Kroniki Nicci. Terry Goodkind. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Terry Goodkind
Издательство: PDW
Серия: Fantasy
Жанр произведения: Детективная фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788381887175
Скачать книгу
nimi Nicci rzekła twardo:

      – Jesteście członkami dumy. Czyż żadne z was nie uda się do generała Utrosa dla dobra miasta? Nie ruszycie się stąd i nie będziecie rokować z waszym największym wrogiem?

      Elsa westchnęła w głębokim zamyśleniu. Damon i Quentin spojrzeli na Orona, jakby się spodziewali, że najnowszy członek dumy podejmie wyzwanie, ale on czyścił sobie paznokcie małym sztyletem.

      – Dość tych głupot – powiedziała Nicci. Już kiedyś kroczyła wśród wrogich wojsk, widziała najgorsze czyny Imperialnego Ładu. – Trzeba to zrobić. – Popatrzyła na Nathana. – Będziesz mi towarzyszyć, czarodzieju? Obydwoje możemy przemówić w imieniu lorda Rahla.

      – Oczywiście – odparł z melancholijnym uśmiechem. – Setki lat spędziłem na studiowaniu historii. Będę zachwycony, mogąc poznać samego generała Utrosa.

      ROZDZIAŁ 13

      Bramy Ildakaru rozwarły się z głuchym zgrzytem. Usunięto wszystkie zaklęcia blokujące i ochronne – czarodzieje wspólnie nad tym pracowali. Olbrzymie płyty wzmocnionego drewna zaczęły się ze skrzypieniem otwierać na wielkich zawiasach.

      Rozpuszczone blond włosy Nicci rozwiał wiatr, który się wśliznął przez poszerzającą się szczelinę. Czysta czarna suknia ściśle przylegała do jej sylwetki. Obok niej stał Nathan – jego postać także cieszyła oczy: siwe włosy wyszczotkowane do połysku, zdobiona złotem szata czarodzieja sprawiała, że wyglądał imponująco i władczo.

      Wysokie na trzydzieści stóp bramy Ildakaru ważyły mnóstwo ton. Początkowo były architektonicznym ozdobnikiem; otwierano je wyłącznie w czasach pokoju i bezpieczeństwa.

      – Mogliśmy wyjść przez furtę dla kupców – odezwała się Nicci, patrząc na o wiele mniejsze wejście u podstawy olbrzymich wrót.

      – Ale to wywarłoby dużo mniejsze wrażenie – sprzeciwił się Nathan. – A powinniśmy im zaimponować. Nie będziemy się przemykać jak myszy, gotowe czmychnąć do norki. To Ildakar i chcę pokazać Utrosowi, że jesteśmy godni miasta. Nie boimy się.

      Kiedy brama wreszcie majestatycznie się otwarła, Nicci spojrzała przez rozległą równinę. W bezpiecznej odległości od murów czekali na nich niepoliczalni nieprzyjacielscy żołnierze – cofnęli się, żeby wysłannicy mogli swobodnie opuścić miasto, nie lękając się zasadzki.

      Nathan pogładził świeżo ogolony podbródek.

      – Wiele czytałem o generale Utrosie. To szanowany, honorowy mąż. Dotrzymuje warunków, jakie obiecał. – Uśmiechnął się. – Nie mogę się doczekać spotkania z człowiekiem, który wyszedł z historycznych zwojów. Mam wiele pytań o międzywojnie, o Żelaznego Kła, o jego jedyną w swoim rodzaju bitewną taktykę przynoszącą mu zwycięstwo za zwycięstwem. – Popatrzył przez bramę na czekającą na nich ogromną armię. – Lecz przypuszczam, że dyskusja będzie musiała zaczekać do czasu, aż jego oddziały zrezygnują z opanowania miasta i zabicia nas wszystkich.

      – Powiemy generałowi, jak świat się zmienił, odkąd jego i jego ludzi zamieniono w kamień. – Nicci uniosła brodę. – Kiedy pozna całą historię i swoją całkiem odmienną sytuację, to, jeśli rzeczywiście jest takim wielkim wodzem, może przyłączy się do imperium D’Hary. Jeżeli Utros odda swój militarny geniusz w służbę lordowi Rahlowi, będzie mógł wspierać słuszną sprawę, a my zyskamy niezrównanego sojusznika.

      Nathan się roześmiał.

      – Albo będą zbyt wściekli, żeby posłuchać głosu rozsądku, gdy się dowiedzą, że przez stulecia byli kamieniami i stracili wszystko ze swoich czasów.

      – Tak też może być – przyznała Nicci.

      Nathan spochmurniał.

