej poruszająca niż jakikolwiek czar. Po latach małżeństwa Elsa żartowała z jego rosnącego brzucha, a Derek jej odpowiadał, że chce się w ten sposób upewnić, że szczerze go kocha. Pewnego wieczoru zmarł, zakrztusiwszy się rybią ością, kiedy jadł późną kolację w swoich pokojach. Nie było przy nim nikogo, kto mógłby mu pomóc. Elsa znalazła go rankiem. Opłakiwała jego stratę przez większość stulecia, lecz teraz już potrafiła – z tęsknym uśmiechem i błyskiem w oku – opowiadać o swoim mężu.

      Nathan wysłuchał jej opowieści i zapytał:

      – I nie wybrałaś sobie innego męża spośród tych wszystkich szlachetnie urodzonych i czarodziejów Ildakaru?

      Popatrzyła na niego nieśmiało.

      – Nigdy nie spotkałam mężczyzny, który by dorównywał Derekowi życzliwością czy czarującymi upodobaniami. – Zbyła to gestem. – Nie jestem już płochą młodą kobietą szukającą miłosnych uniesień. Mam całkiem dobre życie.

      Nathan odruchowo odgarnął z ramion siwe włosy.

      – O, moja droga, jestem przekonany, że wciąż masz w sobie tę płochą młodą kobietę. Poznaję to po twoich oczach i uśmiechu.

      Odwróciła się, ale dopiero wtedy, kiedy już zauważył jej zarumienione policzki.

      Wspomniała o prastarych kryptach na niższych poziomach Ildakaru, wykorzystywanych przez najwcześniejszych czarodziejów jako laboratoria i gabinety.

      – W tamtych dniach mający dar byli potężniejsi. Wypracowali tak straszliwą magię, że bali się ją wykorzystywać. Wtedy nie było takiej potrzeby.

      Nathan pomyślał przelotnie o potężnej magicznej wiedzy w archiwach Cliffwall; lecz było ono poza ich zasięgiem.

      – Wygląda na to, że my mamy teraz taką potrzebę. Jeśli masz jakieś sugestie…

      – W Ildakarze są miejsca, o których nikt nie myślał przez ponad tysiąc lat – powiedziała Elsa. – Pod całunem nieśmiertelności nie musieliśmy się opierać żadnym zewnętrznym niebezpieczeństwom i nawet się nam nie śniło, że kamienna armia mogłaby się przebudzić.

      – Pamiętasz, gdzie są te miejsca? – zapytał Nathan.

      Poprowadziła go pochyłą ulicą do następnej, prowadzącej do rozleglejszych otwartych przestrzeni, placów targowych, zagród, magazynów, rozległych dzielnic hałaśliwych, cuchnących warsztatów, jak kuźnie i garbarnie. Pozdrawiali cieśli piłujących kłody i wytwórców mebli. Wszyscy rzemieślnicy pracowali pomimo oblężenia. Tkacze stali przy swoich wielkich krosnach, tkając materiały o skomplikowanych wzorach, magicznych albo po prostu ozdobnych.

      Niektórzy podejrzliwie patrzyli na dwoje obcych, ale Nathan pozdrawiał ich serdecznym gestem. Elsa poprowadziła go obok dokazujących dzieciaków, warczącego psa, kowala odcinającego cienkie paski stali i wykuwającego z nich gwoździe, które następnie wrzucał do drewnianego cebra.

      Tam, gdzie miasto graniczyło z równiną, natrafili na duże kopce przypominające zniszczone bunkry; tylko tyle zostało z rozpadających się starych budowli, będących niegdyś wieżami astronomów i modyfikatorów pogody. Kiedy mający dar przenieśli się na wyższe poziomy miasta, te prastare budowle stały się magazynami, mieszkaniami dla robotników lub po prostu stertami surowców do ponownego wykorzystania. Niektóre z pagórków miały jeszcze kamienne drzwi prowadzące do środka, nadal zapieczętowane.

      – Tutaj. – Elsa podprowadziła Nathana do piaskowcowej wysepki będącej fundamentem wspaniałej budowli, dawno temu zniszczonej przez żywioły; okazało się, że wejście jest zamurowane. – Tu były podziemia. Wejść mogli wyłącznie najważniejsi czarodzieje, lecz nigdy nie znalazłam żadnych zapisków wyjaśniających, co tu właściwie