– Nawet za bardzo nie zobaczyłeś tego Grudziądza. Jakoś nie było okazji.
– Nieważne gdzie, ważne z kim. – Michał pocałował mnie w usta. – Idę zrobić nam śniadanie. Nie ruszaj się z miejsca.
Wcale nie miałam zamiaru ruszać się z miękkiej, pachnącej jeszcze naszą wspólną nocą pościeli. Uśmiechnęłam się. Dla mnie też był to uroczy weekend. Babcia wyjechała do sanatorium w Inowrocławiu i poprosiła, bym przyjechała na tydzień, żeby pilnować domu, podlewać kwiaty i co jakiś czas palić światło w oknach.
– Nie wiadomo, Justynko, czy złodzieje akurat nie przyjdą. Trzeba sprawiać wrażenie, jakby w domu cały czas ktoś był. Nawet czasem możesz postukać w ścianę czy pohałasować.
Nie wiem, czy babcia miała na myśli akurat tego typu hałasy, które miały miejsce tamtej nocy. Spędziłam w jej mieszkaniu kilka dni, a na weekend przyjechał stęskniony Michał z wielkim bukietem róż.
Z Michałem spotykałam się już od prawie dwóch lat i bardzo nie lubiłam się z nim rozstawać, choćby na krótko. Dlatego też przyjechał do Grudziądza od razu, kiedy tylko mógł.
Poznaliśmy się na studiach. Przez pierwsze dwa lata mijaliśmy się na korytarzach, znając się tylko z widzenia. A potem trafiliśmy do jednej grupy na kierunku finanse i rachunkowość. Grupa ta skupiała najlepszych studentów, którzy często oprócz nauki nie mieli w życiu nic do roboty. My byliśmy nieco inni. I ja, i Michał czuliśmy się początkowo bardzo nieswojo wśród osób sprawiających wrażenie, że są zafascynowani wyłącznie czytaniem grubych naukowych książek, liczeniem nieskończonej ilości słupków i prognozowaniem wszystkiego, co się da, więc od początku trzymaliśmy się razem.
Na pierwszym wykładzie, na którym jeszcze wypadało być, przycupnęliśmy gdzieś z tyłu, obok siebie.
– Dalej usiąść się nie dało? – Uśmiechnął się do mnie.
– No nie. – Roześmiałam się po cichu, ale oczywiście po chwili zobaczyłam karcący wzrok dziewczyny w okularach, która siedziała tuż przede mną.
– Michał – przedstawił się.
– Justyna. – Podałam mu rękę.
– Wygląda na to, że jesteśmy razem w grupie. Zatem warto się zaprzyjaźnić.
Zaprzyjaźnialiśmy się przez całe studia. A w zasadzie pod koniec trzeciego roku byliśmy już nierozłączni. Uczyliśmy się razem, wspólnie spędzaliśmy wakacje. Czy snuliśmy plany? Może i tak, ale ja zawsze wiedziałam, że trzeba skończyć studia, a potem myśleć o przyszłości. Michał, jak się okazało, myślał o niej już wcześniej.
2
Któregoś dnia, tuż pod koniec studiów, przyszedł do mnie rano. Był niezwykle zadowolony. Zastał mnie w piżamie, ku wielkiej rozpaczy mojej mamy, która po pierwsze, nie uznawała wizyt przed południem, a po drugie, nie tolerowała przyjmowania gości w strojach odbiegających od ogólnie przyjętych norm. Przykrótka piżama flanelowa z oderwanym górnym guzikiem była jak najbardziej odbiegająca od jej ściśle określonych zasad.
– Nie mogłem się doczekać, by ci o tym powiedzieć. – Usiadł na moim łóżku.
Mama celowo zostawiła drzwi otwarte, bo przecież mój widok w samej piżamie na pewno mógł rozochocić Michała do tego stopnia, że nie zważając na obecność rodziców, rzuciłby się na mnie niczym wygłodniały wilk.
– O czym? – wysapałam, wciąż jeszcze nieprzytomna.
– Wyjeżdżamy!