      – Nie wątpię, że Utros będzie ogromnie poruszony, kiedy się dowie, co spotkało imperatorową Majel. Była jego kochanką… i dobrze to się dla niej nie skończyło.

      Dogonił ich zaniepokojony Bannon. Długie rude włosy związał rzemykiem, ubrany był w luźną brązową ildakarską koszulę, ciemne spodnie i nowe buty.

      – Idę z wami. Będę was bronić, jeżeli żołnierze spróbują jakiegoś podstępu.

      Kiedy indziej Nicci wykpiłaby propozycję młodego człowieka, ale Bannon już pokazał, jaki jest odważny, chociaż jego żywiołowość i naiwność przysparzały niekiedy problemów. Lecz i tak nie zapewniłby im większego bezpieczeństwa.

      Nathan odpowiedział tak łagodnie, jak tylko potrafił:

      – Nas dwoje zupełnie wystarczy, drogi chłopcze. Oczekujemy, że będziesz bronił Ildakaru, jeśli nam się nie powiedzie.

      Chociaż Bannon najwyraźniej mu nie uwierzył, cofnął się, z powagą skinąwszy głową. Członkowie dumy i ciekawscy mieszkańcy Ildakaru zebrali się, pełni nadziei, ale pozwolili, żeby to Nicci i Nathan podjęli ryzyko.

      Kiedy brama otwarła się na całą szerokość, Nicci i Nathan wyszli za mury i skierowali się ku dawnemu polu bitwy. Nicci patrzyła na chmary żołnierzy podzielonych na karne pułki. Dziesiątki tysięcy ludzi ustawiły się jak gwardia honorowa, wyznaczając drogę do kwatery generała.

      Obydwoje szli pewnym krokiem. Pradawni żołnierze stali ramię przy ramieniu. Niektórzy trzymali nowe, zaimprowizowane proporce powiewające na wietrze ze znakiem płomienia – symbolem Kurgana. Patrzyli prosto przed siebie, z nieruchomymi twarzami, jakby znowu byli posągami. Nicci przyjrzała się ich hełmom, skórzanym kamizelom pokrytym metalowymi płytkami, okrągłym guzom, rozszerzającym się naramiennikom. Każda twarz była szarawa, jakby zakurzona, co wskazywało, że czar petryfikacji nie całkiem się rozproszył. Wiedziała, że tych żołnierzy będzie trudno zabić.

      Kiedy przypadkiem obudził się pierwszy, Ulrich, chciała, żeby duma dokładniej zbadała jego stwardniałą skórę, by odkryć słabe punkty, ale szlachetnie urodzeni aż się palili, żeby rzucić go na arenę.

      – Wyglądają na twardych wojowników – mruknął Nathan.

      – Naszym jedynym zmartwieniem jest generał Utros. Jeśli zdołamy go przekonać do zmiany zdania, nie będziemy musieli się przejmować resztą jego armii.

      Dwoje niechętnych emisariuszy kroczyło wytyczoną drogą; nie spieszyli się. Nicci uznała za godne uwagi niesamowite milczenie ogromnej armii. W wojskowych obozach Imperialnego Ładu panował ruch i rozgardiasz – rąbanie drewna i ostrzenie stali, szczękanie ćwiczebnych mieczy, wrzaski jeńców, chrapliwy rechot hazardzistów, porucznicy i kapitanowie wykrzykujący rozkazy. Armia Utrosa była złowieszczo karna i cicha.

      Zbliżyli się do drewnianej budowli wzniesionej ze z grubsza ociosanych bali, ozdobionej malowidłami i prowizorycznymi proporcami – zdobyczne materiały, bo własność armii i jej wyposażenie zniszczały z upływem wieków.

      Przed wejściem stało czterech wartowników; ze środka wyłonił się wysoki, chudy mężczyzna, w którym Nicci rozpoznała naczelnego dowódcę Enocha.

      – Generał jest gotów was przyjąć – powiedział.

      – Spieszno nam załatwić tę sprawę, żeby mógł odmaszerować wraz ze swoją armią – odparła Nicci.

      Weteran popatrzył na Nathana, potem na czarodziejkę.

      – Jesteście władcami Ildakaru? Wodzem-czarodziejem i władczynią?

      Nathan się zaśmiał.

      – O nie, przywództwo w mieście się zmieniło od waszego ostatniego spotkania.

      – Jesteśmy gośćmi Ildakaru, a wasze oblężenie nas w nim zamknęło – powiedziała szorstko Nicci. – Przybyliśmy mówić w imieniu mieszkańców miasta jako neutralni wysłannicy. –