Mrra, choć tak rozradowana, pojmowała, czego trzeba Nicci. Jej siostra prosiła, żeby krążyła skrajem obozu, obserwowała potężną armię – żeby jej siostra mogła patrzeć bystrymi kocimi oczami.
W willi Nicci przewracała się z boku na bok na jedwabnych prześcieradłach; błękitne oczy miała zamknięte, lecz we śnie strzelała nimi dokoła. Obydwie – ona i Mrra – widziały ogrom zagrożenia stojącego pod Ildakarem.
ROZDZIAŁ 11
Generał Utros leżał – nie śpiąc – późną nocą w swojej kwaterze; przytulały się do niego dwie nagie kobiety. Ava i Ruva leżały nieruchomo, ale wiedział, że nie śpią. Czuł dotyk ich skóry, chłodnej i gładkiej, ciał twardszych od kobiecych krągłości, których zwykł dotykać. Jego skóra była twarda, bodźce przez nią odbierane były przytłumione jak dobiegający z oddali głos.
Ruva się poruszyła i Ava połączona z bliźniaczką więzią zrobiła to samo. Utros, leżąc nieruchomo, z czarodziejkami po bokach, wpatrywał się w strzechę i rozmyślał o jedynej kobiecie, której szczerze pragnął, o namiętności, która wciąż żyła w jego kamiennym sercu. Nie kochał tych lojalnych bliźniaczek, ale dawały mu to, czego potrzebował.
Majel dawała mu o wiele więcej.
Według niego przebywała daleko, w stołecznym Orogangu, z imperatorem Kurganem, któremu Utros przysiągł wierność. Wciąż czuł się związany tą przysięgą, lecz dręczyły go namiętność i upór, żeby służyć obydwojgu, chociaż to pragnienie go rozdzierało i niszczyło.
Jeśli wierzyć pasterzom yaxenów, Majel dzieliła teraz od niego nie tylko odległość. Widział uroczą cesarzową zaledwie parę miesięcy temu – tak mówiła mu pamięć. Czy to możliwe, że wraz z armią był spetryfikowany przez stulecia? Że ta piękna i namiętna kobieta od dawna nie żyła? Nie zniesie tego, jeśli to prawda. Musiał się dowiedzieć – ale jak pozna prawdę na tej rozległej równinie, daleko od Orogangu i imperium Żelaznego Kła?
Po cóż miałby walczyć, skoro Majel nie żyła, a imperator Kurgan był jedynie prochem?
Utros zamknął te troski w odrębnej części umysłu, jakby zbudował tamę na strumieniu. Odcięte ową tamą myśli i troski by go zatopiły, gdyby nie znalazł właściwych odpowiedzi.
Słyszał, jak wokół jego namiotu żyje obóz. Drewniane konstrukcje wzniesiono pospiesznie, ze z grubsza ociosanych pni i gałęzi. Jego żołnierze wykonali dobrą robotę, zważywszy na niewielkie środki. Zawsze lojalnie mu służyli, a i on nigdy ich nie zawiódł. Był ich wodzem.
W trakcie wieloletniej służby przywykł do podróżowania z wygodnym namiotem – z futrami i zasłonami, stołami zarzuconymi mapami i planami bitew. Chciał zadowolić Avę i Ruvę i teraz miał je w łożu; każdą obejmował krzepkim ramieniem, jakby chciał je zmiażdżyć o własne ciało, przejąć ich energię. Leżeli pod świeżo wyprawioną skórą yaxena. To nie było to samo, co starannie tkane koce czy gładkie jedwabne prześcieradła w pałacu w Orogangu, lecz był to pierwszy krok.
Cienki materac wypchano suchą trawą. Byłby kłujący i niewygodny, lecz stwardniała skóra Utrosa nie reagowała na takie drobnostki. Dym z koksowników unosił się, uciekając przez szczeliny w strzesze. Przytłumiony czerwony podblask palących się drzewnych węgli i kadzidła spowijał kwaterę generała łagodnym światłem. Dym był gęsty, ale Utros niemal go nie czuł. Czarodziejki dodały do ognia specjalne zioła – czasami miewał dzięki temu wizje i objawienia. Lecz teraz jego zapylone płuca zdawały się niewrażliwe na ich działanie.
Ale nie potrzebował wizji. Miał swój rozum i mógł układać plany.