– Ale dokąd? Kiedy? – Nie wiedziałam, o czym on w ogóle mówi. Nie pamiętałam, byśmy planowali jakikolwiek wyjazd. – Jakieś zimowe wakacje? Ferie?
– Do Stanów! – wykrzyknął.
– Do Stanów? O czym ty mówisz? A sesja?
Czekały nas ostatnie egzaminy i obrona pracy dyplomowej. Michał wciąż nie mógł wybrać tematu, dwa razy już zmieniał promotora, a ja w zasadzie już wszystko miałam przemyślane i byłam na dobrej drodze do zakończenia studiów w terminie.
– Olać sesję! – Michałowi z podekscytowania świeciły się oczy. – Taka okazja może się nie powtórzyć!
– Czekaj, powoli…. Albo ja się jeszcze nie obudziłam, albo ty coś plączesz. – Wstałam z łóżka. – Poczekaj, przyniosę kawę.
Poszłam do łazienki, umyłam zęby i opłukałam twarz zimną wodą. Jakie Stany? O co chodzi? Miałam wrażenie, że tak dobrze znany mi facet zwariował, a stabilny grunt, który zawsze był pod moimi stopami, nagle zaczął się osuwać, a ja bardzo szybko traciłam nad tym wszystkim kontrolę.
Nadal nic nie rozumiejąc, poczłapałam do kuchni, gdzie natknęłam się na karcący wzrok mamy.
– Ubrałabyś się. – Skrzywiła się z niesmakiem.
– Mamo, przecież nie chodzę na golasa – burknęłam.
– Tego by jeszcze brakowało! – Mama wyjęła dwa kubki z szafki. – Zrobię wam kawę i przyniosę. Śniadanie wam też zrobić?
Uśmiechnęłam się i pocałowałam mamę w policzek.
– Z serem i pomidorem? – zapytała. – Jak zawsze?
Entuzjastycznie pokiwałam głową.
– Zaraz przyniosę.
Nieważne, ile miałam lat, zawsze było tak samo. Byłam wtedy ciekawa, czy gdy przekroczę pięćdziesiątkę, mama dalej będzie mi robić kanapki z serem i z pomidorem. A może będzie robić je moim dzieciom?
Kiedy wróciłam do pokoju, Michał siedział na tapczanie. Pościel schował już do środka. Zawsze był bardziej uporządkowany niż ja, denerwował go bałagan i chaos. Dlatego też byłam zaskoczona jego niespodziewaną wiadomością. Nie znałam go od tej strony. Nigdy nie podejmował decyzji spontanicznie.
– Siadaj! Wszystko ci opowiem. – Przesunął się i zrobił mi miejsce obok siebie.
Usiadłam i spojrzałam pytająco.
– Pamiętasz mojego kuzyna Marka? – zaczął.
– Raz chyba go widziałam – potwierdziłam. – Ten z Koszalina?
– Tak. I on kilka lat temu pojechał do Stanów.
– Już wiem, spotkałam go, gdy kiedyś odwiedził twoich rodziców.
– No właśnie, to on. Wygrał zieloną kartę i teraz pracuje tam legalnie, w małym warsztacie samochodowym. Jego teść ma firmę budowlaną i potrzebuje rąk do pracy. Jak najszybciej – mówił zafascynowany.
– No i? – zapytałam, chociaż wiedziałam już, do czego Michał zmierza.
– I dzwonił do mnie tydzień temu. Zaproponował mi, bym pojechał. Opłaca mi przelot, to teraz tylko jeszcze musimy skombinować kasę na samolot dla ciebie. Ale damy radę.
– Czekaj, tydzień temu? Dla mnie? – zdziwiłam się. – Ale, Michał, poczekaj… Od początku… Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałeś?
– Chciałem ci zrobić niespodziankę.
– No i zrobiłeś – mruknęłam. – Kiedy to miałoby być?
– Na początku lutego – oświadczył spokojnie Michał.
– To już za miesiąc! A studia?
– Nie wiem, może dziekankę się weźmie.