Niepokorna. Madelina Sheehan. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Madelina Sheehan
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7976-495-2
Скачать книгу
rozejrzała się dookoła i w końcu jej wzrok padł na Deuce’a. Jej stworzone do ssania fiuta wargi rozchyliły się, oczy o barwie burzowego nieba rozwarły się. Zatoczyła się lekko.

      – Deuce – wyszeptała.

      Nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć, więc wymówił pierwsze słowo, jakie przyszło mu do głowy.

      – Dziecinko.

      Kami spoglądała to na nią, to na niego.

      – Znasz go?

      – Tak – odparła Eva, nie spuszczając z niego wzroku. Jezu Chryste, te jej oczy. Była niewiarygodnie, cholernie piękna.

      – Przedstaw nas sobie!

      – Deuce, to jest moja przyjaciółka Kami. Kami, to jest… mój przyjaciel Deuce. Ale… – Zwróciła się do przyjaciółki. – On jest żonaty. I ma dzieci. Ręce przy sobie.

      Przyglądał się jej skołowany. Jest żonaty? Ma dzieci? No tak, prawda. Można powiedzieć, że w jakimś sensie jest żonaty. I, owszem, ma dzieci. Kocha swoje dzieci. Ich matkę… nie bardzo.

      – Szkoda – zamruczała Kami. – Taki motocyklista… nic dobrego z przerażającą twarzą, nadałby mi się w sam raz.

      Deuce skrzywił się z niesmakiem. Przecież powiedział tej suce, że uważa ją za niepociągającą, że nie ma najmniejszej ochoty się z nią zadawać, a jednak ona wciąż nie dawała za wygraną.

      Pieprzona dziwka.

      Pieprzona kurwa, co ma całkiem pojebane w głowie.

      – On nie jest przerażający – ofuknęła ją Eva. – On jest piękny.

      Coś takiego!

      Nikt nigdy nie nazwał go pięknym, i był pewien, że nie życzy sobie, by ktoś tak o nim mówił… do chwili, gdy Eva Fox nazwała go pięknym. Teraz zapragnął, by to powtórzyła. Ale tym razem chciał tkwić w niej po same jaja, gdy mu to powie.

      – Zatańczysz? – spytała Eva.

      Oprzytomniał.

      – Co?

      – Czy masz ochotę zatańczyć?

      – Nie.

      – Nie?

      – To nie jest muzyka, a ja nie umiem tańczyć.

      Przygryzła wargę, a on wiedział, że usiłuje nie śmiać się z niego. Zazwyczaj, gdy ludzie śmiali się z niego lub usiłowali się z niego nie śmiać – co się zdarzało nieczęsto, bo nie był zabawnym facetem – dawał im pięścią w ryja.

      Wyśmiewająca się z niego Eva sprawiła, że jego fiut drgnął. Ta suka wyprawiała z nim dziwne rzeczy. W jej obecności jego mózg nie pracował, a jaja wzbierały, gotowe zaludniać świat, tak długo, jak będzie to robił z jej cipką.

      – Każdy potrafi tańczyć – zachichotała.

      – Ja nie. Jestem beznadziejny. Moja żona mówi, że jestem pokraką.

      Eva zmarszczyła nosek.

      – Twoja żona jest pieprzoną pizdą.

      Zachłysnął się z wrażenia. Odkaszlnął. Grzmotnął się w pierś. Pociągnął długi łyk piwa. Odchrząknął.

      – Nawet nie masz pojęcia jaką, kochanie.

      Przysunęła się do niego i oparła się ramieniem o ścianę, w taki sposób, że byli do siebie zwróceni przodem. Upiła ze szklaneczki z różowym parasolikiem i pływającymi wiśniami łyk drinka, który zalatywał tequilą.

      Deuce zmrużył oczy. Ileż to czasu upłynęło od chwili, gdy widział ją poprzednio, od chwili, gdy dostał dwie kulki, bo był pieprzonym kretynem?

      Nie minęło jeszcze pięć lat, a więc wiedział, że Eva nie ma jeszcze dwudziestu jeden.

      – Ile masz lat, kochanie?

