Niepokorna. Madelina Sheehan. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Madelina Sheehan
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7976-495-2
Скачать книгу
że moje wargi się rozwarły. Zatopił między nimi język, przesunął go po moim języku i zaczął badać wnętrze moich ust. Nie, „badanie” nie jest odpowiednim słowem. Wszczął oblężenie moich ust. Plądrował i łupił, aż nie pozostało mi nic innego, jak oddać mu pocałunek. Więc całowałam go z całym zapałem i żarem szesnastolatki, która nigdy przedtem nie była całowana, a która teraz całuje swego wymarzonego mężczyznę.

      A to naprawdę coś.

      Nie mam pojęcia, jak długo się całowaliśmy. Gdy człowiek jest młody i zafascynowany, zupełnie zatraca poczucie czasu. Ale jak to bywa z wszystkim, co jest związane z seksem, wkrótce samo całowanie stało się niewystarczające. Rozpaczliwie garnęłam się bliżej. Rozpalona, bliska eksplozji, chwyciłam rękę Deuce’a i oderwawszy ją od moich włosów, położyłam sobie na piersi, pojękując prosto w jego usta. Chciałam więcej, o wiele więcej.

      Chciałam, żeby mnie dotykał, chciałam poczuć jego ręce na moim ciele, jego nagą skórę przy mojej.

      Uniósł mnie wyżej i wepchnął rękę od tyłu do moich spodni. W jednej dłoni ściskał mój pośladek, a drugą wsunął mi pod trykotową koszulkę i ugniatał moją pierś. Coś równie cudownego nie zdarzyło mi się nigdy dotąd. Gdyby mnie poprosił, wskoczyłabym na tylne siodełko jego motocykla i odjechała z nim na koniec świata.

      – Deuce – wydałam stłumiony okrzyk. – O mój Boże, Deuce.

      Wcisnąwszy biodra pomiędzy moje uda, napierał na mnie ciałem. Nasze ocierające się o siebie dżinsy, jego dłonie na moim ciele, jego język w moich ustach – coś się działo, a ja nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle; czy to za wiele, czy za mało. Coś, czego pragnęłam bardziej niż następnego oddechu.

      Deuce umieścił mnie inaczej i przełożył rękę na przód moich dżinsów.

      – Dobrałem się do ciebie – warczał prosto w moje usta. – Mam cię. Wpuść mnie, dziewczynko, niech się, kurwa, dzieje, co chce.

      Wsunął we mnie palce, a ja z całej siły zacisnęłam się wokół nich. Moja cipka na przemian kurczyła się i wybuchała, pulsując pod wpływem cudownych doznań.

      Deuce pochylił głowę, przyciskając swoje czoło do mojego.

      – Szkoda, że nie mogę tego poczuć na moim fiucie.

      O Boże.

      Wyjął rękę z moich majtek, po to, by znów bawić się moim biustem. Przesuwał dłoń od jednej piersi do drugiej, potrącając palcami brodawki. Natrafiwszy na medalion, uchwycił go i spojrzał na mnie.

      – Dziecinko – wydyszał – a cóż to jest, u diabła?

      – Dałeś mi go – powiedziałam. Od tamtej chwili nigdy go nie zdjęłam. Czasami brałam go do ręki i wpatrywałam się weń całymi godzinami.

      – A, no tak – wyszeptał i zaczął pocierać kciukiem moją brodawkę, przyszczypując i uciskając skórę wokół niej. Naparł na mnie kroczem. Zaczął oddychać szybciej. Mój oddech także stał się szybszy.

      – Pocałuj mnie – wydyszałam, pragnąc jego ust. – Proszę…

      Delikatnie zassał moją wargę, lizał ją lekko, a ja odchyliłam głowę do tyłu i oparłam ją o ścianę. Wargi Deuce’a odnalazły moją szyję. Moje ciało rozpłomieniło się niczym petarda. Sięgnęłam pomiędzy nas, by wziąć go do ręki. Deuce z jękiem wcisnął go w moją dłoń. Świat przestał istnieć. Byliśmy tylko Deuce i ja, i ta cudowna, idealna chwila.

      Która gwałtownie się skończyła.

      – Kurwa – wymamrotał, przeczesując palcami włosy. – Niech to szlag. Wszystko schrzaniłem.

