– Ale może warto pomyśleć o lepszym starcie dla nas?
– Lepszym starcie? I kiedy wrócimy? I z czym wrócimy? – pytałam zdenerwowana.
– Z pieniędzmi na mieszkanie.
– Będę miała mieszkanie. Wiesz przecież, że babcia kupiła je dla mnie. Teraz jest wynajmowane, ale potem będzie moje. Obiecała mi to.
– Justyś, to zaledwie jeden pokój. – Skrzywił się. – Jak ty chcesz żyć w kawalerce?
– Moi rodzice zaczynali też w jednym pokoju.
– I skończyli na trzech – westchnął Michał.
– No i co? Mało? Są nieszczęśliwi?
– Może byliby szczęśliwsi, gdyby mieli dom. Kto to wie…
Zaczynała mnie denerwować ta rozmowa. Nie dość, że te wszystkie rewelacje o wyjeździe spadły na mnie jak grom z jasnego nieba, to teraz jeszcze okazało się, że jestem dzieckiem nieszczęśliwych rodziców, a ten stan wynika z naszych beznadziejnych, według Michała, warunków lokalowych. Totalny idiotyzm!
– Michał, poczekaj… – Złapałam go za rękę. – Skończmy studia, przecież to nastąpi już za chwilę. Potem wyjedźmy na rok czy nawet więcej. Przecież jesteśmy już na ostatniej prostej!
– Chyba ty jesteś… – Michał wzruszył ramionami. – Ja z magisterką jestem jeszcze w lesie. Biernacki mnie nie puści.
– Może trzeba było się zabrać do roboty – mruknęłam. – A nie wszystko zwalać na Biernackiego. Ja nie chcę wyjeżdżać, Michał.
– Mam jechać sam?
– Nie chcę, żebyś jechał – wydukałam. – To wszystko zmieni. Uważam, że to bardzo zły pomysł.
– Po prostu rozsądnie patrzę na życie. Dbam o to, by wejść w dorosłość tak, jak chcę, a nie do czego jestem zmuszony. Nie chcę potem żebrać u rodziny.
– Michał…
– Nie rozumiesz! – Wstał i zaczął zbierać się do wyjścia. – Studia zawsze można dokończyć, a taka okazja może się już nie powtórzyć. Nie kumam, że tego nie rozumiesz! – warknął zdenerwowany.
Ja z kolei zupełnie nie rozumiałam jego podejścia. Zawsze uważałam, że trzeba skończyć jedną rzecz, by zacząć drugą. O dziwo, potem życie w najmniej przewidywalnych okolicznościach to zweryfikowało, ale wtedy byłam pewna jednego – że trzeba zamknąć jedne drzwi, by otwierać kolejne. Michał chciał iść jak burza, biec przez życie, nie zważając na zamknięte bramy i wysokie płoty. Nie dbał o to, że niektóre drzwi za nim same zatrzaskują się z hukiem i nie ma już powrotów do przeszłości.
Wtedy Michał wyszedł, a ja zostałam sama, ze zburzonymi planami na przyszłość. A raczej z mocno niepewną i zawirowaną taflą mojej przyszłości. Lubiłam, gdy w życiu wszystko było poukładane. Nie tolerowałam nagłej zmiany planów. Wydawało mi się do tej pory, że w tym byliśmy z Michałem do siebie podobni. Lubiłam niespodzianki, ale ta była na zbyt wysokim poziomie abstrakcji.
– Pokłóciliście się? – Do pokoju weszła mama.
– Nie wiem… Nawet nie jestem pewna, czy można to tak nazwać – jęknęłam. – Po prostu różnica zdań. Ale na tyle ważna, że nie wiem w ogóle, co o tym myśleć. Michał chce jechać do Stanów.
– Na wakacje?
Pokręciłam głową.
– Nie, do pracy. Budować nam dobry start czy jakoś tak. Mamo, on chce przerwać studia, by harować na budowie i zarabiać dolary.