Zwiadowcy powrócili do głównego obozu z zaopatrzeniem; w paru osadach na wzgórzach obrabowali drwali, samotnego wędrowca, dwóch mężczyzn wiozących na mułach towar do Stravery; wszyscy potwierdzili informacje uzyskane od pasterzy, Boyle’a i Irmy.
Wkrótce oddziały wypadowe znajdą większe miasto i przyniosą potrzebniejsze narzędzia i materiały.
Jego niezwyciężona armia miała sprawić, że świat zadrży. Utros przemaszerował przez rozległe ziemie i zawładnął całym kontynentem w imieniu Żelaznego Kła, bo mu to przysiągł, a on zawsze dotrzymywał słowa.
Teraz czuł się jak żebrak. Jego wielka armia, chociaż dalej potężna, była niczym więcej jak zbieraniną uchodźców. Żołnierze nie mieli namiotów ani jedzenia, nawet jeśli już nie musieli jeść. Przed nimi wznosił się wspaniały Ildakar, ogromny i niezdobyty, kpiąc sobie z nich swoimi bogactwami i sposobem życia.
Utros musiał się dowiedzieć, co się przytrafiło jego armii. Musiał wiedzieć, co powinien teraz zrobić, i zrozumieć te informacje, zanim jego niezliczeni żołnierze zaczną sobie uświadamiać, że ich wódz nic nie wie.
– Wiem, że nie śpicie – powiedział na głos. – Obie.
Ava odsunęła się od niego i podparła na łokciu. Ruva tuliła się do jego szerokiej piersi, jakby chciała dodać mu otuchy swoim biustem, brodawkami jeszcze twardymi po czarze petryfikacji, a nie z podniecenia. Ona też się odsunęła.
– Musimy się dowiedzieć, co się stało z Ildakarem, co się stało z imperium. Komu mamy teraz służyć.
– Służymy Żelaznemu Kłowi – odpowiedziała Ruva. – Jak zawsze.
– A co, jeśli Żelazny Kieł to tylko proch w krypcie, zapisek w księgach historii?
Kobiety milczały przez chwilę, a potem Ava powiedziała:
– To będziesz służył samemu sobie, jak my zawsze ci służyłyśmy.
– Nie zabiegam o własną korzyść – burknął Utros. – Nie jestem jakimś tyranem. Nie działam dla sławy.
– Ty może nie, ukochany Utrosie – powiedziała Ruva – ale my służymy tobie. Wspierałyśmy Kurgana tylko dlatego, że ty postanowiłeś mu służyć. Wszyscy twoi żołnierze walczą dla ciebie, a nie dla Żelaznego Kła. Zdobyłeś ich lojalność. Prowadziłeś do sławy. Żelazny Kieł to jedynie kleszcz na psim uchu, pęczniejący od krwi.
Utros odrzucił ciężką skórę yaxena i usiadł.
– Kurgan jest moim imperatorem. Gdybyście powiedziały to w Orogangu, wyrwano by wam języki i usmażono na waszych oczach.
– Nie jesteśmy w Orogangu – zauważyła Ava. – Wiesz, że to imperium powstało dzięki tobie, a nie Kurganowi.
– Imperator nie zasługuje na ciebie, ukochany Utrosie, lecz my cię szanujemy, dlatego spełniamy twoje życzenia – dodała Ruva.
– Rzućcie jakiś czar albo ześlijcie mi wizję, żebym ujrzał swoje miejsce w świecie. Będę bezlitośnie walczyć, broniąc tego, ale tylko wtedy, kiedy będę wiedział, co to jest!
– Już wiesz. – Ava ześliznęła się z łoża i podeszła do ognia, rzuciła na węgle więcej suchych liści, skierowała dym ku Utrosowi i siostrze; generał wyczuł słodkawą woń ziół. – Pasterze yaxenów już ci powiedzieli. Nie uwierzyłeś im?
Utros westchnął.
– Nie chcę im wierzyć. Mówicie, że jestem sercem tej armii, ale siłę czerpię z tego, że służę swojemu imperatorowi.
I zdradziłem go z jego żoną… którą kocham.
– Może i byłem silny i poprowadziłem żołnierzy do wielu zwycięstw, lecz bez imperatora jestem jak strzała bez cięciwy. On jest moim wodzem.
Ava wróciła do łoża i usiadła przy Utrosie. Zaczęła gładzić jego pierś, a Ruva plecy. Dotykały jego policzków, gładkiej