– A czego chcesz od Orona? – burknął jeden z mężczyzn.
– Przyszedłeś, żeby go zabić? – zapytał z nadzieją w głosie inny. – Jeśli tak, to ci pomożemy.
– Nie, nie przyszedłem go zabić. To potężny czarownik. – Bannon nie dowierzał własnym uszom. – Ildakar będzie potrzebować jego daru do walki z generałem Utrosem. – Popatrzył na nich chmurnie. – I waszej pomocy też będziemy potrzebować. Każdy powinien walczyć w obronie miasta.
– Już oddaliśmy Ildakarowi, co trzeba – stwierdził mężczyzna na kanapie, kładąc stopy na delikatnej tkaninie. – Teraz czas, żeby miasto się nam odwdzięczyło.
Bannon nie miał ochoty ciągnąć tej sprzeczki.
– Chciałem tylko porozmawiać z synem Orona, Brockiem.
Niewolnik na kanapie wskazał w głąb siedziby.
– Są gdzieś tam w budynkach dla zwierząt. Ponieważ wielu niewolników odmawia skórowania, Oron musi to robić sam.
Niewolnik w fotelu zarechotał.
– Pora, żeby też sobie pobrudził ręce krwią. Kazał Brockowi i temu drugiemu chłopakowi, Jedowi, zakasać rękawy. Skoro się tam wybierasz, to uważaj, bo i ciebie zmusi do roboty. Skóry same o siebie nie zadbają, a jest sporo do zrobienia, bo inaczej zwierzaki padną pod ciężarem własnego futra.
– Bbbędę to mieć na uwadze. – Bannon z trudem przełknął ślinę. Słodka Matko Morza.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.