– Ale przecież nie będziecie mieli złego startu. Skończycie całkiem porządne studia, pracę w rachunkowości zawsze znajdziecie. Jakbyście mieli być razem, to przecież i mieszkanie jest, to od babci, a ona na pewno się zgodzi, byście wcześniej tam zamieszkali, lokatorzy mają przecież trzy miesiące wypowiedzenia…
– Mamo, Michałowi jest wszystkiego za mało. Za mało pieniędzy, zbyt małe mieszkanie… – Westchnęłam.
– Justynko, z jednej strony to dobrze, że on wciąż chce wyżej, mocniej, bardziej… – Zamyśliła się na chwilę. – Tylko trzeba się zastanowić, czy akurat tędy droga. Może warto najpierw skończyć studia, zamknąć pewien etap w życiu, a nie tak zostawić wszystko rozbabrane.
– To samo mu mówiłam.
– A on?
– On stwierdził, że trzeba szybko podejmować decyzje, łapać okazję, gdy się nadarzy, bo może się nie powtórzyć.
Mama westchnęła.
– Mamo, ja tak nie umiem… Nie jestem typem giełdowego gracza, nie umiem szybko zmieniać planów. Przyzwyczajam się do tego, co mam i do tego, co chcę osiągnąć. Ja już widziałam nas w tej kawalerce. Artur się oświadczył Magdzie i jakoś myślałam, że i u nas będzie wszystko takie uporządkowane. Ślub, małe mieszkanie, które wspólnie będziemy remontować, kiedyś dziecko…
Spoglądała na mnie spod przymrużonych powiek, jakby z powątpiewaniem.
– Co? Za dużo romansów się naoglądałam? – zapytałam.
– Może za mało rozmawiałaś z Michałem o przyszłości – zasugerowała mama.
– Nie rozmawiałam wcale – przyznałam.
– I chyba to był błąd… Co teraz?
– Nie wiem sama. – Wzruszyłam ramionami. – Mam nadzieję, że nie wyjedzie. Ale ma już bilet, więc marne szanse, że zostanie w Polsce. Chce nawet kupić bilet dla mnie…
Spojrzała na mnie z przestrachem.
– Mamo, spokojnie. Zawsze chciałam wyjechać do Stanów na wakacje, wiesz przecież, ale nie tak nagle, nie zawalając wszystko, nad czym tutaj pracowałam przez tyle lat. Chcę zakończyć jeden etap. Może po obronie pojadę tam na chwilę, ale na pewno nie chcę rzucać wszystkiego po to, by zmywać naczynia w knajpach. Mamo, według niego Stany to spełnienie marzeń!
– A według ciebie nie… – Mama wzruszyła ramionami. – I tę swoją odmienność musicie uszanować, a na dodatek jakoś postarać się z nią żyć.
– Pamiętasz? – Uśmiechnęłam się smutno. – Kiedyś też myślałam, że tam jest raj na ziemi.
Mama chyba nie pamiętała, bo wyglądała na zdezorientowaną.
– Pamiętasz, jak marzyłam o lalce Barbie? Gdy byłam mała, przyjechali do nas przyjaciele babci z czasów wojny. Pamiętasz? Ci, co wyemigrowali do Stanów.
– Tak? – Mama nadal nie wiedziała, do czego zmierzam.
– Podarowali mi lalkę, dokładnie taką, o jakiej marzyłam. Poza tym mnóstwo słodyczy, i to takich, jakich u nas nie było. Ale, mamo, ta lalka była dla mnie wtedy spełnieniem marzeń. Stany Zjednoczone jawiły mi się niczym idylla. Może teraz właśnie tak jest z Michałem? Byleby żadnej lalki Barbie tam sobie nie znalazł…
Potem rozmawialiśmy z Michałem jeszcze kilka razy o naszej przyszłości. O tym, co nazwałam „kiedyś tam”. „Kiedyś tam” mieliśmy sprawić sobie duże mieszkanie, na które Michał zarobi w Stanach. „Kiedyś tam” będziemy mieli dzieci, najlepiej dwoje. „Kiedyś tam” Michał skończy studia, które właściwie