      Zrobiłam krok ku niemu, ale on zatoczył się do tyłu, oddalając się jeszcze bardziej. Opuściłam rękę.

      – Przepraszam – wyszeptałam, niczego nie żałując.

      Pokręcił głową.

      – Nie, kochanie. Nie zrobiłaś nic złego. To wyłącznie moja wina. Wiedziałem, że tak nie można, a i tak to zrobiłem.

      Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Nadal mnie pragnął. Widziałam to w jego oczach. Tak samo patrzył na mnie Frankie, jakby mnie chciał żywcem pożreć.

      – Jestem żonaty – powiedział cicho.

      Wiedziałam o tym. Mój ojciec miał na oku każdego, kto mu choćby w najmniejszym stopniu zagrażał. A o ludziach, których uważał za poważne zagrożenie, jak Deuce, zbierał wszelkie informacje.

      – Wiem o tym – powiedziałam równie cicho.

      – A poza tym masz szesnaście lat… a ja trzydzieści cztery.

      To także wiedziałam.

      – Kurwa – wymamrotał, przygładzając włosy. – Niech to szlag!

      Patrzył na mnie jeszcze chwilę. Widać było, że nie wie, jak się zachować.

      Zaraz potem usłyszałam, że zatrzasnęły się za nim drzwi na klatkę schodową. Zostałam sama. Usiadłam i zapaliłam papierosa. I uśmiechałam się od ucha do ucha.

      Deuce co sił w nogach uciekał od Evy, przeskakując po dwa stopnie. Wypadł na chodnik i ciężko dysząc, oparł się o mur siedziby klubu. Spieprzył sprawę. Cholernie spieprzył. Dał dupy. Odczuwał wstręt do siebie, ale jego interes był twardy jak skała i pulsował boleśnie, rwąc się do szesnastoletniej cipki. Chryste. Tak, jestem wypisz wymaluj jak mój stary. Kompletne pieprzone dno.

      Nie mógł za to winić swego małżeństwa, gdyż ten problem rozwiązywał z pomocą klubowych kurewek. To było coś innego, całkiem innego i kurewsko zagmatwanego. Od czasu, gdy sam miał szesnaście lat, no, może osiemnaście, nigdy nie pragnął szesnastolatki. Ale pożądał Evy, a teraz, popróbowawszy, jak smakowała, odczuwał dziką żądzę.

      Dziewczyna także była chętna. I nie dlatego, że ją do tego przymusił, lecz po prostu dlatego, że też go pragnęła. Nie miała zielonego pojęcia o całowaniu, ale wcale nie była z tego powodu onieśmielona, jak nastolatki, które pamiętał z czasów własnej wczesnej młodości. Eva rzuciła się w to całą sobą. A gdy szczytowała na jego palcach, cholera, to było piękne.

      Niech to szlag! Jak to, kurwa, możliwe! Jak mógł tak kompletnie stracić nad sobą panowanie? Jak to możliwe, że stracił głowę dla szesnastolatki?

      – Kurwa – wymamrotał, trąc pięściami oczy. – Cholerny świat. Spieprzyłem sprawę.

      – Taaa, spieprzyłeś.

      Deuce opuścił ręce. Jakiś metr od niego stał Preacher. Sam.

      Oj, niedobrze. Żadnych świadków zdarzenia, w razie gdyby znaleziono ciało Deuce’a.

      – Mam kamery w całym klubie – powiedział Preacher. – Nawet na klatkach schodowych.

      Deuce skinął głową. Gdyby myślał jasno, wiedziałby o tym i nie popadłby w tarapaty. Przecież on także miał kamery w swoim klubie. W tym biznesie bezpieczeństwo było nieodzowne.

      – Jesteś gotowy? – zapytał Preacher, dobywając spluwę. Deuce patrzył, jak nakłada tłumik.

      Czy jest gotowy umrzeć? Nie.

      Czy zasłużył na to, by umrzeć? Tak. Już dawno.

      Czy pokornie podwinie ogon i pozwoli, by Preacher go zabił?

      Na pewno nie

      – Marsz do zaułka, Deuce. Ale to już. – Preacher wskazał lufą drogę.

      Deuce udał, że się obraca, i szybko sięgnął po broń.