      Skrzywiła się rozbawiona.

      – Według dowodu tożsamości dwadzieścia pięć.

      Uniósł brew i uśmiechnął się.

      – A co mówi twoja metryka?

      Ze złością spojrzała mu w oczy, a on poczuł, że nachyla się ku niej.

      – Mam osiemnaście lat – powiedziała cicho i jej oczy złagodniały.

      Znał to spojrzenie. Zerżnął wystarczająco wiele kobiet i dobrze znał wszelkie objawy. Osiemnastoletnia Eva Fox podawała mu swoje futerko na srebrnej tacy.

      A on był okropnie wygłodniały.

      Kurwa.

      – Deuce? – Przylgnęła do niego, przyciskając obfite cycki do jego ramienia.

      Wpatrywał się w nią.

      – Tak?

      Nie odrywając oczu od jego twarzy, otoczyła dłonią jego biceps na tyle, na ile sięgały jej palce, i zaczęła powoli zsuwać rękę ku jego dłoni, po czym splotła palce z jego palcami.

      – Chodźmy tańczyć – wyszeptała.

      – Zgoda – odparł także szeptem, bo chwilowo zupełnie stracił i głos, i głowę.

      Jej zachwycająco pełne wargi rozchyliły się w uśmiechu, a jego fiut całkiem zbzikował. Gdyby nie pociągnęła go w stronę tańczących, przyparłby ją do ściany i solidnie wydymał.

      Wprowadziła go na sam środek parkietu zapchanego ciałami – spoconymi, wijącymi się ciałami. Deuce poczuł się tutaj absolutnie nie na miejscu, nie w swoim żywiole. A potem Eva zaczęła się poruszać, a on zapomniał o wszelkich żywiołach oraz o wychudzonych sukach i głupich wirujących kulach disco. Nie widział świata poza Evą. Nie istniało nic poza nią i tym, co z nim wyrabiała.

      Odwróciwszy się do niego tyłem, uniosła ramiona ponad głowę i oplotła rękami jego szyję. On chwycił ją mocniej, niż miał zamiar, i wpił palce w jej kości biodrowe. Jej soczysty zadek trącił go w fiuta. Deuce jęknął.

      – Wystarczy, że będziesz się poruszał tak jak ja! – wrzasnęła, przekrzykując muzykę.

      Nie potrafił. Nie mógł. Był zbyt zajęty przekonywaniem siebie, że przelecenie jej tu i teraz na parkiecie nie jest dobrym pomysłem.

      A ona wkręcała tyłeczek w jego krocze. Odchyliła głowę do tyłu na pierś Deuce’a, a jej dłonie…

      Chwyciła go za ręce, splotła palce z jego palcami i gładziła się po nagim brzuchu, biodrach, pomiędzy nogami i, niech to szlag, po cyckach. Gdy nie mógł znieść więcej, wsunął dłoń do jej spodni i dał jej to, o co go błagała bez słów.

      Z głową opartą o jego pierś, spojrzała na niego swymi szarymi oczami zupełnie niezmieszana. Jej nozdrza drgały od ciężkiego oddechu, wilgotne wargi rozchyliły się.

      Z powodu tej suki już oberwał dwie kulki. Jeśli ta noc zakończy się tak, jak Deuce pragnął, Preacher urządzi mu pogrzeb. Powinien się tym przejmować. Jego dzieci potrzebują ojca, a klub motocyklowy swego lidera. Ma do załatwienia rozmaite interesy i wcale nie jest gotowy kopnąć w kalendarz.

      Powinien się troszczyć o cały ten szajs. Ale nie mógł. A ponieważ nie mógł – bo tak cholernie chciał się z nią pieprzyć, bo aż czuł smak żądzy, od której bolał go brzuch – opuścił głowę i ucałował Evę mocno i szybko, wciąż pracując palcami i chłonąc jej krzyki, podczas gdy ciała tańczących napierały na nich, przesuwając ich w tę i z powrotem, w rytmie dudniących w uszach Deuce’a elektrycznych basów.

      Padał deszcz. Przemokliśmy do nitki.