Krwawa Róża. Nicholas Eames. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Nicholas Eames
Издательство: PDW
Серия: Fantasy
Жанр произведения: Героическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788380626782
Скачать книгу
na świecę, którą Róża ustawiła na komodzie obok drzwi. W końcu odważyła się zapytać:

      – Czy ja naprawdę go zabiłam?

      Najemniczka zanurzyła szmatkę w misce stojącej u jej stóp.

      – Cyklopa? Nie, nie zabiłaś go. Ja poderżnęłam mu gardło.

      Pam nie wiedziała, czy powinna poczuć z tego powodu ulgę czy raczej zawód.

      – Chybiłam zatem.

      – Zależy, w co chciałaś trafić – stwierdziła Róża, wskazując bandaż opasujący jej prawe udo.

      Pam potrzebowała chwili, by zrozumieć.

      – Nie…

      – Tak.

      – Trafiłam ciebie?

      – Trafiłaś mnie – potwierdziła najemniczka. – Ale marnie ci poszło. Krwawiłam mocniej po wyjęciu drzazgi.

      – Postrzeliłam cię… postrzeliłam… – powtarzała oszołomiona Pam. Zdumienie stłumiło nawet ból głowy.

      Róża wyżęła szmatkę.

      – Mów, co chcesz, ale pięćdziesiąt tysięcy widzów z Wąwozu i tak umrze w przekonaniu, że ubiłaś cyklopa jedną strzałą.

      Po tych słowach zapadła cisza. Para pijaków przeszła pod oknem sypialni, bełkotliwie śpiewając. Jeden zatrzymał się na moment, by ulżyć sobie pod ścianą Reduty Buntowników, a potem potruchtał za oddalającym się przyjacielem. Pam również zbierała się do wyjścia, gdy kolejne słowa najemniczki osadziły ją w miejscu.

      – Mało brakowało, a doprowadziłabym dzisiaj do jego śmierci – oznajmiła, przykładając szmatkę do czoła Bezchmurnego. – Byłam zbyt niezdarna. Nieodpowiedzialna. Powinniśmy uderzyć na bestię pospołu, ale ja chciałam pokonać ją w pojedynkę. Naraziłam tym członków grupy i omal nie straciłam barda. – Zaśmiała się ponuro. – Tatuś nie byłby ze mnie dumny.

      – Byłaś nieustraszona – zaprotestowała Pam.

      – Nieustraszona? – Głos najemniczki stał się nagle ostry jak klinga sztyletu. Podniosła głowę, ale jej oczu nie było widać spod nasrożonych brwi. – Nie, Pam. Bałam się jak diabli.

      Bezchmurny poruszył się na łożu. Wymamrotał ciąg melodyjnych słów w języku, który Pam wzięła za druiński.

      Róża pogładziła pokrytym odciskami palcem futerko na jednym z długich uszu.

      – Powinnaś już iść – rzuciła, ale bez wrogości w głosie. – Znajdź Brune’a i Corę, oni o ciebie zadbają. Głupio byłoby przegapić pierwszą imprezę w Obozie Wojowników.

      Pam przytaknęła, po czym obróciła się, by wyjść.

      – Przy okazji… Zyskałaś przydomek.

      Dziewczyna zatrzymała się i odgarnęła kosmyk włosów za ramię. Najemniczka była odwrócona plecami do niej, z tej perspektywy wydawała się niesamowicie drobna, choć była przecież legendą. Krwawą Różą.

      – Jaki przydomek? – zapytała.

      – Jaki? Wkrótce sama się dowiesz.

      – A niech mnie, jeśli to nie Bard we własnej osobie!

      Zdyszana po wspinaczce na szczyt wzniesienia Pam podała wujkowi cynowy kubek pełen kawy, który przyniosła, a potem ujęła w obie dłonie własny napitek.

      – Litości – mruknęła. – Ty też? Co ty tu w ogóle robisz? Szukałam cię po całym obozie.

      – Wyszedłem nogi rozprostować – odparł Branigan. – Oczyścić umysł. Pożegnać się.

      – Z czym? Z miastem?

      Leżący na wschód od tego miejsca Ardburg wyglądał jak kupa posępnego kamienia nakrytego kożuchem dymu.

      – Z nim też.

      Na tej wysokości wiatr był wyjątkowo chłodny, dlatego Pam dziękowała losowi za to, że zanim tu wlazła, przywdziała czyjąś kapotę, całkiem niezłą zresztą, obszytą skórą i lamowaną na kołnierzu srebrem. Owinęła się nią teraz szczelniej i obrzuciła spojrzeniem panoramę Obozu Wojowników. Nie umiała sobie przypomnieć większości wydarzeń z minionej nocy (może to i lepiej), ale to, co kołatało się pod jej czaszką (na przykład wylanie połowy flaszki agriańskiego bimbru prosto w zakrwawiony oczodół Alkaina Tora), wydawało się jakimś koszmarem. Wiedziała tylko jedno: tej nocy złamała chyba wszystkie zasady wymyślone przez ojca i przy okazji parę tych, których jeszcze nie wymyślił.

      – Co ci się nie podoba w przydomku Bard? – zaśmiał się Branigan. – Jest niezły. Nie lubisz go?

      – Nie zasłużyłam na niego – wymamrotała.

      – Nie zasłużyłaś? Pam, zabiłaś cyklopa jedną strzałą! Wiesz, ilu strzał ja potrzebowałem, żeby ubić taką bestię?

      – No ilu?

      – Ani jednej! W życiu nie mierzyłem się z pieprzonym cyklopem. Gdybym spotkał takiego w Wyldzie, tak bym spieprzał, że pogubiłbym buty. Poza tym nie umiem strzelać z łuku.

      – To podobnie jak ja.

      Wujek zerknął na nią podejrzliwie.

      – O czym ty mówisz?

      – Spudłowałam. Nie trafiłam w stojącego tuż przede mną potwora wielkości chaty, a w dodatku… – Zamilkła, by sprawdzić, czy są sami na szczycie wzgórza. Byli, ale i tak zniżyła głos do szeptu. – Ugodziłam Różę.

      Branigan opluł się gorącą kawą.

      – Co zrobiłaś?

      – Wpakowałam strzałę w Różę! – wysyczała.

      Spoglądał na nią przez moment w niemym osłupieniu.

      – Zabiłaś Różę?

      – Nie, skąd… – Pam westchnęła ciężko. – Tylko ją drasnęłam. Ale to ona zabiła cyklopa, nie ja.

      – Jak?

      Pam przeciągnęła palcem po gardle, imitując gest podrzynania.

      – Chlasnęła go po tętnicy, a gdy padł…

      – Pamiętam. – Branigan się skrzywił. – Miazga.

      – Miazga – powtórzyła za nim. – A teraz wszyscy mają mnie za jakąś… Sama nie wiem, za kogo mnie mają, ale minionej nocy trzech promotorów próbowało mnie podkupić. Jeden z nich obiecywał, że wystawi mnie za miesiąc w samym Pięciodworze, żebym walczyła jako harcowniczka dla Kruków Burzy! A ja jestem przecież tylko zwykłym bardem! – poskarżyła się na głos. – U licha, nawet nim nie jestem tak naprawdę!

      – Jesteś Bardem – poprawił ją Branigan. Pociągnął łyk kawy, po czym spojrzał w zamyśleniu na północ i zdobiące ją białe szczyty łańcucha górskiego. – Nie mamy wpływu na to, co myślą o nas inni ludzie. Wczoraj stałaś się legendą, Pam. A legendy są jak toczące się kamienie: lepiej usunąć im się z drogi, jeśli ci życie miłe.

      – Czy ty to właśnie wymyśliłeś? – zapytała.

      Wujek uśmiechnął się przebiegle.

      – Ależ skąd. Zwędziłem to powiedzenie twojej mamie.

      Pam wybuchnęła śmiechem, a potem przez dłuższą chwilę wpatrywała się w jego twarz: złamany nos, przyprószoną siwizną brodę, zmarszczki wokół oczu.

      Kiedy on